EmigracjaFelietony

Zawsze zastanawiałam się, jak to będzie nie mieć już stałego adresu w Polsce, to znaczy miejsca, do którego mogę wysłać wszystkie zamówione książki, nagrody wygrane w konkursach czy kosmetyki, które mogę kupić tylko w moim kraju urodzenia.Wydawało mi się, że to odległa przyszłość, że do tego czasu uda mi się może kupić własne, niewielkie mieszkanie gdzieś nad morzem czy w górach i nie będę już musiała składować wszystkiego u rodziny.

Tymczasem mniej niż rok temu moja mała ojczyzna zniknęła, a ja z dnia na dzień stałam się osobą bez stałego miejsca zameldowania w Polsce, bez domu, do którego można pojechać w każdej chwili, w końcu bez najbliższej rodziny, która była mi tak droga. Jedna chwila zniszczyła wszystko, co trwało latami, a co w mojej głowie było wieczne, niezniszczalne i nieśmiertelne.

Wiem, że wielu emigrantom przydarzyła się podobna sytuacja. Wszyscy, którzy zdecydowali się wyjechać i osiedlić daleko od domu rodzinnego mają podobne problemy. W razie sytuacji kryzysowej zazwyczaj nie możemy pojechać do rodziny bez przygotowania: wzięcia urlopu, zapewnienia opieki dzieciom/zwierzętom, bez zarezerwowania nierzadko zbyt drogich lotów, a teraz także bez testów, szczepień czy też podróżowania w uciążliwej przecież maseczce. 

Badacze zajmujący się tematyką wspomnień z dzieciństwa często podkreślają, że jako dorośli mitologizujemy wiele wydarzeń z naszego wcześniejszego życia, tudzież pamiętamy je inaczej niż np. nasze rodzeństwo, rodzice czy przyjaciele. Dla wielu z nas, także dla mnie, Polska była swego rodzaju ideałem, miejscem gdzie zatrzymał się czas, a ja zupełnie jak wtedy, kiedy byłam małą dziewczynką, mogę pobiec do pachnącej plackiem drożdżowym kuchni babci i dać jej całusa.

Kiedy straciłam nagle moją przestrzeń domowego sacrum, zrozumiałam, że ona od dawna już nie istniała. Ponieważ zmieniłam się nie tylko ja sama czy też mój i sposób postrzegania rzeczywistości, ale i osoby obok mnie, a także sytuacja polityczna i socjalna w mojej ojczyźnie.

‘’Kiedyś było lepiej’’- zwykł mawiać mój dziadek, a my śmialiśmy się z niego i jego staromodnego świata, który dla nas był nie tylko zacofany, ale i zimny, obcy i nieprzyjazny dla małego dziecka. Ale dla niego stanowił coś wartościowego, pięknego i swojskiego. Nawet jeśli musiał dzielić niewielką, drewnianą chałupę z ośmiorgiem rodzeństwa, rodzicami i dziadkami. Nawet jeśli od najmłodszych lat ciężko pracował, przeżył II wojnę światową i nierzadko niedojadał. Tak jak ja i wielu mi podobnych, tak i on wspominając dzieciństwo, wymazał wiele faktów z pamięci i zastąpił je przyjemniejszymi wspomnieniami.

Rozmawiałam niedawno z kuzynką przez telefon i poruszyłyśmy także temat naszej szkoły podstawowej. Żadna z nas nie widziała brudnych korytarzy, odrapanych ścian i drewnianych, niewygodnych ławek. Ponad godzinę wspominałyśmy za to beztroskie zabawy na dziedzińcu, psikusy robione nauczycielom i trudności z nauką gry na flecie. Doszłyśmy do wniosku, że nie obchodziły nas przecież oceny, uwagi wpisane do dzienniczka i opinia nauczycieli na nasz temat. Ale czy aby na pewno tak było, czy może myślimy tak z perspektywy ponad dwudziestu lat spędzonych poza murami podstawówki? 

Mam nadzieję, że moje dzieciństwo, spędzone na pięknej beskidzkiej wsi, wśród starych tradycji, regionalnych opowiadań mitologicznych rodem z najgorszego thrillera, wśród wysokich do pasa traw i szabrowania owoców w sadzie sąsiada nie było iluzją. Lubię wracać do swoich wspomnień, prawdziwych czy też nie, bo to dzięki nim wierzę, że problemy kiedyś się skończą. Trudno będzie mi obecnie wrócić do miejsc z lat szczenięcych, bo rana po utracie najbliższych jest wciąż świeża. Wierzę jednak, że któregoś dnia wybiorę się w te rejony w podróż sentymentalną wraz z moimi dziećmi i nauczę je kochać te bliskie – dalekie miejsca, które mnie ukształtowały.

Justyna Michniuk 

4.9 10 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze