EmigracjaFelietonyprzyjaźń

Dlaczego potrzebujemy przyjaciół? Według psychologów to wspólnotowość jest podstawą naszego funkcjonowania. Budowanie poczucia przynależności oraz bycie obecnym i potrzebnym w życiu innych bliskich osób daje nam poczucie sensu. Przyjaźń uczy nas empatii. Pozwala nam wspólnie świętować radosne momenty naszego życia i mnożyć tę radość. A także pozwala nam znaleźć otuchę, ukojenie i wsparcie w chwilach, gdy jest nam trudno.

Fundamentem przyjaźni jest akceptacja i autentyczność, na przykład wiedza na temat naszych potknięć powoduje, że stajemy się sobie bliżsi. To przyjaciele mają dostęp do kulisów naszego życia, nie dzielimy się przecież szczegółami z wszystkimi osobami. Bywa często, że my kobiety mamy różne przyjaciółki związane z innymi dziedzinami życia. Jednak jakkolwiek na to patrzymy, to te przyjaźnie dają nam ogromne zaplecze emocjonalne. 

Życzliwość, obecność i autentyczność to podstawy przyjaźni.Gdy przeprowadzamy się do nowego kraju i musimy na nowo zorganizować swoje życie, pojawia się pytanie, gdzie i jak znaleźć nowych przyjaciół. Czasami ten nowy kraj oznacza też zupełnie inne ramy kulturowe. Czasami są one nie do przejścia. Zdarza się, że zaczynamy szukać osób bliższych kulturowo. Niejednokrotnie automatycznie poszukujemy podobieństw. By jednak zawrzeć bliższą znajomość, musimy zaufać i otworzyć się na drugą osobę. Czasami zdarza się, że kończy się to niepowodzeniem albo jeszcze gorzej – ktoś nas wykorzysta czy wejdziemy w toksyczne relacje. Potrzebujemy bliskości i emocjonalnego wsparcia, a nasz partner/partnerka nie jest w stanie zaspokoić często wszystkich naszych potrzeb. Ale może też być zupełnie odwrotnie i uda nam się poznać niezwykle wartościowe dziewczyny, które będą nas uskrzydlać. Wystarczy tylko wychylić się poza swoją strefę bezpieczeństwa. 

My kobiety potrzebujemy siebie nawzajem i jak już się zaprzyjaźnimy, zawsze możemy na siebie liczyć. Wiemy, że nasza przyjaciółka nas wysłucha, pomilczy z nami lub powie nam prawdę, nawet gdy my jej nie akceptujemy bądź nie jesteśmy na nią gotowe. A gdy będzie taka potrzeba, pójdzie z nami kraść przysłowiowe konie i będziemy się razem śmiać do rozpuku. 

Emigrując również narażamy się na zmianę naszych aktualnych relacji, które zostawiamy za sobą. Utrzymanie ich wymaga większej pracy z obu stron. Przecież my się zmieniamy, a tu jeszcze dochodzi dystans geograficzny lub nawet czasowy. Każda z nas ma swoje życie, obowiązki, zajęcia itd., a utrzymanie przyjaźni wymaga czasu i zaangażowania.

W ramach Międzynarodowego Dnia Przyjaźni zapraszamy was do przeczytania historii i doświadczeń naszych klubowiczek. 

Emigracja na pewno weryfikuje przyjaźnie – te stare i nowe – opowiada Wiola z Kanady. Wychodzę z założenia, że te, które nie przetrwały, nie były aż tak mocne. Ludzie się zmieniają. Zresztą nie oczekuję od nikogo, aby był taką samą osobą jak kilkanaście lat wcześniej. Moja ukochana przyjaciółka to Izabela, którą znam odkąd skończyłam dziesięć lat – nie będę liczyć, ile lat minęło, bo zdecydowanie za dużo. 

Znamy się całkiem dobrze. Kiedy dzwonię, to czuję, że jest tuż obok mnie. Rozumiemy się często bez słów. Kiedy się spotykamy, wystarczy mrugnięcie okiem i wiemy o co chodzi. Gdy tylko jestem w Polsce, spotykamy się i ciągle czekam, aż w końcu do mnie przyleci….

Przez te wszystkie lata poznałyśmy nasze rodziny. Mamy mnóstwo wspomnień, które na zawsze zapadły w naszej pamięci. Przeżyłyśmy razem szkołę podstawową i liceum. Nie zapomnę lekcji matematyki i naszych wielkich prób omijania tego przedmiotu – szczególnie w szkole średniej. Łączą nas wspólne wyjazdy, imprezy, wyjścia do teatru czy wycieczki rowerowe. Później każda z nas wybrała inny kierunek studiów. Jak to często w życiu bywa, przypadki się zdarzają i kiedy wyjechałam na stypendium do Niemiec, wylądowałam całkiem niedaleko miasta, w którym mieszkała Iza. Dzieliła nas tylko godzinka jazdy pociągiem, także weekendy często spędzałyśmy razem. To był niesamowity czas: wspólne zwiedzanie w dzień i w nocy. I pizza, która najlepiej smakowała przed śniadaniem. 

Teraz czekam na kolejne spotkanie, ponieważ mamy sporo do nadrobienia! Taka przyjaźń jest ważna i warta każdej chwili.

Przyjaźń jest dla mnie ważna i nauczyłam się pielęgnować wartościowe relacje – twierdzi Kinga z Wysp Owczych. Mam przyjaciółki jeszcze z czasów szkolnych, uniwersyteckich, kilka z wczesnego dzieciństwa, a także rzeszę przyjaźni zawartych za granicą. O przyjaźń trzeba dbać i podobnie jak w miłości – w tym cały jest ambaras, żeby dwie osoby chciały naraz. Wiadomo, że łatwo nie jest, bo czasu mamy coraz mniej, bo dzieci, bo różne strefy czasowe i chociaż komunikacja jest teraz prostsza niż kiedykolwiek wcześniej, odkładane w czasie wykonania skype’owego telefonu może mieć opłakane skutki.

Dużą pułapką okazał się być dla mnie Facebook. Niby widziałam, co dzieje się u poszczególnych osób dzięki wpisom i zdjęciom, ale wtedy nie czułam potrzeby dzwonienia ani pisania. Przecież ze wszystkimi nowinkami byłam na bieżąco. Na facebookowej tablicy mignęło mi, że X zmieniła pracę, Y wychodzi za mąż, a Z urodziła dziecko. Pułapka polegała jednak na oglądaniu tylko wierzchniej warstwy, a ta, jak wiadomo, w mediach społecznościowych jest zawsze idealna, piękna i szczęśliwa. Dawało mi to pozorne uczucie bycia na bieżąco, jednak było ono budowane na fałszywych przesłankach. Dopiero potem okazywało się, że X zmieniła pracę, bo w poprzedniej była molestowana, Y tkwi w nieszczęśliwym małżeństwie, a ślub odbył się pod presją rodziny, a Z przez wiele tygodni zmagała się z depresją poporodową. Jednak te rzeczy wychodziły dopiero podczas rozmowy telefonicznej lub w WhatsApp-owym nagraniu. 

W czasach gdy podróżowanie było nieco łatwiejsze, starałam się możliwie często odwiedzać psiapsiółki. Wiele z nich odwiedziło mnie również na Wyspach Owczych, a niektóre dotarły aż do Urugwaju. Jestem osobą towarzyską i lubię otaczać się ludźmi, jednak duży krąg oznacza również dużo energii na podtrzymywanie więzi. Mimo to nie mam poczucia straconego czasu, bo odnoszę wrażenie, że ta przyjacielska energia krąży w przyrodzie i wraca ode mnie pod różnymi postaciami. Niektóre znajomości ewoluują, inne słabną, ale cały czas czuję synergię sieci powiązań i relacji. Zaskakująco łatwo przyszło mi nawiązywanie przyjaźni w dorosłym wieku już na emigracji.

Dawniej myślałam, że będzie ciężko, bo jednak mając 30+ lat, trudniej otwierać się przed obcymi ludźmi. Szkolne przyjaźnie spajają przecież błędy młodości oraz szczenięce wygłupy ludzi jeszcze nieukształtowanych. Tymczasem budowanie więzi z osobami już ukształtowanymi ma nieco inny wymiar, ale jest możliwe, potrzebne i wartościowe. Dzisiaj mam przyjaciółki z różnych grup społecznych, zawodowych, narodowych. Dzieciate i bezdzietne, homo, hetero i bi, głęboko religijne, a także niewierzące. I jakoś z każdą mogę znaleźć wspólny język, pomimo dzielących nas różnic. Wszystkim moim przyjaciółkom dziękuję za dotychczasową wspólną drogę i nie mogę się doczekać, kogo jeszcze na niej spotkam.

Jadźka z Kolumbii ma podobne do Kingi doświadczenia. W życiu mam szczęście do ludzi – opowiada. Nie to, żebym była jakąś gwiazdą towarzystwa, ale mam naprawdę wspaniałe grono przyjaciół… a właściwie przyjaciółek, bo w 95% są to kobiety. Właściwie na każdym etapie życia (wczesne dzieciństwo, liceum, studia, kolejne prace itp) poznawałam świetne kobiety, z których wiele stało mi się tak bliskimi jak rodzina. Dlatego nie zgadzam się ze stereotypem mówiącym, że „baby to się nie potrafią dogadać” i „ciągle tylko jakieś intrygi za plecami”. Ja akurat bardzo mocno odczuwam kobiecą solidarność i siłę babskiej przyjaźni.

A jak to jest na emigracji? Gdy wyjechałam do Malezji, po raz pierwszy zaczęłam się obracać w międzynarodowym środowisku i poznałam bliżej ludzi z całego świata. I wtedy też do grona moich przyjaciółek dołączyła dziewczyna z Peru. Okazało się, że mimo wielu różnic kulturowych i odmiennych doświadczeń, nadajemy na tych samych falach. Dzieliłyśmy razem pokój, chodziłyśmy na imprezki, przez pewien czas pracowałyśmy razem i dzieliłyśmy się sercowymi historiami. To ona mnie poznała z moim aktualnym narzeczonym (Kolumbijczykiem, ale to zupełnie inna historia). Odwiedziła mnie potem w Polsce, a ja spędziłam z nią i jej rodziną cudowne święta Bożego Narodzenia w Peru. Życie układa się zabawnie, bo aktualnie to ja mieszkam w Ameryce Południowej (w Kolumbii), a ona w Europie (w Estonii), nadal jednak utrzymujemy bliski kontakt – na szczęście dzięki technologiom jest to możliwe.

Skoro już o Kolumbii mowa, tu sytuacja wygląda trochę inaczej. Przyznam, że teraz trudniej mi znaleźć bratnie dusze, może z uwagi na to, że mieszkam w małym miasteczku, a może trochę przez pandemię. Jednak nie przejmuję się i nie przyspieszam tego procesu. Wiem, że odpowiednie osoby pojawią się na mojej drodze w swoim czasie. 

„Wykreślić ze świata przyjaźń… to jakby zgasić słońce na niebie, gdyż niczym lepszym ani piękniejszym nie obdarzyli nas bogowie.”

Cyceron

O swoich doświadczeniach opowiedziały:

  1. Wiola, Kanada  (insta: @wiosway_canada)
  2. Kinga Eysturland, Wyspy Owcze/Urugwaj  (insta: @the_eysturlands, blog: kierunek dania)
  3. Jadźka Matelska, Kolumbia  (insta: @randomtravelstories)

Zebrała: Honorata Demczuk, Belgia (insta: @ho_779)

5 2 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze