Felietony

[cmsmasters_row][cmsmasters_column data_width=”1/1″][cmsmasters_text]

Myślę, że emigracja nie tyle mnie zmieniła, co ukształtowała. Wyjechałam z kraju, mając 23 lata. Co ja wtedy mogłam wiedzieć o życiu? To na emigracji zaczęłam pracę w zawodzie, zaczęłam prowadzić dom i dorosłe życie…

Emigracja nauczyła mnie samodzielności.

Emigrując, musisz być samodzielna, albo się tego szybko nauczyć, inaczej sobie nie poradzisz. Wydaje mi się, że zawsze dawałam sobie w życiu radę, jednak to właśnie na emigracji byłam na początku zupełnie sama. Nauczyłam się w pierwszej kolejności polegać na sobie. Przyzwyczaiłam się, że to właśnie mój mąż jest moim przyjacielem, moją najbliższą osobą, z którą stawiam czoła światu. Kraje i miejsca się zmieniały, a my we dwójkę musieliśmy dawać sobie radę. Sami, bez pomocy innych. W nowym miejscu nie otoczy nas od razu grono przyjaciół.

Będąc emigrantem, nie masz w okolicy znajomego, który pomoże ci naprawić auto czy kran. Nie wiesz, jak radzić sobie ze sprawami urzędowymi, w wielu przypadkach nie wiesz do kogo się zgłosić z konkretnym problemem, czy też jak zabrać się za szukanie pracy. Musisz sam nauczyć się, gdzie robić zakupy, metodą prób i błędów testować środki czystości. Banalne, wiem, jednak żyjąc w Polsce wszystkie te rzeczy są oczywiste. Każdy wie, że sklep X jest lepszy od sklepu Y, że na produkt Z nie powinno się wydawać kasy, a pan Wiesiu na pewno zna kogoś, kto pomoże przy zepsutej pralce.

W tej chwili, choć kosztowało mnie to także niejedną łzę, mogę śmiało powiedzieć, że jestem dumna z tego, że w każdej sytuacji mogę sobie poradzić, znaleźć rozwiązanie, nie poddawać się.

Emigracja otworzyła mi też oczy na wiele spraw.

Nauczyła spojrzenia na świat z innej strony. Zaczęłam myśleć globalnie. Zainteresowałam się tym, co się dzieje nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Nauczyłam się, jak działają mechanizmy, jak kraje przeplatają się ze sobą, przenikają się. Wzięłam pod lupę historię i zaczęłam zastanawiać się, jakie układy rządziły kontynentami setki lat wstecz i co doprowadziło do tego, że naród polski ma taki charakter, a naród francuski inny. Poznałam opinie innych ludzi o Polsce, opinie z zewnątrz. Nauczyłam się, że Polska to kraj jak każdy inny, ze swoimi wadami i zaletami, jedne i drugie coraz bardziej zaczęłam dostrzegać, wyostrzyły się. Nagle zainteresowałam się tym, co się dzieje w Hiszpanii, Turcji czy w Afryce. Moi przyjaciele są rozsiani po całym świecie i chcę wiedzieć, czy są bezpieczni, czy wszystko w ich kraju jest w porządku. Nie interesują mnie jedynie newsy z Krakowa, Warszawy czy Łodzi. Interesuje mnie cały świat. W Polsce nie było mi to potrzebne do szczęścia.

Emigracja nauczyła mnie też tolerancji.

Tolerancji szeroko rozumianej. Nie tylko ze względu na kolor skóry, wyznanie czy preferencje seksualne. Tolerancji absolutnie na wszystko, na otaczający mnie świat. Tolerancji wobec ludzi z zupełnie odmiennym od mojego tokiem rozumowania. My nie musimy się przyjaźnić, ale nie musimy też od razu iść na wojnę, bo nie zgadzamy się w danym temacie. Toleruję nawyki ludzi, przyzwyczajam się do nich i szanuję obcą kulturę. Rozumiem, że ludzie w Chinach lubią dużo spać. Irytowało mnie to przez całe cztery lata, kiedy tam mieszkałam, ale starałam się to tolerować. Tak samo, jak brudne toalety i przepychanie się w kolejce. Tak mają i już. Wiem, że w Stanach wszyscy chodzą po domu w butach. Czy mi się to podoba? Nie. Czy to rozumiem? Staram się. Toleruję niemiecką oschłość, choć za nią nie przepadam. Ja taka nie jestem, ale rozumiem, że inni mogą być. Na emigracji otworzyłam się na takie zachowania. Tych odmienności na świecie jest na pęczki. I to jest przecież w tym wszystkim cudowne. Otwartość umysłu, tak to nazywam. I staram się być otwartą osobą.

Lubię te zmiany w moim życiu. Myślę, że byłabym zupełnie innym człowiekiem, żyjąc przez ostatnie dziesięć lat w Polsce. Może byłabym mniej towarzyska, mniej odważna? Może bałabym się poprosić kogoś o pomoc? Dziś czuję, że mogę przenosić góry. A wszystko to dzięki emigracji.

Martyna / Życie w rytmie slow

[/cmsmasters_text][/cmsmasters_column][/cmsmasters_row]

4.7 6 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
4 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Ewa
Ewa
5 lat temu

Mój mąż to tez mój przyjaciel i w butach chodzi się w domu na Sardyni.

Beata
Beata
5 lat temu

Ja już 10 lat na emigracji razem z mężem i dziećmi ( Norwegia ).Dzieci tu dorosły i poszły już na swoje. Oparcie ,wsparcie i przyjażń mam od męża i dzieci .To naprawdę jest wspaniałe.

Jola
5 lat temu

Oj Martyna jakbym siebie czytała … dobrze, żę chociaż miałaś męża, zawsze to zaufana osoba więcej, no i jest z kim pogadać i nie czujesz się aż tak samotnie. Ja wyjechjałam sama i sama jak palec musiałam sobie radzić we wszystkim, dokładnie tak jak to opisałaś. Nie wiedziałam na jakim poziomie mam angielski więc wszędzie jeździłam z wielkim słownikiem, to nie były czasy iphona by sobie w nim napisać co się chce powiedzieć i przetłumaczyć. Nie znałam ludzi a oni mnie i nikt mnie do/z pracy nie podwoził, bo obca byłam i z buta szłam 7 km choć wszyscy jechali… Czytaj więcej »

Dagmara
Dagmara
5 lat temu

Kochana dużo w tym prawdy ja w 2011 sama z synem wyjechałam do Irlandii i to był największy i najcięższy sprawdzian. Niestety dla mnie to też wiele nieprzespanych nocy, przeplatanych ze strachem, ogrom kryzysów i chęci poddania. Emigracja ma nie tylko plusy ale i wyniszcza. Jestem tu już 8 rok i mam dość. Dość, fałszu ludzi, traktowania mnie z zazdrością że Poleczka pnie się w biurze ,że ja nie powinnam mieć prawa awansów. Mam dość tego zakłamanego świata w którym cały czas pokazują że nie jestem stąd. Wolę biedniej ale u siebie. Jedyne z czego się cieszę ti, to, że… Czytaj więcej »