EmigracjaFelietonyPolka tu mieszkapraca na emigracji

Jako już długoletnia emigrantka przyzwyczaiłam się do pytań typu: „Jak ci się tam żyje?”, „Dobrze zarabiasz?”, „Pewnie u ciebie lepiej finansowo niż w Polsce?”. Nadal jednak trudno jest się przyzwyczaić do pytań lub komentarzy na temat mojego miejsca pracy. Wywołuje ono niekiedy skrajne emocje, a także dziwne wyobrażenia lub stereotypy. Pracuję w Komisji Europejskiej już od piętnastu lat.

To banalne zdanie, nawet wśród Belgów (kraj, w którym już mieszkałam, zanim zaczęłam pracę w UE) nie zawsze wiem, czy mogę je wypowiedzieć. To dziwne, gdyż na początku byłam  dumna i nadal pragnę być z tego faktu dumna. Czuję się, jak gdybym mówiła: „jestem kryminalistką”, ewentualnie „jestem znienawidzonym politykiem”. Zdaję sobie sprawę, skąd to się bierze: z frustracji przeciętnego obywatela płacącego coraz większe podatki, z niezadowolenia na temat różnych decyzji na szczeblu europejskim. Chciałabym zatem chociaż odrobinę przybliżyć świat pracowników europejskich. 

Bez wchodzenia w szczegóły czy w lekcje z historii Unii Europejskiej, należy wiedzieć, że Unia Europejska składa się z różnych instytucji. Te instytucje to przede wszystkim Parlament Europejski, Rada Europejska, Rada Unii Europejskiej oraz Komisja Europejska. Ponadto istnieją liczne agencje europejskie oraz organy jak na przykład Europejski Komitet Regionów. W Brukseli, gdzie znajduje się większość instytucji europejskich, jest zatrudnionych około czterdziestu tysięcy pracowników czy też – jak się ich określa prawidłowo – funkcjonariuszy.

Nie lubię jednak używać nazwy – funkcjonariusz, gdyż wiem, że wielu pracowników, w tym i ja, nie ma statusu funkcjonariusza. Istnieją również pracownicy kontraktowi lub tymczasowi. Różnimy się od funkcjonariuszy wysokością wynagrodzenia, określonym czasem kontraktu oraz możliwością pięcia się po szczeblach kariery. Większość z nas jest małymi trybikami w całym systemie. To oznacza, że zupełnie nie mamy wpływu na decyzje czy ruchy polityczne w Europie. Dostaliśmy się do instytucji po zdaniu konkursu, o którym wszelkie informacje można znaleźć na stronie europejskiej agencji EPSO – https://epso.europa.eu/home_pl. Wyjątkiem są oczywiście różnego typu sytuacje jak na przykład bycie zatrudnionym jako asystent/-ka deputowanego w Parlamencie Europejskim. Pochodzimy z dwudziestu siedmiu krajów (do niedawna, czyli przed Brexitem, z dwudziestu ośmiu).

Ten cały kołowrotek różnych mentalności często mnie zaskakuje, śmieszy lub dziwi. Taka mini wieża Babel. Język angielski, ewentualnie francuski, wiedzie prym. Jednakże najczęściej używanym językiem jest tak zwany franc-english, czyli mieszanka francuskiego z angielskim, którą rozumiemy tylko my – pracownicy. To swoisty żargon, w którym mamy zwyczaj nazywać różnego rodzaju dokumenty. Bywa też tak, że dany wydział lub dyrekcja generalna są bardziej angielsko- lub francuskojęzyczne. Pomimo że Europejczyków łączy wiele wspólnych kwestii, możemy zaobserwować spore różnice między krajami północy, południa oraz tak zwanymi krajami byłego „bloku wschodniego”. Na przykład przerwa na lunch/obiad ma miejsce przeważnie pomiędzy 12:00 a 15:00. Pracownicy pochodzący z Europy północnej są głodni o punkt 12:00, a ci z południa nieco później, za to urządzają dodatkową przerwę na popołudniową kawę.

Oczywiście to wielkie uogólnienie, gdyż okazuje się, że mieszkając w Belgii od jakiegoś czasu, wszyscy po trochu stajemy się Belgami. Zaczynamy przejmować przyzwyczajenia belgijskie, jak na przykład to, że nawet Hiszpan idzie na przerwę obiadową o punkt 12:00. Najbardziej podoba mi się różnorodność nas wszystkich, a jednocześnie panujący wśród nas szacunek. Chyba tylko rozgrywki piłki nożnej, takie jak Puchar Europy lub Mundial sprawiają, że temperatura pomiędzy różnymi krajami wzrasta, ale nawet i to na zasadzie żartobliwego dokuczania sobie.

Tematy polityczne przeważnie obracamy w żart i zdajemy sobie sprawę, że niemalże każdy kraj ma coś „za uszami”. Uwielbiam rozmowy bazujące na pytaniu „skąd jesteś” i kończące się opowieściami o obecnej sytuacji w danym kraju. Kraje wschodnie jak Polska, Czechy czy Rumunia często uznają się jako wspólny mianownik przemian po 1989 roku. Opowiadamy sobie lub innym, co pamiętamy dziwnego z czasów komunizmu. Zdałam sobie również sprawę, że wszyscy w mniejszym lub większym stopniu wstydzimy się za niektóre decyzje podjęte w naszych krajach. Łączy nas również to, że wierzymy, że zjednoczona Europa, idea dążenia do pokoju w całej Europie jest największym dobrem, jakie się naszemu kontynentowi przytrafiło od momentu II wojny światowej. Obserwując wojnę w Ukrainie, tym bardziej mamy tego świadomość.  

Dziś pragnę być dumna, że jako mały trybik jestem częścią idei pokoju, demokracji i poszanowania prawa człowieka. Następnym razem na pytanie: „gdzie pracujesz”, postaram się odpowiedzieć, że pracuję dla pokoju i poszanowania demokracji w Europie i obym nigdy nie bała się tych słów wypowiedzieć…     

Anna Tylman, Belgia 

4.4 10 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
4 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Wirginia
Wirginia
2 lat temu

W samo sedno bardzo mądrze opisane 😊.

Anna
Anna
2 lat temu
Odpowiedz  Wirginia

Dziękuję!

Katarzyna
Katarzyna
1 rok temu

Bardzo ciekawe, czekam na dalsze ciekawostki między europejskie 😉

trackback

[…] wyjazdem. Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę… Że naprawdę podpisałam umowę o pracę za granicą. Że jadę do kraju, w którym nigdy nie byłam i o którym tak naprawdę nic nie […]