Jak to robią Farerzy?

Pod względem miłosnych uniesień mieszkańcom Wysp Owczych daleko do egzaltowanych południowców. Na ten stan rzeczy wpływa wiele czynników społecznych i kulturowych, o których łatwo zapomnieć, patrząc na archipelag z perspektywy kontynentalnej. Dlatego zabieram was w świat farerskich związków i romansów. 

Randka w… jasno

Zacznijmy zatem od początku, czyli od wynajdywania miłosnych obiektów i randkowania. Z racji niewielkiego rozmiaru populacji (53 000 osób) już sam wybór potencjalnych partnerów jest ograniczony. Prawdopodobieństwo, że jakaś Farerka siedziała ze swoim przyszłym mężem w szkolnej lub kościelnej ławce jest matematycznie duże.

Dlatego na Wyspach Owczych stosunkowo słabo wykształciła się kultura randkowania. W końcu celem randkowania jest nie tylko rozrywkowe spędzanie czasu, ale przede wszystkim lepsze poznanie drugiej osoby. Jaki jest zatem sens głębszego poznawania kogoś, kogo zna się od dzieciństwa, wie o nim wszystko, a być może nawet ma się jakiś wspólnych przodków. Oprócz tego we znaki daje się nieustanny „sąsiedzki monitoring”. Młodzi ludzie krępują się spędzać czas we dwoje w obawie przed plotkami.

Najlepszym czasem, by chociaż chwilę być niewidzialnym jest wieczór, dlatego nastolatkowie często włóczą się po miasteczkach lub wsiach, szukając prywatności w ciemnościach nocy. Sprawa ma się dużo gorzej w miesiącach letnich, kiedy słońce prawie nie zachodzi.

Innym sposobem na chwilę intymności są wycieczki samochodowe, polegające na bezcelowej jeździe po okolicy i kończące się zaparkowaniem na jakimś odludziu. Krążą również legendy o nastolatkach szukających chwili odosobnienia w górskich tunelach. Parkują oni rzekomo auta w tunelowych mijankach i tam oddają się młodzieńczym igraszkom. Nie wiem, co czuje przeciętny farerski nastolatek i jak radzi sobie z dorastaniem w tak hermetycznej społeczności, ale podejrzewam, że nie ma lekko.

Kino lub rejs kutrem

Osobiście byłam na randkach z dwoma Farerami, jednak nie wiem w jakim stopniu reprezentują oni średnią krajową. Randka z Farerem to raczej jakaś aktywność, a niekoniecznie siedzenie w knajpie.

Farerzy lubią się przespacerować albo przejechać autem, nawet jeśli nie ma ku temu dogodnych warunków pogodowych. Poza tym standardowo w grę wchodzi kino albo mniej standardowo – rejs kutrem. Dużo łatwiej randkować z Farerem poza Wyspami Owczymi niż na samych Wyspach, chociaż dużo zależy od kraju.

Mieszkając w Kopenhadze, przez krótki czas spotykałam się z pewnym Farerem, ale niestety nic z tego nie wyszło. Umawialiśmy się, żyjąc w sporym teoretycznie mieście, z dala od jego ojczyzny.

Niestety farerskich kompatriotów można w Kopenhadze spotkać praktycznie na każdym rogu, więc naszym schadzkom każdorazowo towarzyszyło jakieś aberracyjne poczucie niepokoju, rozglądanie się i upewnianie, że w miejscu, w którym się aktualnie znajdowaliśmy, nie było innych znajomych wyspiarzy.

Jeżeli chodzi o różnice w randkowaniu między narodami polskim i farerskim, to moje ogólne wrażenie było takie, że Polacy są na pierwszych randkach zdecydowanie bardziej spięci, kontrolujący i chyba mocniej zależy im na zrobieniu dobrego wrażenia. Farerzy w pierwszym kontakcie są natomiast raczej ostrożni, ale jednocześnie nie kreują się na kogoś, kim nie są i dzięki temu chyba łatwiej uniknąć rozczarowania. Nacje nordyckie nie mają również w zwyczaju płacenia za dziewczynę, zwłaszcza na początku znajomości. Każdy rozlicza się za siebie, nieważne czy w kinie czy w barze i dzięki temu hołubione w Skandynawii równouprawnienie nie zostaje w żaden sposób zachwiane. 

Seks vs. miłość

Jeden z lokalnych rybaków powiedział mi kiedyś wprost: „w młodości najpierw szliśmy się upić, a potem po prostu wchodziło się do domu dziewczyny, która ci się podobała – drzwi przecież nie były zamknięte”.

Nie wiem, ile w tym prawdy, ale chyba zgodzicie się ze mną, że brzmi to trochę niepokojąco. Nawet jeżeli takie praktyki rzeczywiście miały miejsce, to stanowią one wyjaśnienie, dlaczego w kwestii matrymonialnej Farerzy coraz częściej przegrywają z cudzoziemcami.

Jednak patrząc na ten obraz zaspokajania potrzeb seksualnych z perspektywy obyczajowej, wyraźnie widać, że w nordyckim świecie seks jest oddzielony od miłości i stałego związku grubą kreską. Ludzie nie mają problemu z nagością, a niezobowiązujące współżycie nie jest stygmatyzujące.

Jednocześnie na Wyspach Owczych wciąż za mały nacisk położony jest na antykoncepcję i zapobieganie chorobom wenerycznym. Parę lat temu media biły na alarm, że wzrosła liczba Farerów zakażonych chlamydią. Wyspiarze dość bezstresowo podchodzą również do nieplanowanej ciąży. Aborcja na Wyspach Owczych jest zabroniona prawnie, jednak chociaż zabieg można legalnie przeprowadzić w Danii, niewiele dziewczyn decyduje się na tak radykalne rozwiązanie. Standardem jest również posiadanie kilkorga dzieci z różnymi partnerami, więc patchworkowy model rodziny nie jest na Wyspach Owczych postrzegany jako niemoralny.

Oczywiście duża część społeczeństwa to ludzie wierzący i praktykujący, odznaczający się konserwatywnym światopoglądem, jednak panuje zasada „żyj i daj żyć innym”. Poza tym im więcej zdrad i nieplanowanych ciąż, tym więcej okazji do wymiany plotek, a taką okazją żaden Farer z pewnością nie pogardzi.

„Braterska” miłość

Kwestią, która budzi duże emocje i kontrowersje w kontekście Wysp Owczych jest kazirodztwo. Przez wieki funkcjonowało ono w społeczeństwie farerskim, a na oddalonych wyspach było po prostu koniecznością. Dopiero rozwój eugeniki i genetyki napiętnował tego typu zachowania i wykazał wiążące się z nimi zagrożenia.

Na Wyspach Owczych rekordowa liczba osób w populacji cierpi np. na takie schorzenia jak IBD (nieswoiste zapalenie jelit) oraz CTD (deficyt w dostawie karnityny). Obecnie Farerzy przywiązują większą wagę do wyboru partnerów i dokładniej analizują ewentualne koligacje rodzinne. Mówi się, że związek nie budzi zastrzeżeń, jeśli stopień pokrewieństwa wynosi pięć lub więcej pokoleń wstecz. Konsekwencje małej puli genów widać we współczesnym społeczeństwie farerskim. Nie brakuje ludzi z chorobami psychicznymi  i zaburzeniami o podłożu genetycznym. Dlatego też „świeża” krew i nowe geny, jakie przywożą na archipelag cudzoziemcy, są poniekąd na wagę złota.

Geny zewnętrzne

Związki mieszane okazały się odpowiedzią na największy farerski problem demograficzny, jakim jest dysproporcja płci. Dosadniej mówiąc, nawet gdyby przydzielić po jednej Farerce do każdego Farera, to i tak dla wszystkich nie starczy. Aktualnie na archipelagu jest o ponad tysiąc mężczyzn więcej niż kobiet. Niby niedużo, ale biorąc pod uwagę farerskie standardy urbanistyczne to mamy pokaźnych rozmiarów wieś.

Kolejną kwestią jest emancypacja farerskich kobiet, które powoli podążają śladem swoich koleżanek z Europy Zachodniej i USA. Dziewczyny wychowane na amerykańskich serialach i komediach romantycznych niekoniecznie widzą się w roli żony rybaka z korowodem dzieci przy spódnicy. Coraz więcej Farerek chce się kształcić, podróżować, konsumować, mieszkać za granicą. Więcej oczekują też od związków.

W farerskim miesięczniku kobiecym „Kvinna” coraz częściej można wyczytać śmiałe deklaracje młodych wyspiarek otwarcie domagających się równouprawnienia w małżeństwie i większego zaangażowania mężczyzn w opiekę nad dziećmi. Oczywiście tego typu hasła dopiero przebijają się do masowej świadomości społecznej, jednak widać, że trendy z innych części Skandynawii rozbrzmiewają echem również na farerskich skałach.

Dziewczyny oczekują też więcej emocji w związku. Pragną, by ktoś je podrywał, obsypywał kwiatami i całował przy świetle księżyca, a takich romantycznych uniesień archetyp farerskiego macho nie jest raczej w stanie dostarczyć. Stąd coraz więcej Farerek wpada w ramiona obcokrajowców.

O ile Farerki wiążą się głównie ze Skandynawami lub Anglosasami, męska część społeczeństwa skierowała się na daleki wschód, a konkretnie do Azji. Na archipelagu rośnie liczba par farersko-tajskich i farersko-filipińskich. Nie mam jednoznacznej odpowiedzi na to, dlaczego większość Azjatek na Wyspach Owczych pochodzi właśnie z tych dwóch krajów, ale podejrzewam, że w dużej mierze zadecydował o tym przypadek.

Pierwsze dziewczyny przyjechały na Wyspy Owcze jakieś 30-40 lat temu i to od nich rozpoczął się ten orientalny łańcuszek. Wystarczyło, że jedna Filipinka dotarła na Wyspy, by po jakimś czasie dołączała do niej siostra lub przyjaciółki. Po jakimś czasie siostra ściągała koleżankę, a koleżanka zapraszała swoją kuzynkę i w ten sposób liczba Azjatek stopniowo rosła. Pojawienie się internetu sprawiło, że miejscowe swatki nie były już potrzebne, a farerscy panowie mogli samodzielnie czatować z dziewczynami na antypodach. Filipinki i Tajki okazały się nie tylko odpowiedzią na farerską dysproporcję płci, ale także rozwiązaniem podobnego problemu w swoich krajach. Zarówno na Filipinach jak i w Tajlandii to kobiety stanowią większość społeczeństwa, więc szukanie mężów za granicą jest tam w jakimś sensie koniecznością. 

Mieszanka polsko-farerska

Znam kilka polsko-farerskich związków, jednak niewiele z nich miało szczęśliwe zakończenie.

Sama przerobiłam zagadnienie od podszewki i uważam, że stworzenie relacji z Farerem jest oczywiście możliwe, ale to naprawdę twardy orzech do zgryzienia. We znaki dość szybko dają się różnice kulturowe i charakterologiczne. W niektórych przypadkach trzeba iść na spore kompromisy, terapię, trochę zrezygnować z siebie i ze swoich ambicji, ale nawet przy tak dużych poświęceniach nie ma przecież żadnej gwarancji sukcesu.

W moim przypadku istotny problem stanowiły np. różnice kulinarne. Mój eks nie był fanem polskiej kuchni, a ja z kolei nie podzielałam jego ślinotoku wywołanego zgniłą baraniną czy sosem z tłustej kiszki. Oczywiście nikt nie zmuszał mnie do jedzenia czegokolwiek, ale już samo przygotowanie tych „delikatesów” wypełniało nieznośnym odorem cały dom. Farerskie aromaty systematycznie mnie torturowały, więc paradoksalnie za rozpad mojego związku mogę w jakimś stopniu winić zgniłe mięso.

Największą przeszkodą jest jednak moim zdaniem różnica temperamentów. Funkcjonując wśród Polaków, nawet w połowie nie byłam świadoma, jak emocjonalnym i egzaltowanym narodem jesteśmy! Tymczasem na tle nieco przymulonych Farerów wypadamy po prostu ogniście.

Charakterologicznie nasze narody mają się do siebie jak niedzielny obiad u babci do karnawału w Rio. Wyspiarze są raczej małomówni (wyjątek stanowi plotkowanie), spokojni i niekonfrontacyjni. Brakuje im stanowczości, choć potrafią zachować się asertywnie. Nie są konfliktowi, często zamiatają sprawy pod dywan, ale cechuje ich pokojowe nastawienie. Lubią proste i klarowne sytuacje, ale kiedy jakaś sprawa wymaga wyjaśnień, raczej nie chcą być przypierani do ściany i zmuszani do jednoznacznych deklaracji.

U Farerów wszystko jest przecież kanska, czyli „może”. Może tak, może nie… Nigdy nie wiadomo. Tymczasem Polacy lubią drążyć, konfrontować, stawiać sprawę na ostrzu noża, narzucać wymagania. Bywamy teatralni i, kiedy trzeba, drzemy szaty jak szlachcic spod Rypina. Ta ułańska fantazja jest dla Farerów chyba zbyt dosadna i dosłowna, a może nawet w jakimś stopniu agresywna. Mimo to, na związkowym placu boju wciąż widać pary polsko-farerskie, zatem wygląda na to, że w niektórych przypadkach przeciwieństwa rzeczywiście się przyciągają.

Kinga Eysturland 

***

Jeśli podobał Ci się ten tekst,

>> ZOSTAŃ NASZYM PATRONEM NA PATRONITE <<

Więcej o nas:

MY, POLKI

5 6 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Jur
Jur
3 lat temu

Bardzo fajny tekst o ważnym społecznie zjawisku. Przeszłość i kultura determinują kim jesteśmy i jak się zachowujemy w niemal 100%.

Lubię kulturalno-geograficzno ciekawostki. Ciekawe, czy farerki skorzystają na walce z patriarchatem i czy rzeczywiście (kłopotliwie?) istnieje na WO?

Last edited 3 lat temu by Jur
Ana
Ana
3 lat temu

Świetny tekst o mało znanej mikronacji. Dzięki za taki obszerny kawałek wiedzy.