Zanim lata temu, jako bardzo młoda dziewczyna, opuściłam rodzinne gniazdo na dobre, wyrobiłam w sobie pewne schematy funkcjonowania, które stały się moją ostoją, moją świętością, moim kompasem w drodze, moją polisą na życie. Wiedziałam, że dopóki będę się kurczowo trzymać wszystkiego, czego nauczono mnie w domu, do czego przywykłam i w czym jestem dobra, dopóty będę stąpać po bezpiecznym gruncie i mój maleńki świat nie ma prawa się zawalić pod żadnym pozorem. Kto z nas choć raz tak nie pomyślał?
Kiedy ma się 19 lat, głowę pełną pomysłów, pusty portfel, kilku tak samo zagubionych przyjaciół, to właśnie te zasady, te schematy, te rygory typu „to wolno, a tego nie”, „to się powinno, ale tamtego już absolutnie” są jedynym wyznacznikiem naszego postępowania na nowej drodze życia. I choć są one bardzo ważne z wielu znanych nam powodów, to dziś, po wielu latach tułaczki wiem, że ich łamanie, omijanie, zmienianie czy ignorowanie nie doprowadzi ani do żadnej globalnej katastrofy, ani do jakiejkolwiek osobistej porażki. Posunę się nawet o krok dalej i powiem szczerze, że prawie wszystko co do tej pory w życiu osiągnęłam, czego się nauczyłam, czego doświadczyłam, zawdzięczam swojej odwadze łamania tych „polskich domowych praw i obowiązków” (Mamo, tato – nie wiem jak ja wam się z tego wytłumaczę?)..
Trochę czasu zajęło mi zrozumienie faktu, że nie wszystko i nie wszyscy żyją na takich samych zasadach jak ja. Świat i jego mieszkańcy to taki przysłowiowy kogel-mogel, który jednym smakuje lepiej z kakao, a innym bardziej podchodzi z cynamonem. A ja to lubię dosypać sobie nawet garść orzechów!
Przed wyfrunięciem z rodzinnego biało-czerwonego gniazda, NIGDY nie wpadłoby mi do głowy, że kolację można, a wręcz trzeba, jeść tak około godziny 22.00. A tego właśnie nauczyła mnie gorąca, tętniąca nocnym życiem Portugalia. No i im tłuściej, tym lepiej. Przecież i tak nikt nie pójdzie spać przed drugą nad ranem. W środku tygodnia, ma się rozumieć.
Na drugie śniadanie, czyli tzw. lunch nie żałuj sobie małego zimnego piwka w Hiszpanii czy lampki wina we Francji. Nikt NIGDY nie będzie na ciebie dziwnie patrzeć ani nie oskarży cię o alkoholizm.
Widok półnagich biegaczy o północy to nikogo nieszokująca codzienność na ulicach wietnamskiego Sajgonu. NIGDY bym nie pomyślała, że i ja będę zdzierać podeszwy o tej porze nocy przy temperaturze 35 stopni i wilgotności powietrza 90%.No ale inaczej się nie da w takich warunkach pogodowych. Żegnajcie porady z magazynu „Biegacz”, że o tej godzinie to ciało powinno się już raczej regenerować. Nie wspominając o kwestii bezpieczeństwa wpajanej mi przez rodziców już od najmłodszych lat. Ups!
Nigdy by mi przez myśl nie przeszło, że na śniadanie można jeść coś innego niż jajecznicę czy miskę owsianki z mlekiem i owocami. Ale to Chiny pokazały mi, że makaron z chili i wieprzowiną też odżywia i rozgrzewa w chłodne poranki. Przed przyjazdem tutaj zapierałam się rękami i nogami, że NIGDY nie zjem pikantnego posiłku o 6.00 rano. A jednak. Głód i brak innych opcji zmieniają perspektywę.
„NIGDY nie siedź godzinami na tyłku, bo to niezdrowe dla kręgosłupa” – obwieszczali mama i tata odkąd tylko pamiętam. I NIGDY nie pomyślałam, że któregoś dnia złamię tę zasadę i w trzy miesiące przemierzę Amerykę Południową wszerz, od Brazylii do Peru, drogą lądową, właśnie płaszcząc swój zadek godzinami, co drugi dzień, w niekoniecznie luksusowych autokarach. Można? Można!
„Nigdy nie rozmawiaj z obcymi ludźmi! Są nieobliczalni i nie wiadomo, co komu w głowie siedzi!” Do dziś głośno echem odbija mi sią ta przestroga za każdym razem, gdy pytam kogoś o drogę czy szklankę wody. Ale gdyby strach okazał się większy niż moje zagubienie czy potrzeba ugaszenia pragnienia, to PRZENIGDY nie dane by mi było zasiąść przy jednym stole z marokańską rodziną w Afryce czy pograć w piłkę z dzieciakami z Kambodży.
„Nigdy nie ufaj internetowym znajomościom!” Bardzo ważna przestroga, która powinna być wpajana już od najmłodszych lat. Ale z dystansem. Bez popadania w paranoję. Gdybym się sama kilka razy nie ugięła tej zasadzie, to NIGDY nie poznałabym wspaniałych Polek mieszkających na całym świecie, które choć w większości wirtualnie, ale wspierają siebie nawzajem, wtedy kiedy nikt inny wokoło nie może lub nie rozumie rozterek życia na emigracji czy w ciągłej podróży. Gdyby nie moje zaufanie do wirtualnego świata, NIGDY nie dane by mi było odwiedzić Alejandry w Argentynie, poznać Asi w Lizbonie, wpaść z wizytą do Ruiego w Tajlandii czy spotkać Marka w Chorwacji.
„Jeśli ktoś daje ci coś za darmo, to na pewno kryje się za tym jakiś podstęp. Nigdy nie bierz nic od obcych, bez ofiarowania czegoś w zamian”. Poważnie? Niestety w polskiej mentalności ciągle zakorzenione mamy obawy z czasów, kiedy to sąsiad szpiegował sąsiada, a przyjaciel donosił na przyjaciela. Mentalność „coś za coś”. Gdybym i ja dała opętać się przeszłości moich przodków, to dziś NIGDY nie zaznałabym bezwarunkowej pomocy lekarza w Indonezji, który nieodpłatnie wstrzykiwał mi szczepionki przeciw wściekliźnie czy nie dojechałabym szczęśliwie do kempingu w Amsterdamie z kierowcą arabskiego pochodzenia, który nie tylko nie wziął ani grosza za przejechanie ćwiartki Europy, ale podwiózł pod sama bramę kempingu i obdarował mnie kiścią bananów i tabliczką gorzkiej czekolady.
Nigdy nie mów nigdy. Niezależnie od tego czy dopiero rozpoczynasz swoje dorosłe życie, swoją przygodę, czy jesteś już porządnie doświadczonym wyjadaczem w jakiejkolwiek dziedzinie.
To „nigdy” może dotyczyć jakiejś drobnostki, czegoś, co otacza cię na co dzień, czegoś błahego, jak „nigdy nie zjem zupy pomidorowej”. Ale może również dotyczyć jakiegoś wielkiego celu, czegoś w rodzaju „nigdy nie napiszę książki” lub „nigdy nie dam rady pojechać w podróż dookoła świata”. Na pewną część tych “nigdy” nie masz wpływu. One wydarzą się, zanim zdasz sobie sprawę, że złamałeś właśnie jakąś wielką zasadę swojego życia. Ale duża część tych „nigdy” leży w twojej mocy sprawczej.
Nie ignoruj swoich marzeń. NIGDY!
To niesamowite jak podroze otwieraja nasze horyzonty myslowe i zabieraja w nieznane nam porty nowych zasad. Tez mieszkalam w Saigonie i choc nie biegalam o polnocy to wstawalam o 4 nad ranem na poranne cwiczenia na „swiezym” powietrzu 😉
Tak, podróże dużo uczą. Trzeba tylko otworzyć umysł i dać się pochłonąć takiej lekcji. Sajgon to inny wymiar. Tam pogoda mnie lekko dobiła, jak dla mnie za gorąco. Cały rok, zero zmian por roku. Czasem tylko więcej pada. Ufff… 😊