Najdroższa Babciu, nie zliczę tych godzin, które spędziłam na wspominaniu wspólnie spędzonego czasu. Doskonale pamiętam historie, które lubiłaś opowiadać. Nie...
POLKA TU MIESZKA
PODRÓŻE
NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

Gdy myślę o Polsce…
Urodziłam się i mieszkam w Stanach. Moja mama jest z Polski, a tata ze Stanów. Mam bardzo polskie imię i nazwisko po angielskim pradziadku (pra razy 8), ale mam też irlandzkie i niemieckie geny. Rodzina uważa, że nawet indiańskie, ale nie wiem, z jakiego plemienia pochodziła babcia mojej amerykańskiej babci.

Ja, dziecko emigrantów
Urodziłam się w Warszawie, ale spędziłam tam tylko rok.
Potem było prawie trzynaście lat w Niemczech, prawie cztery lata w Stanach, pół roku na Krecie, a od września czeka na mnie Irlandia. Moja mama jest Polką, tata Amerykaninem. Jestem dzieckiem emigrantów.

Emigrancka schizofrenia
Nikt nie zazna takiego rozdwojenia jaźni, jak osoba żyjąca na emigracji.
Można być zdrowym na umyśle, a miotać się pomiędzy przeciwległymi biegunami i słyszeć różne głosy w głowie niczym schizofrenik.

Emigracyjna samotność
Zanim wyjedziesz, spotkasz się z nimi jeszcze na pożegnalnej kolacji. Wyjeżdżasz przecież aż na trzy miesiące! skomentować, polubić, wysłać wiadomość głosową.

Gdzie emigrant jest u siebie?
Emigrant zapraszany jest na wesela, chrzciny, komunie i urodziny. Gdyby tylko chciał, jego kalendarz byłby wypełniony po brzegi spotkaniami rodzinnymi.

Pieprzony raj – cz. 1
Wszyscy wiedzą, że trawa zawsze wydaje się być bardziej zielona u sąsiada. Takiemu to dobrze. Prawie jak w raju – wysnuje rodak na podstawie kilku informacji przeczytanych w Internecie lub oceniając przez pryzmat wczasów all inclusive.

A ja się nie boję, proszę pani
Czy wolno mi się nie bać? Czy wolno mi lubić przestronny świat ze wszystkimi jego barwami, a jest ich więcej – tych barw – niż w marokańskim sklepiku na rogu dwóch zatłoczonych ulic?...
NASZA KSIĄŻKA
Na pobliskim drzewie widzimy zarys sępa. Ogniska nie możemy zgasić, gdyż to ono właśnie odstrasza dzikie zwierzęta. Będziemy na zmianę trzymać nocną wartę, by utrzymać ogień. Nie mamy zegarków ani komórek, by kontrolować czas. Musimy obserwować gwiazdy i według nich obliczać, kiedy minęła godzina i trzeba obudzić kolejną osobę.
Kemping nie jest ogrodzony, więc chodzą po nim strusie, a z namiotu widać wodopój, do którego ciągną zebry, antylopy i nosorożce. Guźce też się pasą nieopodal. Z naszym namiocikiem wyglądaliśmy dość ekscentrycznie, a sąsiedzi w kamperach i wielkich namiotach patrzyli na nas z mieszanką zainteresowania i politowania.
Zimowy kemping
Skrzydełko poznałam zaraz na początku roku akademickiego. Skrzydełko to ksywa, której używałam w rozmowach z Polakami, bo kolega na imię miał Vinh. Wiecie, system skojarzeń – Vinh – Wing – Skrzydełko. Mówiłam też nań Mały Wnuk, bo jego chińskie nazwisko to Sun – czyli wnuk – a był ode mnie młodszy o rok, więc mały.
W Wietnamie jak w domu
Patrzę w jej zakłopotane oczy. Ciekawe skąd jest i dokąd zmierza? Czemu leci tak daleko, czy po lepsze życie? A może pragnie przygody, rusza w podróż dookoła świata? Może ten kraj to dla niej za mało? A może się zakochała i w porywie serca postanowiła rzucić wszystko?
Mucha
Na emigracji ciągle wszystko weryfikuję, a przede wszystkim siebie, kim jestem? Bo jestem kim innym w Polsce, w Stanach, w Europie. Wpasowuję się w inne szufladki i walczę z innymi stereotypami. W każdym miejscu trzeba się odnaleźć na nowo. I nie tylko odnaleźć się samej ze sobą, ale z całym światem i kim dla tego świata jestem.
Byle nie zwariować
Kierowca autobusu miejskiego na Cyprze nie ma lekkiego życia. Nie dość, że ciężko mu się skupić na konwersacji z kolegą przez telefon, bo zawsze ktoś na niego trąbi, to jeszcze kierownica pojazdu taka wielka i oporna, że ciężko nią kręcić jedną ręką, a frappe samo się przecież nie wypije.
Wspomnienia pasażera komunikacji miejskiej w Limassol
Anselma, Królowa baru flamenco, barmanka, diwa, przekupka, artystka, sprzątaczka, kobieta z krwi i kości... To dzięki niej odkryłam, że jesteśmy takie same. Tak samo przeżywamy życie. My, Królowe własnych miejsc. My, kobiety całego świata! My, które nucimy tę samą pieśń. Ole!
My, królowe własnych miejsc
Moje zamówienie samotnie leży na ladzie. Kasa zaskoczyła, już rolka siedzi, sprytnie poprzekładana przez wszystkie wihajstry. Już ma drukować. Niestety, nie działa. Druga próba. Trzecia. Czwarta. Nie da rady, trzeba wołać Joanę, ona się zna. Dziesięć osób stoi i czeka. Jestem jedyna, która kontroluje puls i bezgłośnie wzdycha, uśmiechając się do stojących dookoła pań. Welcome to Portugal.
Welcome to Portugal
Kiedy zamieszkałam na Saharze, najbardziej ciekawa byłam tamtejszych kobiet. Tych strażniczek tradycji, zwyczajów, rytuałów. Tych, które stały się nie głowami, a szyjami rodziny – bo bez wątpienia to one zarządzają rodziną i mają na nią największy wpływ. Kobiety Sahary, które poznawałam, dzieliły się swoimi historiami – niełatwymi, okraszonymisurowością i szorstkością życia oraz wyborów. A raczej ich braku.
Kobiety mają moc
Prawo jazdy. Jeśli już ktoś musi z nieznanych przyczyn je posiadać, to normą jest wybranie się na egzamin własnym pojazdem. Prawo jazdy białasa powoduje natychmiastowy wytrzeszcz wietnamskich oczu.
Sajgon na drodze
Pół godziny po północy. Domofon. Przynieśli pranie z pralni. Wyprasowane, poskładane i oczywiście każda sztuka w oddzielnym woreczku. Bo Egipcjanie kochają foliowe woreczki. Stos koszul, koszulek i dżinsy. Dziesięć egipskich funtów z dostawą do domu. Postanawiam już nigdy nie włączać pralki, nie wspominając o żelazku.
Kairskie impresje
Pewnego popołudnia zobaczyłam z okna niedźwiedzia, chodzącego po ogrodzie. Chwyciłam za telefon, aby zaalarmować najbliższych, że właściwie jestem uwięziona przez nieproszonego gościa. Usłyszałam, by zachować spokój, bo zwierzę na pewno zaraz sobie pójdzie. Słowa te padły dokładnie wtedy, gdy miś rozłożył się wygodnie na moim trawniku.
Nieproszeni goście
Tęsknota najczęściej przychodzi niespodziewanie, pod wpływem impulsów. Może być to dźwięk, zapach, a czasami nawet kolor. Niedawno miałam okazję na kilka dni polecieć do Finlandii. I był tam las. Zielony, soczysty, pełen brzóz i sosen. Przy pierwszej okazji siadłam na mchu, opierając się o drzewo, widząc czerwone poziomki, fioletowe jagody, brązowe grzyby – niby do bólu banalne, ale nie do uświadczenia w subtropikalnych bądź pustynnych klimatach Turcji czy Gruzji. Żadnych palm i fikuśnych krzewów, po prostu porządny, pachnący las.
Choruję na polskość
REDAKCJA