Kiedy się to stało? Kiedy się zgubiłam?
Znów grzęznę w gównie aż po szyję i wyżej nie podskoczę. Nie chcę się budzić, snu mam niedosyt, bo nie przespałam od miesięcy całej nocy. Dobra, wstaję. Jest 6.30, jeszcze ciemno. Mam co chwilę łzy w oczach, bo znów nie daję rady ich powstrzymać. Proste czynności wykonuję jakby przez sen, po omacku. Moja rzeczywistość jest szara jak najtańszy papier toaletowy i szorstka jak kiedyś słowa ojca. Nie mogę się zmotywować, żeby zrobić cokolwiek. Jestem zmęczona, bo nie śpię, ale śpię, idąc, wykonując proste rzeczy.
Dziś zadzwonię do lekarza, bo te najczarniejsze myśli znowu się pojawiają. Albo najpierw lekarz pierwszego kontaktu, też wypisze leki. Wstać, ubrać się, zęby umyć, zakupy wczoraj zrobiłam. Zjem płatki z jogurtem, choć nie mam ochoty. Muszę jednak szybko pogadać z Kamilą psycholożką, wiem, to najlepsze wyjście. Po drodze do pracy myślę, co warto dziś dla siebie zrobić, tak, na lunchu wyjdę na kawę i ciastko. Pójdę samą siebie dosłownie przytulić. Tyję niestety w takich momentach w tempie rakietowym, bo moja mamusia, ciocie i babcia poprzez słodycze okazywały mi miłość, nie mówiąc, tylko karmiąc… Serniczek i herbatka, sweterek w obleśnych kolorach z gryzącej wełny i kapcie lub rajstopki na urodziny.
Mówię sobie trochę na siłę: hej kochana, dziś dałaś radę, dobrze ci to wyszło! Nie wstałaś lewą nogą, jeszcze nie płakałaś, poszukaj sukcesów, zjadłaś, włosy fajnie wyglądają, oczy jakieś radośniejsze.
Zerknę na listę, co jest do zrobienia, żeby znów się nie karcić wewnętrznie, że o czymś zapomniałam. Ok, dziś wysyłka, projekt posuwa się do przodu, pranie i sport. W nawiasie: jeszcze nie czuję, że przysłowiowa korona jest u mnie na głowie, raczej mi dziś smętnie zwisa z ucha. Ha, ha, ale suchar, dowcip wraca. Wezmę to za dobry znak.
Zawsze to trwa, by zołzę depresję po raz kolejny zaleczyć.
Jak już wpadnę w jej szpony to czasem miesiąc, czasem pół roku czy rok tkwię w czarnej studni. Niestety trwa to dłużej niż przysłowiowy katar. Ale to choroba, więc codziennie marsz, noga za nogą, to sukces, że jestem w pracy, o już obiad. Wyjmuję sałatki, warzywa i owoce. Popiję kawką, eee woda lepsza, zdrowsza, dziś nie piłam dużo. Dziś mniej mnie boli głowa, plecy i mam to w nosie, że nikt mnie nie rozumie. Myślę sobie: Kochana, weź sobie coś przypomnij, coś dobrego! Mam! Zrobiłam wczoraj obiad, machnęłam dziś pracę migiem, rano wyszłam na czas. Nie musiałam zostawać na nadgodziny. Mam takie ćwiczenie, żeby zbierać, co mi wyszło danego dnia. Kazała mi to zapisywać terapeutka. Tak, dziś świetnie mi idzie.
Zbieram te koraliki szczęścia, nawijam naszyjnik z miesiąca, z tygodnia.
Już leki działają, częściej myję włosy, uśmiecham się do lustra i mówię sobie – jesteś wystarczająca! Dałaś radę! Skończyłaś ten projekt! Nie płakałaś dziś w kiblu! Nawet gadałaś z tymi dziumdziami na lunchu. A i sąsiadka zadzwoniła, żebyśmy wyszły razem, lubię chodzić z nią na spacery i do teatru. Jeszcze tylko sprzątnąć, bo lubię, bo mam wtedy lepszy nastrój, jak odgracę moją przestrzeń. Nawet mam przytulnie!
W moim domu są duże okna, bez firanek, w moim domu są kwiaty i kolorowe obrusy. W moim domu jest słońce, kot i wygodna kanapa, można jeść w łóżku i pić kawę co rano, tę pachnącą z imbryczka. I ktoś, kto mnie kocha. Ja sama.
KALENDARZ POLKI 2023
kalendarz na cztery pory roku
Już po raz trzeci zabieramy Was w całoroczną podróż dookoła świata wraz z Kalendarzem Polki, jedynym w swoim rodzaju plannerem-książką.
Tym razem czeka na Was jeszcze więcej zdjęć i tekstów, których autorkami jesteśmy my – Polki z Klubu Polki na Obczyźnie. Znów opowiadamy o tym, co jest nam najbliższe – o życiu na emigracji oraz pasji do podróżowania i odkrywania świata. O lokalnych ciekawostkach, świętach, wyjątkowych miejscach i smakach, ale także o naszych marzeniach, wspomnieniach i przemyśleniach.
Do każdego egzemplarza dodajemy eko torbę na zakupy w prezencie (do wyczerpania zapasów).