Kilka lat temu, kiedy przechodziłam przez proces imigracyjny, ktoś mi powiedział, że muszę wysłać moja papiery do tutejszego biura w Kanadzie.
Cały problem polegał na tym, że dopóki nie będzie podjętej decyzji w mojej sprawie, nie mogę opuszczać granic państwa, bo mogą anulować cały proces. Informacja ta wywołała u mnie lęk bliski uczuciu paniki. Jak to? Nie mogę lecieć do Polski, nawet jak będę miała chorego albo umierającego rodzica? Oczywiście lecieć pewnie bym mogła, ale narażałabym się na to, że mnie nie wpuszczą z powrotem i moje małżeństwo byłoby w tarapatach. Ostatecznie udało mi się rozwiązać tę sytuację bez stawiania siebie w tak beznadziejnym położeniu. Jednak echo tego lęku zostało gdzieś pod skórą i ostatnio dało o sobie na nowo znać wraz z napływającymi informacjami o zamykanych granicach i odwoływanych lotach.
Dwa dni temu moja kanadyjska koleżanka napisała mi, że jej ciocia zmarła na raka.
Ze względu na panującą kwarantannę jej rodzina nawet nie może się spotkać, żeby przejść razem przez okres żałoby, a pogrzeby są aktualnie zakazane. Moją pierwszą myślą było: zróbmy zupę i zawieźmy do niej pod drzwi. Miałam wrażenie, że już myślę nowymi kategoriami z czasów pandemii, ale mój mąż szybko sprowadził mnie na ziemię. Okazało się, że nawet tego nie możemy zrobić, bo wcześniej tego dnia wykonał test na COVID-19 i do czasu otrzymania wyników jesteśmy potencjalnymi nosicielami wirusa, a więc siedzimy w domu na bardzo restrykcyjnej kwarantannie.
Gdyby tydzień wcześniej ktoś opowiedział mi, że będę się zmagać z takimi problemami, to bym się mocno postukała w czoło.
Nagle dotarło do mnie, że tak właściwie nie ma znaczenia, gdzie teraz jestem. Nawet gdybym mieszkała w Polsce, nie mogłabym się widywać z moimi bliskimi, tak jak przez ostatni tydzień nie spotykamy się z naszą kanadyjską rodziną. Ze względu na wysokie ryzyko pracy wykonywanej przez mojego męża, nie możemy odwiedzić jego dziewięćdziesięcioletniej babci, ani spotykać się z jego rodzicami, którzy owej babci pomagają. Wczoraj przeczytałam artykuł, w którym lekarka opisywała, jak jej pacjenci po zabronieniu odwiedzin w szpitalach umierają w samotności i proszą ją o przekazanie pożegnania ich rodzinom. Nagle to, co było moim największym lękiem emigranta, stało się rzeczywistością nas wszystkich…
Sara Kosmowska, Clumsy and stupid