Felietony
Marzenia

Wszechświat daje nam to, o co prosimy, ale nie zawsze tak, jak sobie to wyobrażamy.

Gdyby ktoś kiedyś mi powiedział, że będę mieszkać we Włoszech pewnie uśmiechnęłabym się i nie uwierzyła.

Odkąd byłam małą dziewczynką, marzyłam o podróżach. Siedziałam z nosem w książkach, delektując się opisami obcych krain. Jednak sytuacja ekonomiczna mojej rodziny nie pozwalała mi podróżować. Mimo wszystko snułam marzenia. Mama kupiła mi nawet Wielki Atlas Świata i mapę świata, która zawisła nad biurkiem. I tak się zaczęło. Od czytania i od marzeń.

W późniejszych latach życie przyniosło dużo ciężkich doświadczeń m.in śmierć mamy, która była moją najlepszą przyjaciółką. To ona uczyła mnie odkrywać i podziwiać świat i żyć każdą chwilą. Dlatego też postanowiłam w duchu, że muszę zrobić wszystko, by te marzenia o podróżowaniu spełnić. No i stało się. 

Droga do realizacji

Zaczęłam dorabiać sobie między innymi jako kelnerka i opiekunka do dziecka, oczywiście równocześnie studiując. Dostałam także stypendium socjalne i naukowe, więc zaczęły się podróże niskobudżetowe po całej Europie z plecakiem, autostopem i nocowaniem z wykorzystaniem couchsurfingu. Później przyszła kolej na przygodę z Erasmusem, a za nim już wszystko potoczyło się lawinowo: wolontariat, praktyki, praca za granicą.

Apetyt rósł w miarę odkrywania nowych miejsc.

Aż tu nagle po powrocie do Krakowa, by ukończyć studia magisterskie na spotkaniu podróżników w kawiarni Lo Spazio (Przestrzeń) w Krakowie spotkałam uśmiechniętego Włocha, który z pasją w oczach opowiadał o swoich podróżach. No i przepadłam. Wpadłam jak śliwka w kompot, choć gdy jeździłam m.in na Erasmusa zarzekałam się, że nie szukam męża, że jestem kobietą niezależną, która żadnej pracy się nie boi.

Można powiedzieć, że nasza historia jest jedną z wielu historii miłosnych Polek z Włochami, ale dla mnie jest wyjątkowa. Los spłatał mi niezłego figla, o czym przekonałam się później.

Zawsze marzyłam o tym, by mieszkać za granica, nigdy jednak nie myślałam o tym, że będę mieszkać we Włoszech. (Ci, którzy mnie znają, dobrze wiedzą o mojej miłości do Hiszpanii).

Gdy kiedyś będąc już emigrantką, wróciłam do domu rodzinnego, znalazłam swoją mapę marzeń z liceum, na której było wszystko: studia w Krakowie, mieszkanie w Poznaniu, podróże i mieszkanie za granicą. Wszystko się spełniło, ale prowadziły do tego inne ścieżki, niż się spodziewałam.

Co było dalej

Co było później? Okres narzeczeństwa, ukończenie studiów, praca w Polsce najpierw w Krakowie, później w Poznaniu, no i ślub w przepięknej katedrze w Trani, w Apulii.

No a dlaczego Włochy? Powód na początku był prozaiczny: transfer związany z pracą męża. Później były plany związane z przeprowadzką do położonej niedaleko od Mediolanu Szwajcarii (lepsze możliwości zawodowe), które jednak musiały odejść na dalszy plan, bo wszechświat przygotował dla nas inną niespodziankę.

Niespodziewanie w trakcie naszego urlopu dowiedzieliśmy się o ciężkiej chorobie męża. Odkryto guz o średnicy dziesięciu centymetrów w klatce piersiowej. Diagnoza: chłoniak Hodgkina. Nagle świat zamienił się w szaloną karuzelę. Wszystkie plany zarówno zawodowe, jak i podróżnicze poszły w odstawkę.

Na początku wydawało mi się, że nie przetrwam tak trudnego doświadczenia, tym bardziej na emigracji. Później byłam wdzięczna za możliwość skorzystania z włoskiego systemu zdrowia i to, że dał on szansę na życie mojemu mężowi. Już wcześniej byłam osobą, która żyje według motta carpe diem, ale w tym czasie te słowa nabrały szczególnego znaczenia. Życie chwilą, teraźniejszością, bycie tu i teraz.

Dzisiaj

Ten okres minął, jest już dawno za nami, a my nadal jesteśmy we Włoszech. Moglibyśmy wrócić do Polski, wiele czynników wskazuje na to, że w Polsce są teraz lepsze możliwości niż we Włoszech, szczególnie zawodowe. Co nas zatrzymuje w takim razie? Wybór. Italia jest wyborem. Trzeba ją wybrać sercem. Można ją kochać lub nienawidzić, choć komuś, kto przyjeżdża tu turystycznie niechęć do Italii może się wydać nierealna.

Italia to nie tylko dolce vita, nie zawsze jest słonecznie, a palmy po jakimś czasie się nudzą. Italia to przede wszystkim ludzie, styl życia i postrzeganie rzeczywistości.

Życie dało nam kolejną szansę, a my z niej skorzystaliśmy. Teraz cieszymy się nim we Włoszech, a dokładnie na południu Włoch, w Apulii, w której życie płynie powoli, widoki oczarowują, historia i kultura zachwycają na każdym kroku, a jedzenie, co tu dużo mówić, jest najlepsze na świecie.

Obecnie jako slow life coach i trenerka uważności pomagam m.in Polkom we Włoszech  i za granicą w odkrywaniu samych siebie w wewnętrznej podróży, w znalezieniu własnych dróg oraz towarzyszę im w drodze do spełnienia marzeń.

Razem z mężem pomagamy także w zorganizowaniu wypoczynku w rytmie slow w Apulii, by odkryć jej piękno, smaki i przede wszystkim autentyczne oblicze tego regionu. Poza tym powolutku rozkręcamy nasz sklep online z apulijskimi produktami.

Emigracja nie zawsze była dla mnie prosta, ale zawsze staram się szukać jasnej strony życia. Wierzę w to, że wszechświat nam sprzyja, a nasze życie leży w naszych rękach. Nie na wszystko mamy wpływ, ale mamy wpływ na to, jak zareagujemy na to, co przyniesie nam życie, a kryzys może być dla nas szansą na zmianę. Trzymam mocno kciuki za wszystkie osoby, które zastanawiają się nad przeprowadzką do Włoch i powiem tylko jedno: posłuchajcie głosu serca!

Kamila Olszewska Frontino

www.kamilafrontino.com

4.3 7 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze