Felietonybeagle

Informacja o ciąży rozbiła mnie na drobne kawałeczki. Nigdy nie chciałam mieć dzieci, z pierwszym dzieckiem również wpadliśmy. Byłam wściekła na siebie, że przydarzyło mi się to drugi raz, byłam zdruzgotana i pewna, że chcę usunąć ciążę. Święta Bożego Narodzenia spędziłam w Polsce, po powrocie dla pewności zrobiłam test ciążowy i niestety zobaczyłam to, czego widzieć nie chciałam – dwie kreski.

Czym prędzej musiałam rozpocząć całą procedurę aborcyjną. Podczas przerwy na lunch w pracy opowiadałam pani z infolinii, jak bardzo mi źle i że chcę  jak najszybciej rozwiązać “problem”. Podczas całej rozmowy strasznie się stresowałam, pot dosłownie kapał mi z czoła. Mimo że w moim skandynawskim kraju aborcja jest legalna, to i tak myśl o tym, że muszę przez to wszystko przechodzić, przyprawiała mnie o zawał serca.

Umówiłam się na spotkanie w szpitalu. Poinformowano mnie, jak to wszystko będzie wyglądać. Wypełniłam potrzebne formularze i miałam wrócić za dwa dni. Aborcja była rozłożona na dwa etapy. Miałam zażyć część leków i następnego dnia resztę, po czym miałam udać się do szpitala, żeby całe oczyszczanie odbyło się  pod okiem personelu medycznego. Dostałam pieluchomajtki, takie jak dostaje się po porodzie, podano mi leki przeciwbólowe i miałam odpoczywać.

Skurcze się nasilały, a ja myślałam jak bardzo los, kosmos, Bóg czy bogowie są niesprawiedliwi, dając szansę posiadania dzieci tym, którzy tego nie chcą lub nie potrafią docenić. Ja byłam jedną z tych osób i nie potrafiłam się z tym pogodzić. 

W szpitalu nie mogłam wymarzyć sobie lepszej opieki.

Co chwilę ktoś przychodził i sprawdzał moje samopoczucie, nie tylko fizyczne, ale także psychiczne. Nikt mnie nie oceniał, nie namawiał do zmiany decyzji. Po prostu byli ze mną. Tego potrzeba kobiecie w takiej sytuacji, obecności, nie oceniania i zbędnych komentarzy. Myślałam, że mój silny charakter będzie jak obronne wrota, których nie otworzą żadne rozterki i emocje. Okazało się jednak, że było dużo trudniej, niż myślałam.

Po sześciu godzinach pobytu w szpitalu wróciłam do domu i wtedy zaczął się hormonalny rollercoaster. Z jednej strony czułam ogromną ulgę, ale z drugiej smutek i poczucie straty nie dawały mi spokoju. Biłam się z myślami, czy postąpiłam słusznie, pomimo że przed aborcją byłam na dwieście procent pewna tego, co robię. Płakałam, miałam wyrzuty sumienia przeplatane na zmianę z poczuciem szczęścia, że mam to już za sobą. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Po trzech dniach wszystko wróciło do normy i znowu byłam przekonana, że postąpiłam właściwie.

Złe myśli dały mi spokój, hormony przestały szaleć i mogłam wziąć głęboki, kojący oddech. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, przez co przechodzą kobiety zachodzące w niechciane ciąże w Polsce lub innych krajach, gdzie prawo aborcyjne broni  życia poczętego, a życie matki jest igraszką. Gdzie życie matki znaczy tyle co nic, kiedy próbuje się uratować kilkutygodniowy płód.

Czy żałuję?

Nie. Nie udźwignęłabym ciężaru wychowania drugiego dziecka. Moja psychika nie dałaby rady. Jestem zwolenniczką wolnego wyboru, decydowania o swoim ciele i życiu. Jestem za aborcją. Część ludzi uważa, że kobiety dokonujące aborcji nie mają serca, są niewzruszonymi egoistkami i bez mrugnięcia okiem są w stanie zdecydować się na skrobankę. Mylicie się, moi drodzy. Żeby to zrobić, trzeba dużo odwagi, trzeba często uśpić serce, utopić wyrzuty sumienia, trzeba zagryźć myśli.

Przyczyn aborcji jest mnóstwo, a powodu do oceniania kobiet nie powinno być żadnego. Nam, kobietom, ogólnie trudniej się wszystko wybacza lub nie robi tego w ogóle. Przestań, świecie, brać nas na języki, przestań mówić, że musimy rodzić dzieci, bo tak wypada, bo trzeba, bo Bóg dał i tylko on może zabrać. Mam nadzieję, że nadejdzie ten dzień, kiedy cała reszta przestanie zaglądać nam, kobietom, w krocza. 

4.4 7 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
3 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Magda w RPA
1 rok temu

Dobrze, że w kraju, gdzie mieszka autorka, dba się też o samopoczucie psychiczne przy tej procedurze. W RPA aborcja na żadanie jest darmowa… ale znam dziewczyny po aborcji, które skarżyły się, że jest dalej stygmatyzacja i że (oczywiście w zależności od szpitala i personelu) czasem niechętnie daje się adekwatne leki przeciwbólowe.

Awatar użytkownika
1 rok temu
Odpowiedz  Magda w RPA

Też o tym pomyślałam. W Chinach aborcja jest legalna (choć nie darmowa), a chociaż nie ma stygmatyzacji, to ani po aborcji, ani po poronieniu nie można się niestety spodziewać opieki nad duszą pacjentki, co najwyżej nad ciałem.

Sylwia
Sylwia
1 rok temu

Właśnie… co Ci do tego? Czemu masz takie silne parcie żeby nazwać nazywać mordercą i ocenić jego decyzję skoro podobno Cię to nie interesuje? Poza tym autorka nie pytała o rady 😉