EmigracjaFelietonykto mi poda szklankę wody

O rezygnacji z dwujęzyczności, o wewnętrznym języku, o ojczyźnie i życiu na emigracji

Relacja z Polską

Jestem Polką i Polskę kocham. Jestem też Francuzką. Pisząc to drugie zdanie, zastanawiam się czy Francuzka pisze się przez “s” czy przed “z”. Jestem z wykształcenia polonistką. Mieszkam na emigracji, odkąd ukończyłam dwadzieścia lat, czyli całe moje dorosłe życie. Mój aktualny związek z Polską jest raczej sentymentalny. Moja relacja z językiem polskim, powiedzmy, sporadyczna. Przez ponad dziesięć lat emigracji byłam w Polsce pięć razy. Moja rodzina mieszka na emigracji, w Polsce prawie nie mam więzi rodzinnych, a dalszych krewnych oglądam niestety jedynie w mediach społecznościowych. 

Czytam po francusku, moje życie odbywa się po francusku. Śnię po francusku, moje myśli są po francusku. I nie jest to francuski bez akcentu czy francuski idealny. Ale to nie ma znaczenia, ponieważ w tym języku jestem dzisiaj najbardziej sobą. 

Moja osobowość w języku polskim zatrzymała się dziesięć lat temu. Mój polski to relikt sprzed dekady, który nie ewoluuje, w którym brakuje mi słów, w którym wielu rzeczy już powiedzieć i wyrazić nie potrafię. Mój polski jest na takim poziomie, że ostatnio kiedy dzwoniłam do urzędu załatwić pewną sprawę, urzędnik po trzech prośbach powtórzenia zaczął zwracać się do mnie po angielsku. Utrzymanie dobrej znajomości języka wymaga wiele pracy od emigrantki, która nie ma w Polsce więzi rodzinnych. Wysiłku, którego nie zawsze da się podjąć lub na który w biegu codzienności po prostu nie ma się ochoty, ale o tym napiszę innym razem. 

Rezygnacja z dwujęzyczności 

Ponieważ ukończyłam studia polonistyczne ze specjalizacją nauczania języka polskiego jako obcego, których program obejmował również teoretyczne zagadnienia dwujęzyczności, sądziłam, że kiedy przyszłoby mi zostać rodzicem na emigracji, moje dziecko dorastałoby jako wielo- lub dwujęzyczne. 

Jednak to kim stałam się na emigracji sprawiło, że świadomie zdecydowałam się na rezygnację z dwujęzyczności.

Świadomie oznacza, że podjęłam tę decyzję po refleksji i analizie argumentów za i przeciw, kierując się głównie tym, że naturalność i spontaniczność, powinny być podłożem komunikacji z dzieckiem. Być może emigrantom posługującym się na co dzień językiem polskim trudno to zrozumieć, ale osoba, która na emigracji ma ograniczony kontakt i możliwość posługiwania się językiem polskim, kiedy go używa, może czuć się tak, jakby mówiła w języku obcym, odczuwając przy tym pewnego rodzaju sztuczność. W moim przypadku używanie języka polskiego ogranicza się do pisania o emigracji, zaledwie kilku znajomości z Polakami i od czasu do czasu przeczytanej z coraz większą trudnością książki w języku polskim. Podczas mojej ostatniej wizyty w Polsce czułam się jak na wakacjach, gdy posługuję się językiem angielskim lub niemieckim.   

Język miłości

Często kiedy myślę o sobie w języku polskim czy francuskim, mam wrażenie, że moje dwie językowe osobowości nie komunikują ze sobą. Nie jestem tylko Polką mówiącą po francusku. W języku francuskim istnieję poniekąd wyrwana z mojego polskiego doświadczenia. 

Czy wypowiedziane przeze mnie „je t’aime” oznacza to samo, co „kocham cię”? Czy moje „je t’aime” to jak miłość bez historii, bez rodziców i sióstr, które mówiły „kocham cię”? Bez pierwszych pocałunków przeżytych po polsku? “Je t’aime” pozbawione śmierci wszystkich tych, których kochałam (po polsku). Historia mojego słowa „miłość” po francusku może mieć zaledwie jedenaście lat. To słowo nie zna ani straty, ani miłości braterskiej.

W mojej semantycznej wizji świata zna natomiast zupełnie inną miłość, partnerską, wynikającą z dziesięcioletniej relacji zbudowanej przeze mnie w języku francuskim i praktycznie nie istniejącej w moim języku polskim. W moim wewnętrznym języku francuskim, w którym toczą się moje dialogi samej z sobą, moje marzenia, pragnienia, myśli i sny rodzi się też moje  pragnienie dziecka, które nie istnieje w moim języku polskim, w którym już od dawna nie śnię a dosyć rzadko myślę. Na kartkach mojego pamiętnika, w którym piszę w dwóch językach, moja córka istnieje wyłącznie w języku francuskim. 

W felietonie klubowej koleżanki Ani Montes bardzo poruszyło mnie, kiedy napisała, że po pojawieniu się jej syna na świecie, język polski dosłownie utknął jej w gardle. 

Chociaż sama nie zakładałam ani nie narzucałam sobie, w jakim języku będę mówić do mojego dziecka, doświadczyłam tego w podobny co Ania sposób. Język polski nie przeszedł mi przez gardło. 

Moje pierwsze i kolejne słowa wypowiedziałam po francusku bez jakiegokolwiek wysiłku i zastanowienia, wypłynęły całkowicie naturalnie. Gdyby te same słowa były po polsku, byłaby przemyślane i odarte ze spontaniczności, nie byłabym to po prostu ja. 

Na przekór dwujęzyczności

Lingwiści dzisiaj wspierają praktycznie jednogłośnie metodę jeden rodzic, jeden język w przypadku par mieszanych. Jeszcze jako studentka przyjmowałam z zachwytem ich argumenty. Kiedy sama znalazłam się w tej sytuacji, zrozumiałam, że w przypadku relacji i wychowywania dzieci, ważniejsze od teorii jest po prostu to, kim jesteśmy i co jest dla nas w życiu ważniejsze. Każdy wybór przynosi konsekwencje, a to wyłącznie od nas zależy, jakie jesteśmy w stanie ponieść.

W moim przypadku ważniejsza od dwujęzyczności mojego dziecka jest moja wizja rodziny jako spójnej jednostki, w której relacja między rodzicami jest najważniejsza. 

Budowanie rodziny podzielonej językami, w której każdy z rodziców żyje w innej rzeczywistości językowej, w której relacje budowane są jeden do jednego – każdy z rodziców buduje swoją relację z dzieckiem w innym języku, a rodzice między sobą w innym nie mieści się w moim postrzeganiu wspólnego życia, głównie dlatego, że z językoznawczego punktu widzenia nie są one wyłącznie narzędziami komunikacji, ale zawierają w sobie wizję świata, którą również determinują. Zatem postrzeganie ich w oderwaniu od kultury, znaczeń, powiązań i wartościowania nie jest możliwe. Język jest nie tylko narzędziem komunikacji, ale również swego rodzaju wehikułem wizji i wartości kraju, w którym jest używany oraz relacji emigranta ze swoim krajem. Poprzez codzienną komunikację zostaną one automatycznie przekazane dziecku. 

Rezygnując z dwujęzyczności, chciałabym, aby związek mojego dziecka z Polską wynikał dużo bardziej z jego świadomego wyboru pozbawionego uwarunkowań wynikających z mojej własnej relacji z Polską i wizji polskości.

Paula Sauer 

3.9 15 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze