To był śledzik, pamiętam na pewno, i byłam wtedy w siódmej klasie. Już tak bardzo, bardzo długo czekałam. Chciałam być dorosła i żeby przyjechała do mnie ciotka z Rajchu, Ameryki, nieważne skąd. Czy do waszej szkoły także przychodziła pani z darmowymi kolorowymi próbkami? I to by było na tyle tego przygotowania w głowie.
Wszystko przebiegło szybko i dyskretnie. Powiedziałam mamie, a ona dała mi jedną z tych kolorowych saszetek firmy na A.
Myślałam, że miałam wystarczającą wiedzę, jak, co i gdzie wkładać. Niestety ani pani hostessa rozdająca próbki w podstawówce, ani nikt inny nie powiedział mi, że nie nakleja się tego wewnątrz pidżamy (spoiler alert nic się nie przyklei, serio) ani jak i gdzie to wszystko wyrzucać. (Raz odwiedziliśmy znajomych na weekend, spałam z ich córką w pokoju na piętrze, a jedyny kosz był na parterze w kuchni. Zupełnie nie wiedziałam, jak się pozbyć tych plastikowych rulonów, więc schowałam je wszystkie do szuflady. Dobry jeżu anaszpanie, jak dobrze, że się wygadałam mamie!) Opanowałam też szybko sztukę odklejania paska tak wolno, żeby nikt tego nie usłyszał w mieszkaniu, ani w szkole.
W końcu mogłam być niedysponowana i siedzieć na ławce podczas wuefu i czytać książki.
Zaczęło się w liceum i przestało być fajnie
Jakby ktoś nagle uderzył cię w głowę, potem wbił nóż w plecy, przestał na chwilę (może się namyślał), a później miarowo, rytmicznie kopał cię w brzuch. I nigdy, nigdy nie przerywał.
Na początku nic nie mówiłam. Wciskałam paznokcie we wnętrze dłoni. Szybko nauczyłam się, jaka jest bezpieczna doza tabletek do wzięcia na raz. (Tak, żeby cały pokój nie kręcił się jeszcze w głowie, ale też bym mogła zasnąć i obudzić się, jak się wszystko skończy). Nie wychodziłam z domu bez pyralginy, no-spy, paracetamolu i innych.
Stopniowo zmieniał się repertuar. Doszły wymioty i biegunki. Ciśnienie spadało mi tak, że miałam drgawki. Z bólu wykręcały mi się palce od stóp.
Mama prasowała ręczniki, żebym mogła przykładać je sobie do brzucha jak termofory. Wolałabym być poparzona, niż płakać z niemocy.
Nikt nigdy nie zaproponował pomocy.
Dziecko
Do ginekologa poszłam na studiach. Wcześniej do lekarzy umawiała mnie mama, a ona jakoś nigdy nie zaproponowała wizyty. (Może się chodziło po ślubie? Nie wiem, nigdy nie pytałam). Miła pani zapisała w notatkach datę śledzika i bez żadnego badania wypisała mi receptę. Dzięki niej przeżyłam studia.
Zaczęłam pracę. Nikt wtedy już nie mógł mi wypisać zwolnienia, ani nie mogłam zgłosić niedysponowania. W redakcji leżałam pod biurkiem. W szkole, gdy złapało mnie raz, gdy szłam na lekcję, schowałam się w gabinecie wicedyrektorki. Dostałam takich drgawek, że nie wiedziałam, co mam robić. Ach i płakałam. Bo było mi tak strasznie wstyd, że widzą mnie w takim stanie.
Gdy wyjechałam za granicę, pomyślałam, że to czas, żeby przestać brać hormony. Ustatkować się. Takie tam. Ale najbardziej czekałam na to, co wszyscy mi powtarzali – po dziecku ci przejdzie. Niestety, żadne dzie ani cko nie przyszło. Chociaż pracowałam w żłobku i było ich tam miliony (tak czułam, jakby tyle było), żadne nie dość, że nie wróciło ze mną do domu, to i magicznie nie uleczyło tego potwora mieszkającego w macicy. Każdy ginekolog powtarzał tylko tę frazę o porodzie. Bardzo chciałam ich prosić, żeby zapłodnili mnie jak konia, skoro to takie remedium na wszystko.
Szwagrowi zepsułam zaręczyny, gdy siedząc przy stole, nagle przestałam kontaktować i trzeba było mnie schować za szafą. Na szkoleniu, gdy z bólu nie mogłam się ruszyć, wezwano karetkę. Dopiero mój nowy szef po znalezieniu mnie na podłodze, sam dał mi telefon do lekarki żony. Nawet zawiózł mnie do jej gabinetu!
Jedna na dziesięć
W końcu ktoś mnie wysłuchał. Dostałam skierowanie na rezonans magnetyczny. Po prawie dwudziestu latach dowiedziałam się, że nie jestem chora psychicznie, że mi się wcale nie wydaje, że nie histeryzuję! Mam endometriozę.
Ta historia nie ma dobrego zakończenia, nikt mnie magicznie nie uleczył. Nie zaproponowano mi żadnej terapii prócz brania hormonów, bo na leczenie się nie nadaję, skoro nie staram się o dziecko.
Niemniej, jeśli czytasz ten tekst i zastanawiasz się, czy to taka twoja uroda, że zwijasz się z bólu co miesiąc, to zmień lekarza. Na stronie https://pokonacendometrioze.pl/gdzie-leczyc/ znajdziesz polecane adresy ginekologów, którzy powinni potraktować cię szacunkiem.
Jesteś endowojowniczką i jestem z ciebie dumna!