Felietonyna co masz ochotę

Jaka była twoja pierwsza praca? Kelnerka, opiekunka do dzieci czy może coś innego? Moją pierwszą stycznością z rynkiem pracy było anonimowe wysyłanie erotycznych wiadomości nieznajomym, napalonym mężczyznom. 

Gdy po liceum nadeszły długie wakacje przed studiami, prawie każdy, kogo znałam, chciał zarobić.

Większość osób podłapała prace typowo wakacyjne, ci co mieli rodzinne biznesy, tam dorabiali na planowane wyjazdy czy dorosłe życie.
Ja praktycznie puste CV wysyłałam w różne miejsca, ale bez doświadczenia i książeczki Sanepidu niełatwo było znaleźć coś od ręki. W końcu cynk na temat miejsca, gdzie szukano „młodych, energicznych osób bez żadnego przygotowania, ale piszących szybko na komputerze”, dała mi koleżanka z klasy.

Na spotkania rekrutacyjne, bo nie można tego nazwać rozmową, zapraszano po kilka osób naraz. Z naszej grupy wykruszyła się tylko jedna. Od razu wytłumaczono nam, że praca jest zmianowa i będzie polegać na rozmowach na tematy erotyczne przez sms-y. Naszym zadaniem było takie zainteresowanie klienta, żeby rozmawiać z nim jak najdłużej, bo sms to pieniądz, a pieniądz jest dobry i piękny.


Stawka godzinowa była mniej więcej dwa razy wyższa niż ta płacona za inne dostępne dla mnie zajęcia. Czy byłam szczególnie łasa na pieniądze? Niekoniecznie. Raczej chodziło o to, że ani ja, ani koleżanka z klasy nie widziałyśmy w tym problemu, a innej pracy nikt nam nie proponował. Z perspektywy czasu nie powiem, że to zajęcie nie zostawiło na mnie żadnego śladu.  

Inicjacja w świecie „wilgotnych muszelek”, „soczystych brzoskwinek” i „naprężonych k*tasów”

dziś już dobrze znanych szerszej publiczności z powieści „365 dni” była dość brutalna. Dzień próbny działał na zasadzie utrzymaj się na powierzchni lub utoń. Szybko pokazano nam, jak działa system, a potem osoba odpowiedzialna na danej zmianie przeglądała wiadomości pisane przez nowe osoby, decydując, czy do pracy się nadają czy też nie bardzo.

Moje szalone doświadczenie seksualne w postaci jednego partnera sprawiało, że nie czułam się specjalnie dobra „w te klocki”. Klientom jednak to niespecjalnie przeszkadzało, najwyraźniej szybko nauczyłam się potrzebnej teorii i słownictwa. Pomyślnie przeszłam próbę i zostałam zatrudniona.

Co w tej pracy było najgorsze?

Do gadania o seksie można się przyzwyczaić. Większość ludzi oczekiwała dość prostej wymiany wiadomości, z obrazowymi opisami seksu. Nie była to jakaś wielka filozofia, bo dla wielu osób synonimem finezji było opisanie ujeżdżania ich rozjuszonego rumaka w pozycji na jeźdźca lub zrobienie sms-owego lodzika.

Osoby z fetyszami czy te, które lubiły dominacje, zdarzały się znacznie rzadziej i były miłą odskocznią. Znacznie większą sztuką było klientów nie pomylić i pamiętać rozmowy czy preferencje. Na czytanie poprzednich wiadomości nie było wiele czasu.


Zdecydowanie najbardziej bolał mnie fakt, że spora liczba klientów była żonata lub w związku, co więcej wiele partnerek było w ciąży lub po porodzie i „im nie dawały”. Ci panowie czuli się więc rozgrzeszeni z gorących rozmów z obcymi ludźmi. Dla wrażliwej, wciąż stosunkowo niewinnej i romantycznej osiemnastolatki, takiej jak ja, było to przytłaczające.


Dodatkowo zmiany nocne nie są łaskawe nawet dla młodego organizmu, kto tak pracował, sam wie. Nie przepadałam też za wracaniem transportem publicznym o bardzo późnych godzinach – piętnaście lat temu nocny transport publiczny był gorszy i przez to korzystało z niego mniej ludzi niż dziś. Kolejną wadą tej profesji były obrazowe sny o penisach, waginach i wibratorach albo momenty gdy budziłam się, bo przez sen dalej klikałam na klawiaturze.

Równie przerażające było to, jak szybko zmieniło się moje poczucie humoru

i jak zaczęły śmieszyć mnie głównie żarty o treści seksualnej. Z całą pewnością zrobiłam się też bardziej wulgarna – pod względem słownictwa, ale i dosadności wypowiedzi. Chyba najciekawszą zmianą było jednak to, że kończyłam każdego sms-a do znajomych pytaniem. Tak nas nauczono w pracy, by lepiej zachęcać panów łaknących pikanterii do kontynuowania rozmowy.

Oczywiście miałam jakieś tam etyczne wątpliwości na temat wyciągania z ludzi pieniędzy za opowiadanie im w odcinkach wysyłanych w kilku wiadomościach tekstowych o tym, jak im obciągam. Mamy jednak wolny wybór, kapitalizm i każdy może wydawać pieniądze, na co chce. 

Czy ta praca miała jakieś pozytywy?

Zespół był dość zgrany, choć dużo ludzi przychodziło i odchodziło. Po zmianach kończących się w środku nocy często chodziliśmy na browara w sekretne miejsce, bo o tej porze wszystkie lokale były już zamknięte. Nie pamiętam żadnych niesnasek, niezapraszania konkretnych osób ani żadnych zagrywek w tym stylu.

To była na pewno moja pierwsza lekcja na temat tego, że słaba praca działa jak spoiwo towarzyskie. Na plus było też to, że nauczyłam się pisać jeszcze szybciej na komputerze czy to, że liznęłam odpowiedzialności, będąc w pracy na konkretną godzinę i dowiadując się, ile minut muszę przepracować na każde wypite piwo.  

Dziś nie żałuję tej pierwszej pracy, ale myślę, że na jakiś czas utrudniła mi ona ufanie mężczyznom w związkach. To duże straty po doświadczeniu, które trwało niecałe dwa miesiące. Tyle bowiem „na cipk*ch”, jak o tym mówiliśmy, wysiedziałam. 

Nie byłam w tym specjalnie dobra, bo lubiłam zmieniać tematykę z seksualnej na inną. Czasem się to opłacało, bo klient tak naprawdę chciał z kimś tylko pogadać. Znacznie częściej oznaczało to jednak przedwczesny koniec sesji. Moje statystyki były słabsze niż innych osób i zaczęto mi na to zwracać uwagę.
Gdy pojawiła się możliwość zmiany biegu i przebranżowienia się na wróżkę, szybko zdecydowałam się spróbować sił w tym zawodzie. 

KALENDARZ POLKI 2023

kalendarz na cztery pory roku

Już po raz trzeci zabieramy Was w całoroczną podróż dookoła świata wraz z Kalendarzem Polki, jedynym w swoim rodzaju plannerem-książką.

Tym razem czeka na Was jeszcze więcej zdjęć i tekstów, których autorkami jesteśmy my – Polki z Klubu Polki na Obczyźnie. Znów opowiadamy o tym, co jest nam najbliższe – o życiu na emigracji oraz pasji do podróżowania i odkrywania świata. O lokalnych ciekawostkach, świętach, wyjątkowych miejscach i smakach, ale także o naszych marzeniach, wspomnieniach i przemyśleniach. 

Do każdego egzemplarza dodajemy eko torbę na zakupy w prezencie (do wyczerpania zapasów).

5 1 vote
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze