Edukacja i języki

Mało co tak potrafi rozgrzać klawiatury jak dyskusja o feminatywach. To nic, że tekst traktuje o przemianach klimatycznych czy chorobie psychicznej, ważne, że ktoś się odważył nazwać zawód kobiety żeńską formą rzeczownika. To przecież niedopuszczalne, wbrew wszelkim regułom, poprawność polityczna zaćmiła umysł autora tekstu. Argumentów jest bez liku, żaden z nich nie ma szans na przetrwanie, bo jego obalenie będzie trwało krócej niż trzy sekundy. Ale co z tego, jak interlokutor wie lepiej.

Tymczasem to język kształtuje rzeczywistość. To, jak mówimy, jak się wypowiadamy, jakich używamy określeń i zwrotów, wpływa na nasze rozumienie świata. A to rozumienie świata ewoluuje, to, co kiedyś uważane było za neutralne, dziś takie nie jest. Zwroty, których używałam, mając piętnaście lat, nie przeszłyby mi teraz przez usta. Bo wiem więcej, bo świat się zmienił, bo nie chcę zranić innych.

Jako redaktorka tekstów ukazujących się na portalu Polek na Obczyźnie niemal codziennie dbam o to, by były one poprawne językowo,  nie godziły w niczyją godność i reprezentowały nas – kobiety.

Dzisiejsza rola kobiety to nadal nowość. Każde kolejne pokolenie dziewczynek wyrasta w innym przekonaniu i w innym świecie.

Samostanowienie, prawo wyborcze, możliwość wyboru życia takiego, jakie nam pasuje to nadal świeżynki w skali historii świata. Wystarczy wysłuchać babć, sięgnąć po książki opisujące dorastanie, nie szukajmy zbyt daleko, wystarczy pięćdziesiąt lat temu czy przypomnieć sobie własne dzieciństwo. To prawda oczywista, ale warto o niej wspominać – jeśli powtórzysz komuś tysiąc razy, że jest głupi, takim się poczuje. Jeśli wmówisz kobiecie, że jest dyrektorem, a nie dyrektorką, utrwalisz w niej męską supermancję. Proste? Okazuje się, że nie dla wszystkich. Obalmy więc najczęstsze argumenty przeciwników feminatywów.

Formy żeńskie brzmią dziwnie.

Mogą brzmieć dziwnie, skoro przez kilkadziesiąt lat skutecznie je wypleniano z języka polskiego, choć w dwudziestoleciu wojennym były powszechnie używane. Przypomnijcie sobie słowa usłyszane pierwszy raz. Wiele z nich brzmi dziwnie, prawda? To mogą być dziwaczne nazwy miejscowości, komiczne nazwy zoologiczne czy botaniczne. Dla mieszkańców takiego miasta czy wioski brzmią jednak najnormalniej w świecie. Dlaczego? Bo używają ich codziennie.

Padnie więc kontrargument, że nie sposób wymówić chirurżki czy metalurżki. Aha. Język polski dysponuje takim zasobem spółgłosek, że każdego obcokrajowca przyprawia o palpitacje serca. Przeciętni Polka i Polak bez problemu wymawiają takie nazwy miejscowości jak Skarżysko czy Szczebrzeszyn albo słowa jak różdżka. I łamią sobie język na chirurżce? Nie wierzę.

Kolejny argument to fakt, że znaczeniowo niektóre słowa już są „zajęte”, bo na przykład pilotka to taka czapka.

Być może wielu użytkowników języka nie jest świadomych istnienia homonimów – jest ich w języku polskim mnóstwo, żeby nie szukać daleko, choćby taki adwokat czy pilot, co nie przeszkadza przeciwnikom bez żadnych obiekcji tak nazywać przedstawicieli tych zawodów. Owszem można używać form pani chirurg i pani psycholog – jeśli ktoś tak woli i lubi budować długie zdania, oczekiwałabym wtedy jednak, że będzie konsekwentny i nie zawaha się przed panem pielegniarką czy panem położną, a może panem przedszkolanką?

Zastanowiliście się nad tym, że sprzątaczka, fryzjerka czy kucharka brzmią zwyczajnie, ale jeśli chcemy dodać tym zawodom prestiżu, przeskakujemy na formy męskie?

Tak, jakby żeńska końcówka oznaczała niższe kwalifikacje i gorsze umiejętności. Używanie form żeńskich to jeden ze sposobów na budowanie samoświadomości kobiet, na udowadnianie dziewczynkom, że mogą być naukowczyniami, astronautkami, prezeskami czy kim tylko zechcą. Ale to także wzrost akceptacji w społeczeństwie dla kobiet obejmujących zawody dotychczas uważane za typowo męskie.

Słychać też głosy, że nic nie stoi na przeszkodzie używania określeń neutralnych, czyli lekarz, kierowca, nauczyciel. W tym przypadku, o dziwo, męskie jednoznaczne jest z neutralnym. Niestety tak nie jest. I tu wracamy do jednego z pierwszych moich argumentów – coś co usłyszymy milion razy, już nie razi, staje się normą, czyli uzusem językowym. Dla ucha nie osłuchanego z polskim językiem na co dzień, czyli dla osoby używającej wielu języków, jest to niezwykle rażące.

Pamiętam, gdy moja córka od najmłodszych lat buntowała się, słysząc w książkach dla dzieci zwroty do czytelnika z męską końcówką. Nie była osłuchana i przyzwyczajona do rzekomej neutralności rodzaju męskiego, ona była tym szczerze oburzona. Podobnie odbieram to po ponad dwudziestu latach mieszkania zagranicą. Pamiętam jak dziś, gdy po raz pierwszy zamieszkałam w Niemczech, w 1997 roku i dostałam na uniwersytecie do rąk broszurę skierowaną do studentek i studentów. Te podwójne zwroty znalazłam później we wszystkich możliwych sytuacjach. Przyzwyczaiłam się do nich do tego stopnia, że w Polsce czuję się regularnie pomijana.

I wreszcie językowy nowotwór z PRL, czyli mówienie: lekarz powiedziała, psycholog wskazała, które nagminnie czytam i słyszę w Polsce. Moje językoznawcze serce dostaje palpitacji, widząc i słysząc takie kaleczenie polskiej gramatyki. Z resztą nigdy nie jestem do końca pewna, czy mówimy o kobiecie czy wkradła się w tekst literówka.

Pewna jestem, że argumentów za i przeciw można by przytoczyć jeszcze wiele, ale nie taki jest cel mojego tekstu. Powtórzę jeszcze raz: język kształtuje naszą świadomość, naszą rzeczywistość. Słowa mogą wspierać, ale mogą też ranić. Dlatego proszę was kobiety uwierzcie w siebie, nazywajcie się z dumą inżynierkami, redaktorkami, biolożkami, naukowczyniami, sprzątaczkami, kucharkami, patolożkami, pielęgniarkami, sprzedawczyniami. Nie pozwalajcie sobie wmówić, że żeńskie określenie waszego zawodu jest poniżające, mniej serio, nieadekwatne.

Anna Bittner

****

Więcej o feminatywach znajdziecie tutaj:

Instagram:@paniodfeminatywow

Instagram:@maciejmakselon

Instagram:@feminatywy

5 7 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Magda w RPA
2 lat temu

Super tekst! Zgadzam się w 100%

trackback

[…] które muszą oddawać naszą potrzebę. Potrzebę nadania nazwy bez względu, czy będzie to feminatyw, nazwa nowego wynalazku czy potrzeba wyodrębnienia nowej grupy […]