Felietony

Powsinoga – tak mówiła na mnie babcia, kiedy będąc dziecięciem, odwiedzałam ją w maleńkiej wiosce na Mazowszu. Już wtedy miałam zadatki na łazika, jeżdżąc z dziadkiem po polach i ganiając kuzynów, którzy nie chcieli bawić się z dziewczynką.

Moje „powsinostwo” zaprowadziło mnie w wiele miejsc, gdzie najpierw się uczyłam, a później pracowałam. Mama przestała już czekać, że w końcu wrócę do kraju i odpuściła pytania, nadając mi przydomek nomadki.

Nigdy mi to nie przeszkadzało, a moje kolejne decyzje życiowe wręcz jaskrawo pokazywały, że wolę pozostać w ruchu i nie zamierzam zwalniać. I faktycznie, nigdy i nigdzie nie zapuściłam korzeni i nie osiedliłam się na stałe – nie obrosłam mieszkaniem, stałą praca i ulubionymi kafejkami. To wszystko miało miejsce, ale tylko „na momencik”, a co za tym idzie, wszędzie byłam u siebie, ale też wszędzie byłam gościem.

Pojawienie się dzieci uzmysłowiło mi, że rację maję ci, którzy mówią, że dom jest tam, gdzie jest nasze serce – a ono było właśnie przy dzieciach!

Nowością był jednak fakt, że z biegiem czasu łapałam się na tym, że brak własnego miejsca na ziemi zaczął mnie jednak uwierać. Mam już dzieci, więc może powinnam już gdzieś przynależeć? Tymczasem ja dalej nie wiedziałam, jaki kraj będzie następnym przystankiem. Mało tego, ja wciąż nadal nie wiem, czy jednak wolę tropiki czy umiarkowany klimat.

Wszystko wciąż mnie intryguje i pociąga. A najlepiej byłoby mieć dwa domy w dwóch ciekawych miejscach, ale w których?. A w sumie to po co takie zobowiązania, skoro można coś wynająć i przenieść się w inne miejsce… i historia zatacza kółeczko. Moje nowe wyzwanie i pytanie to co z dziećmi? Czy tez będą „powsinogami”, a może są nimi już od urodzenia?

Pandemia dała mojej rodzinie więcej czasu na rozmyślanie. Jesteśmy bardzo mobilni i chętni do zmian. Była burzliwa dyskusja o Wielkiej Brytanii (bo kto wie, może córki tam będą studiować?), RPA (ze względów rodzinnych), Portugalii, bo blisko.

Na razie córki mają jeszcze parę lat na ukończenie szkół średnich w Andorze. Błędem byłoby przenosić się teraz. Pandemia i brak możliwości podróżowania również uzmysłowiły nam w jakim pięknym i bezpiecznym kraju mieszkamy. 

Andora jest maleńka, a cały kraj to przepiękne doliny i góry, po których możemy beztrosko chodzić, nikogo nie spotykając. Dodatkowym atutem jest fakt, że kraj oferuje naukę w systemie andorskim, hiszpańskim, francuskim i brytyjskim. Ukończenie szkół otwiera drzwi na uczelniach w Hiszpanii, Francji, Wielkiej Brytanii i na kierunkach anglojęzycznych.

Czas pokaże, czy tylko córki przeniosą się do szkół za granica czy cała rodzina. A może – my rodzice – jednak zapuścimy małe korzonki w Andorze i to będzie nasza baza? Tak czy siak na pewno czeka na nas wszystkich jeszcze wiele podróży.

 

Alicja Wilton, Andora

0 0 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Awatar użytkownika
baixiaotai
3 lat temu

Andora! Och, chciałabym tam pojechać 🙂

trackback

[…] nigdy nie marzyło, ale w którym obydwoje się odnaleźliśmy. Nie oszukujmy się jednak, jestem Polką wędrującą i jestem więcej niż pewna, że jeszcze nie raz zmienimy kraj […]