Edukacja i językiFelietonyTy wiesz

Do napisania poniższego tekstu zainspirowała mnie książka Rolanda Barthesa “Imperium znaków”.

Nie jestem językoznawczynią i mój tekst powstał wyłącznie jako osobista refleksja nad językami, którymi posługują się emigranci. 

Ojczyzna jest w języku

Język, słowa, a nawet konstrukcje gramatyczne nie tylko pozwalają nam na opisanie otaczającego nas świata. Determinują również to, jak go postrzegamy. Pierwszy język, ten który poznajemy jako niemowlęta, dzieci, a nawet jeszcze wcześniej, przed urodzeniem, język, który mimowolnie przyswajamy, dorastając w danej rzeczywistości językowej poza dosłownym znaczeniem, przekazuje nam również subtelność znaczeń, kulturalne i historyczne tło słów, ledwo uchwytne konotacje i powiązania znaczeniowe, z których często nie zdajemy sobie sprawy, nawet kiedy posługujemy się nim na co dzień. 

Kiedy zaczynamy poznawać jakiś dowolny język obcy, zazwyczaj ucząc się go w szkole, przyswajamy odpowiedniki polskich słów i nowe konstrukcje gramatyczne. Często dzieje się tak w odniesieniu do naszego pierwszego języka. To nauczanie niestety jest całkowicie pozbawione właśnie tego subtelnego sensu i ukrytych znaczeń. Kiedy jednak wyjeżdżamy do kraju tego języka obcego, czy to na wakacje, czy to na emigrację i po pierwszym powierzchownym zderzeniu z nową rzeczywistością językową zaczynamy wnikać w głębszy sens języka, zaczynamy rozumieć znaczeniowy bagaż słów.

Często jako emigranci na samym początku zaczynamy zdawać sobie sprawę niejako intuicyjnie z tych nieuchwytnych znaczeń. Dociera do nas wtedy, że tak naprawdę słowa i same języki są nieprzetłumaczalne.  

Pamiętam, kiedy po raz pierwszy

po moim wyjeździe do Francji rozmawiając z moimi polskimi przyjaciółmi, mimowolnie wtrącałam do moich zdań obcojęzyczne słowa. Nie do końca rozumiałam dlaczego, ani też nie potrafiłam tego kontrolować. Nie tak dawno natknęłam się w internecie na pewien post na emigracyjnej grupie Polaków z prośbą o pomoc w sprawie urzędowej. Pojawiło się pod nim wiele hejtu skierowanego wobec Polaków, których komentarze zawierały wtrącenia słów angielskich. Hejterzy zarzucali polskim emigrantom brak dbałości o polszczyznę, pogardę oraz śmieszność czy nawet prostactwo. Czytając te komentarze, przypomniałam sobie jeden z artykułów Rolanda Barthesa, wybitnego francuskiego socjologa i językoznawcy. Artykuł poświęcony był właśnie nieprzetłumaczalności języków. Dotarło do mnie, że kiedy jako emigranci wybieramy słowo z języków, którymi posługujemy się na co dzień, to podświadomie stykamy się z tą ukrytą w językach rzeczywistością.

Bo czyż polskie słowo urzędnik, francuski fonctionnaire czy szwecki officiell, pomimo tego, że oznaczają to samo, wywołują u nas te same skojarzenia? Czy tak samo wyobrażamy sobie szwedzkiego urzędnika jak polskiego? Czy używając po polsku słowa wolność w nawiązaniu do rewolucji francuskiej, można to słowo oddzielić od tego, co ono oznacza dla Polaków? Oddzielić je od powstania listopadowego, Solidarności czy okupacji niemieckiej i umieścić w całkowicie innej  znaczeniowo rzeczywistości francuskiej? 

Posługiwanie się językiem obcym na emigracji

sprawia również, że zdajemy sobie świadomie bądź podświadomie sprawę z tego, że słowa mają różną wartość. To samo znaczeniowo  słowo może mieć konotacje negatywne w jednym języku, by w innym przybrać znaczenia neutralne lub nawet pozytywne. Mieszkając na emigracji, mieszkamy również w emigracyjnym języku, który definiuje naszą wizję świata. Ten język, tak jak nowy kraj, staje się również naszym domem. Z czasem obnaża swoje tajemnice, których nie wychwytujemy na początku, takie jak ironia, cynizm czy językowe metafory. Z czasem nie nabieramy się już na fałszywe i ironiczne komplementy. Jesteśmy w stanie usytuować człowieka w odpowiednim miejscu społecznej hierarchii ze względu na to, jakim językiem będzie się posługiwać. 

Emigracja często przypomina mi też, że języki są przede wszystkim narzędziami stworzonymi przez ludzi. Systemami, które niezmiennie ewoluują, aby opisywać zmieniająca się rzeczywistość i służyć międzyludzkiej komunikacji. 

Często jako emigranci jesteśmy tego świadkami, kiedy po przyjeździe do Polski dociera do nas, że przez czas naszej nieobecności w Polsce język trochę się zmienił. Pewne słowa zyskały na popularności, a inne stały się archaiczne. Nikt lepiej niż emigranci nie zrozumie, że języki są nierozłączne ze zmianami zachodzącymi na świecie. Często nie tylko je podkreślają, ale również same się do nich przyczyniają. Że języki nie są jak zabytek, który należy chronić, ale jak narzędzia, które muszą oddawać naszą potrzebę. Potrzebę nadania nazwy bez względu, czy będzie to feminatyw, nazwa nowego wynalazku czy potrzeba wyodrębnienia nowej grupy społecznej.

My także rozumiemy lepiej, że bez względu na wysiłek, pewne formy odejdą w zapomnienie. Tak jak na przykład zwrot “wy”, który nawet w dzisiejszym języku francuskim zaczyna odchodzić w zapomnienie, a w języku polskim przepadł już prawie całkowicie.

Języki są dla nas jak domy, jak nasze mieszkania. Możemy je po prostu urządzić po swojemu, tak aby było nam w nich zwyczajnie dobrze. 

Paula Sauer

KALENDARZ POLKI 2023

kalendarz na cztery pory roku

Już po raz trzeci zabieramy Was w całoroczną podróż dookoła świata wraz z Kalendarzem Polki, jedynym w swoim rodzaju plannerem-książką.

Tym razem czeka na Was jeszcze więcej zdjęć i tekstów, których autorkami jesteśmy my – Polki z Klubu Polki na Obczyźnie. Znów opowiadamy o tym, co jest nam najbliższe – o życiu na emigracji oraz pasji do podróżowania i odkrywania świata. O lokalnych ciekawostkach, świętach, wyjątkowych miejscach i smakach, ale także o naszych marzeniach, wspomnieniach i przemyśleniach. 

Do każdego egzemplarza dodajemy eko torbę na zakupy w prezencie (do wyczerpania zapasów).

5 3 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze