Ekologia i trendyFelietonyfestiwal piwa

Jeszcze do niedawna wydawało mi się, że prowadzę zwykłe życie przeciętnego człowieka. Od pewnego czasu zaczęłam jednak zagłębiać się w przekazy medialne i w którymś momencie zaczęłam dochodzić do wniosku, że najwyraźniej jestem potworem.

Mam wrażenie, że dookoła rozpętało się jakieś szaleństwo. Mam przepraszać, że jestem człowiekiem, mam swoje potrzeby i je realizuję? Przepraszać, że ośmielam się żyć i niegodnym oddechem kalać planetę?

Jak wyglądają moje grzechy główne?

Jeżdżę samochodem z silnikiem diesel. Jest duży i stosunkowo bezpieczny, co daje mi choć minimum komfortu przy moim nieustannym byciu w trasie. Nie zamierzam przesiadać się do „elektryka”, który jest niepraktyczny, drogi i zawodny. Ach, i wcale nie taki ekologiczny, jak się nam wmawia. Skąd bierze się prąd, na który to auto jeździ? I co stanie się ze zużytymi akumulatorami, kiedy przyjdzie czas na ich utylizację?

Nie zamierzam także rezygnować z latania samolotami. Tak, samolot zanieczyszcza środowisko, zdaję sobie z tego sprawę. Ale czy naprawdę jeśli ja nie polecę, samolot też nie poleci?

Otóż nie, prawda jest taka, że moja decyzja w tej kwestii nie ma żadnego znaczenia. Nadal tysiące urzędników będą codziennie latać ze stolic europejskich do Brukseli, nadal samoloty będą podstawowym środkiem komunikacji dalekobieżnej w takiej na przykład Turcji czy USA, nie mówiąc już o przemieszczaniu się między kontynentami. Człowiek nie po to wymyślił tak szybką i efektywną formę podróżowania, żebym teraz tłukła się przez pół świata na osiołku (hm, na osiołku w sumie też niedobrze, przecież byłoby to dręczenie zwierząt….).

Nie wierzę we wciskane mi wszędzie produkty „bio” i „eko”. Nie kupuję ich tylko dlatego, że ktoś umieścił na nich chwytliwą naklejkę.

Nikt mi nie wmówi, że stoi za nimi autentyczna troska o naszą planetę, a nie chęć dodatkowego zysku producenta. Na czym polega ekologiczność podejrzanie błyszczących się jabłek czy marchewek, które wyglądają jak zrobione metodą kopiuj-wklej? Dziwnym trafem jabłka i marchewki z mojego sadu i ogrodu nigdy nie wyglądają jak szereg identycznych żołnierzy postawionych na baczność. Mało tego, o ile sprowadzanie mandarynek z Hiszpanii do Polski ma sens, bo u nas one nie wyrosną, to gdzie ekologiczny balans tych „bio” jabłek wożonych tysiące kilometrów tylko dlatego, że gdzieś sprzedadzą się drożej, choć mogłyby być tam hodowane lokalnie? Szczytem absurdu były dla mnie  pomarańcze “bio”, które ostatnio widziałam w jednym ze sklepów – pakowane po cztery sztuki w kartonowe pudełeczka i owijane folią. Brawo!

Jem mięso. Nie każde i niezbyt często, ale jem.

Przez osiem lat byłam wegetarianką, nie brałam do ust mięsa, bo mi nie smakowało i nie czułam takiej potrzeby, a było to jeszcze w czasach, gdy wege nie traktowano jak pozytywnego trendu i lekarstwa na wszystko, tylko jak dziwactwo i prostą drogę do anemii, a produkty sojowe były w Polsce trudno osiągalne. Otoczenie reagowało w najlepszym przypadku pobłażaniem, a często zgrozą lub wyrzutami. Ale słyszałam i czytałam wtedy też wiele wypowiedzi w stylu: „wsłuchaj się w swoje ciało, ono wie, czego potrzebuje” i właśnie w taką filozofię uwierzyłam. Problem pojawił się, kiedy po ośmiu latach nagle moje ciało dało mi wyraźny sygnał, że teraz, tu i natychmiast żąda pieczonego kurczaka. A jakiś czas później kotleta i wędliny na chlebie. Wierna swojej filozofii spełniłam te żądania i przestałam być wegetarianką. Oczywiście dzisiaj czyni mnie to nieczułym na potrzeby planety potworem, przynajmniej w kategorii tzw. problemów pierwszego świata.

Oczywiście jestem za zmniejszeniem ilości plastiku w życiu codziennym. Staram się używać jak najmniej torebek foliowych, kupować chemikalia w opakowaniach uzupełniających, decydować się na sery czy wędliny na wagę, a nie opakowane w plastik. Ale wszystko ma swoje granice.

Piliście kiedyś drinka przez papierową słomkę? Ja ostatnio zamówiłam swoje ulubione mojito, które najczęściej z przyjemnością sączę przez pół wieczoru. Z papierową słomką okazało się to niemożliwe. Ohydna kartonowa papka, która się z niej zrobiła po kilkunastu minutach, zepsuła mi całą przyjemność. Przykro mi, nie jestem gotowa na takie idiotyzmy.

Co z segregowaniem śmieci? Oczywiście jak każdy rozsądnie myślący człowiek staram się to robić.

Oddaję też do sklepu butelki i puszki, choć tutaj moje intencje nie są całkiem czyste – dzięki temu odzyskuję za nie kaucję. Ostatnio wyczytałam jednak, że organizacje „pro-eko” domagają się segregowania śmieci nie tylko na obecne kilka podstawowych kategorii, ale na szesnaście różnych rodzajów, bo podobno dopiero wtedy będzie możliwe ich pełne odzyskiwanie. Uh, no nie, na takie działania nie jestem gotowa, szesnastu koszy w domu trzymać na pewno nie będę!

Nie kocham Grety T. Nie przekonują mnie jej nabuzowane negatywnymi emocjami przemówienia i wezwania do szkolnych strajków, za którymi nic nie idzie.

Co piątek obserwuję, jak setki niemieckich nastolatków zbierają się w centrach miast, żeby pokrzyczeć, a potem wrócić do domów (nierzadko wypasionymi SUV-ami rodziców) i czekać na kolejny piątek. Czy celebryckie spotkania małolaty z możnymi i ważnymi tego świata coś zmieniły? Jak na razie zmieniły głównie stan konta jej rodziców. Słynne zdjęcie na podłodze niemieckiego Intercity okazało się jedną wielką ściemą, a podróż jachtem przez ocean sprytną sztuczką marketingową. Panno T., naprawdę zniszczyliśmy ci dzieciństwo? Zapraszam na gruzińską wioskę, gdzie połowa dzieci ciężko pracuje na polu i w życiu nie założy tak wypasionych ciepłych butów ani kurtek, w jakich ty paradujesz. A jeśli chcesz kogoś wytykać palcami, to spróbuj przemawiać do tych, którzy najbardziej trują naszą planetę, ot choćby przywódców Chin czy Indii.

Mam tylko jedno życie i nie zamierzam przepraszać za to, że z niego korzystam – jem, podróżuję, robię zakupy.

Moja obecność i wszystko, co robię zatruwa ziemię, to fakt. Dla uspokojenia sumienia staram się znajdować kompromisy tam, gdzie jest to możliwe i nie szkodzić bardziej, niż jest to nieuniknione. Jeśli tylko jest to wykonalne, swoje rzeczy naprawiam, a nie wyrzucam. Jestem przeciwna marnowaniu zasobów, kupowaniu co sezon nowego zestawu odzieży i kolejnego telefonu komórkowego robiącego odrobinę lepsze zdjęcia niż ten poprzedni. Uwielbiam ideę second handów i pchlich targów, nie tylko takich z odzieżą, ale i z meblami, zabawkami lub wyposażeniem domu. Staram się nie marnować jedzenia i wykorzystywać do końca wszystkie produkty spożywcze i kosmetyczne, nawet gdy zakupię je pod wpływem chwilowego kaprysu. To tyle. W pozostałych aspektach jestem i pozostanę potworem.

0 0 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
3 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
kinga stulgis
kinga stulgis
4 lat temu

Dziękuję za ten tekst, staram się żyć podobnie i nie dać się zwariować. Pozdrawiam serecznie i ciepło życząc zdrowia.
Kinga z NY

Kafka
Kafka
4 lat temu

Ten brak elementarnego poczucia odpowiedzialności i robienie z egoizmu cnoty – bardzo smutne. To właśnie przez takie myślenie uchwalenie się nim nie jesteśmy stanie efektywnie ratować klimatu… Ale rozumiem że czuje się Pani dobrze z tym pokazem “zdrowego rozsądku”.

Twoja_stara
Twoja_stara
4 lat temu
Odpowiedz  Kafka

Jak chcesz ratować ten “święty klimat”, to możesz się zabić. To najlepiej pomoże :v