Felietony
Dziś są moje urodziny.

Nie żeby to była jakaś okrągła rocznica, no dobrze, półokrągła. Nie żeby zaraz kamień milowy, może raczej półmilowy? 

Za oknem szaleje zimowy żywioł, niewinnie wyglądający mięciutki puszek przejmuje kontrolę nad naszym mikroświatem i pokrywa wszystko: szczelnie i bezlitośnie. Za oknem słychać tylko pługi śnieżne i poirytowane norweskie sroki.

W domu jest ciepło i przytulnie, świece czekają w pełnej gotowości na wczesny zmierzch, olejek cynamonowy w kominku aromaterapeutycznym i ulubiony kaszubski kubek z gorącą herbatą. 

Hygge? Tak, w czystej postaci.

Poczucie odcięcia od świata i zamknięcie w śniegowej bańce powoduje, że mięknę, poddaję się rozkminom, pomimo, że zwykle bronię się przed podsumowaniami i nie lubię patrzeć wstecz. No ale to tak już jest, działanie uboczne hygge – wzrastająca refleksyjność.

Początek stycznia to zwykle czas na oceny, złote gody dla pasjonatów statystyki.

Ale też dla wizjonerów, magów i wróżbitów oswajających nam nadchodzący rok i zaglądających w przyszłość. 

No a urodziny i jubileusze, kolejne kamienie milowe mają tendencję do uwalniania dżina nostalgii i wtedy niezwykle trudno jest się oprzeć natłokowi myśli i wspomnień.

Tak na marginesie, urodziny na początku stycznia to nie jest jakiś szczególny dar od losu. Zimno, ciemno, wszyscy już się naświętowali na Boże Narodzenie i wybawili na Sylwestra, spłukali na prezenty i teraz z niecierpliwością wyczekują wiosny i chętnie kładą się pod pledem z książką lub marzą o zapadnięciu w sen zimowy.

Pamiętam z dzieciństwa, że moje poświąteczne urodziny obchodzone były na spokojnie i absolutnie bez pompy. I choć wtedy brakowało mi uwagi dorosłych, teraz podchodzę do sprawy racjonalnie, chętnie moszczę się na sofie pod najgrubszym pledem i stronię od uroczystych celebracji.

No ale dzisiaj, to chyba ta śnieżyca wpłynęła na mnie zmiękczająco, pled i hygge nie pomogły. Nijak nie udało mi się uciec od wspominek i podsumowań.

W tym roku stuknie mi 35 lat poza Polska.

35 lat! To szmat czasu, cała epoka, życie przeżyte w rozkroku geograficznym, językowym i mentalnościowym. To życie budowane od zera, z bardzo nikle zarysowanym planem, pełne zwrotów akcji, niespodzianek, wzlotów i upadków, miękkich i twardych lądowań.

Kiedy jako dwudziestolatka po raz pierwszy stanęłam na dworcu w Bergen z bezkrytycznym zachwytem chłonąc wszystko co norweskie i zachłystując się egzotyką północy, nie przypuszczałam, że Norwegia stanie się moim domem na zawsze. W planie był powrót do rodzinnego miasta.

Kiedy marokański kolega z entuzjazmem zareagował na wiadomość, że jestem z Polski, bo fascynował się polskim kinem, nie przypuszczałam, że zostaniemy parą. Za kilka miesięcy będziemy obchodzić 33 rocznicę ślubu.

Kiedy zaczynałam studia skandynawistyczne w Polsce, nie przeszło mi przez myśl, że skończę jako slawistka z norweskim dyplomem. 

Kiedy toczyliśmy długi i wyczerpujący bój z urzędem imigracyjnym o prawo do stałego pobytu w Norwegii, nie przypuszczałam, że kiedyś ta właśnie instytucja na długie lata stanie się moim miejscem pracy.

Kiedy wszystkie moje licealne książki do nauki rosyjskiego wylądowały w najciemniejszym zakamarku piwnicy, bo przenigdy nie miałam mieć nic wspólnego z językiem okupanta (to był schyłkowy PRL i mur berliński nadal dzielił nasz świat), nie przypuszczałam, że to właśnie znajomość rosyjskiego szeroko otworzy mi wrota kariery.

Kiedy spełniłam marzenie o starym kamiennym domu w Portugalii, nie przypuszczałam, że owoce z ogrodu nad Douro dadzą mi inspirację do stworzenia manufaktury dżemiarskiej i wejścia w fascynujący świat cytrusowych przetworów.

Lubimy układać dalekosiężne plany, kochamy systematyzować, wyznaczać sobie cele i je realizować.

Struktura i plan ułatwiają funkcjonowanie, moszczą nas na życiowym szlaku i pomagają ogarniać rzeczywistość.

Ale życie lubi nas zaskakiwać i warto od czasu do czasu pochylić się nad tym, czego kontrolować nie możemy.

Pan Przypadek to cichy bohater, nie raz decydujący o tym, jaki kierunek przybiera nasza życiowa podróż.

I o tym kogo w życiu spotkamy.

I o tym, że dostrzeżemy nagle coś, co nas zafascynuje i skieruje nasze zainteresowania na nowe tory.

I powodujący, że odwiedzimy nowe miejsce, które zmieni nasze postrzeganie świata.

Niedoceniany, a jakże zasługujący na wyjście z cienia.

Wznoszę dziś toast za Przypadek.

I za was wszystkie Polki na obczyźnie, życząc wam, żeby życie was dopieszczało.

Beata Elyachouti

5 7 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze