Felietonyadwentowa gwiazda

Czas przedświąteczny to czas refleksji, jak to kiedyś było.

Kiedyś, to znaczy przed wyjazdem za granicę, wtedy gdy mówiłam: Święta poza Polską to nie święta, nigdy w życiu, nie mogłabym przeżyć bez “Bóg się rodzi”, bez sałatki jarzynowej, sprzątania, gotowania, bigosu mamy, pasterki, karpia, bólu wątroby, Trylogii w telewizji…

Pierwszy rok we Francji, na Boże Narodzenie pędziłam do Polski. Drugi rok, znałam już przyszłego męża, gnałam do Polski trochę wolniej. Potem przyszedł wreszcie czas, kiedy miałam spędzić moje pierwsze święta na obczyźnie, z rodziną narzeczonego. Sprzątałam, piekłam, gotowałam, ubierałam choinkę, żeby było jak w Polsce.

Pierwsza blacha świątecznych pierników przypalona.

Ja ze łzami w oczach wyrzucałam je do śmietnika, mój narzeczony patrzył na mnie jak na wariatkę i pytał, czemu przejmuję się ciastkami? Prawda. 24 grudzień. Dom wysprzątany na błysk, goście weszli w buciorach roześmiani, podekscytowani, bo obiecałam polskie święta. Pięć minut później podłoga była brudna, bo przecież we Francji nie zdejmuje się butów u kogoś. Wszyscy serdeczni, głośni, szczęśliwi, a mnie trafia, bo gdzie powaga, gdzie religijne zamyślenie?

Po przydługim aperitifie, ważniejszym od samej kolacji, usiedliśmy wreszcie do stołu. Opłatek, modlitwa, czytanie Biblii. Moja francuska rodzina uczestniczyła w tradycji bez szemrania, niewiele z tego zrozumieli, ale uprzejmie milczeli, gdy tłumaczyłam, dlaczego jedno miejsce wolne, dlaczego taka liczba potraw, dlaczego nie jem mięsa w Wigilię. “To tak jak muzułmanie” – z wielką powagą znawcy wyjaśnił mój przyszły szwagier. Przemilczałam fakt, że świętowanie Wigilii Bożego Narodzenia nie mieści się koniecznie w tradycji islamu.

Pogodna, miła atmosfera. Francuska rodzina szczęśliwa, narzeczony radosny, tylko ja markotna. Nie tak, jak chciałam, coś nie tak. Nie ten kraj, nie ta atmosfera dookoła, nie te kolędy w telewizji. Pokazałam polskie święta, ale mimo serdecznego przyjęcia, nie zrozumieli. Mogłam ich za to ganić? Oczywiście, że nie. Inny kraj, inna tradycja, inne święta.

Minęło kilka lat. Urodziły się dzieci.

Boże Narodzenie wciąż we Francji – rodzinne, wesołe, czasem śmieszne, cudowne. Nie urządzam już polskich świąt dla całej, licznej rodziny, ale kilka dni przed Wigilia, w dniu urodzin męża mamy polską Wigilię dla naszej czwórki. Jest opłatek przysłany z Polski, ryba, bigos i kolędy. Ten polski, przedświąteczny akcent organizowałam z egoistyczną myślą o mnie do dnia, gdy dzieci i mąż zapytali, kiedy robimy Noël polonais. Taka nasza tradycja.

Skończyłam z przedświątecznym sprzątaniem, bo denerwowało to wszystkich, a ja byłam wykończona i rozdrażniona. Pieczemy pierniki, które dzieci tradycyjnie przypalają. Potem świętujemy hucznie Boże Narodzenie według francuskiej tradycji. Jest liczna rodzina, niekończące się rozmowy, żarty do późna w nocy, prezenty, spacery, wspólne śpiewanie francuskich kolęd. Rodzinny czas, który kochają wszyscy, zwłaszcza dzieci. Nasza własna, świąteczna tradycja.

Małgosia Bien
5 1 vote
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
7 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Awatar użytkownika
5 lat temu

rozumiem doskonale 🙂 Tylko… co wtedy, gdy ta polska wigilia, którą sama zorganizujesz, jest jedyną, jakiej Twoje dziecko może w ogóle doświadczyć, bo mieszkasz tam, gdzie się Świąt w ogóle nie obchodzi?… U mnie tak właśnie jest: albo tak, jak ja robię, albo wcale 😉

Kate
Kate
5 lat temu

Ja mieszkam w Irlandii,i to tutaj nauczyłam sie,że święto można przeżyć bez stresowo. W mieszkaniu wiadomo czysto jest bo sprząta ale na bieżąco. Wigilia to piękna tradycja ,pamiętam moja pierwszą gdzie na stole nie zagoscilo wiele rzeczy bo nie był o jeszcze polskich sklepów.I Wigilia zaczynała ale o 22 lub 23 bo sie pracowalo w tym dniu.Pozniej ż biegiem lat tego dnia miałam wolne lub wcześniej wracalo sie z pracy. I potrawy Wigilijne takie same jak w Polsce. Uwielbiam te naszą polskaz tradycję, kiedy tego dnia można siąść razem przy stole .

Dagmara
5 lat temu

Znam ten ból Świąt Bożego Narodzenia na obczyźnie. Nie miałam jednak tyle szczęścia by moje tradycje były interesujące dla tych Holendrów, wśród których znalazłam się 18 lat temu… Z czasem przyzwyczaiłam się/przystosowałam do tutejszego stylu życia. Pół roku temu odeszła moja siosrta, która mieszkała zawsze gdzieś w okolicy. Zostałam całkiem sama na obczyźnie. Ale pomimo to cieszę się na te święta, które spędzę w Anglii, u starszego syna i synowej. Z Polski przybędzie młodszy, z Berlina siostrzenica. Więc “międzynarodowe” spotkanie na szczycie :-). Menu, tradycyjne, ustalone, “program artystyczny” obgadany. Ale głównie chodzi o to, że spotykamy się wszyscy razem, nasze… Czytaj więcej »

Paulina
5 lat temu

My mamy to szczęście, że każdą Wigilię spędzamy z innymi Polakami. Choćby to miała być tylko jedna para, to zawsze mamy kogoś “swojego”.

Ewa
Ewa
5 lat temu

Zadziwia i martwi mnie to stale powtarzane slowo “obczyzna”. Naprawde czujecie sie po wielu nieraz latach obco? To smutne, to nic tylko wracac do Polski. Nie wyobrazam sobie zycia w miejscu ktore jest dla mnie obce. Dosc szybko zadomowilam sie (45 lat temu) w Niemczech. Nie bylo obco, tylko po prostu inaczej.

Awatar użytkownika
5 lat temu
Odpowiedz  Ewa

Ja się czuję w Chinach i u siebie, i obco. Jednak podział na ojczyznę i obczyznę uważam za o tyle nieprawidłowy, że ojczyzna – rozumiana jako kraj przodków – może być jednocześnie obca. Gdybym teraz miała wrócić do Polski, pewnie musiałabym się jej uczyć od nowa i zaskakiwałyby mnie równie mocno, jak w sumie swojskie już Chiny, które wszakże nie są ojczyzną, a jednak – obczyzną…

trackback

[…] nawet piekę co roku francuski bouche de Noël, bo lubię. Chcę aby moje dzieci miały magiczne wspomnienia, pełne miłości i radości, bo właśnie to jest najważniejsze w naszym domu w święta. Dużo […]