Felietony

Podobno żałoba charakteryzuje się czterema stałymi stadiami. Jeśli dobrze się zastanowić, to pogodzenie się z życiem na emigracji ma dokładnie taki sam przebieg. Moje etapy oswajania się z rzeczywistością w nowym kraju były właśnie taką ogromną huśtawką emocjonalną. Był okres zwątpienia, potem buntu, był też czas samotności i smutku, a dziś mogę powiedzieć, że uważam się za osobę spełnioną i szczęśliwą, która znalazła swoje miejsce na ziemi.

Faza pierwsza: szok, otępienie, zaprzeczenie

Ten etap następuje przeważnie tuż po podjęciu decyzji o emigracji. Może mu towarzyszyć wstrząs psychiczny, szok, niedowierzanie. Trudno człowiekowi dopuścić do świadomości fakt, że to już, że pora wyfrunąć z gniazda. Zostawić za sobą to, co znane i kochane. Wstrząs może być łagodniejszy, jeżeli do wyjazdu przygotowywaliśmy się bardzo długo i planowaliśmy go ze sporym wyprzedzeniem. Jeśli postanowienie wyprowadzki z kraju nie nastąpiło spontanicznie, z dnia na dzień, to nasz układ nerwowy zareaguje na takie zmiany łagodniej.

Faza druga: tęsknota, żal, niekiedy gniew

Faza druga pojawia się najczęściej na początku osiedlenia w nowym miejscu i jest chyba najsmutniejsza. Następuje w momencie, gdy człowieka przestają absorbować sprawy “przyziemne”, takie jak znalezienie mieszkania, założenie konta bankowego w nowym kraju, poznanie okolicy, sąsiadów. Stadium tęsknoty przychodzi, gdy człowiek w końcu zostaje sam. Emigrant odczuwa wówczas brak. Brak bliskich, brak rzeczy, brak zażyłości, brak dosłownie wszystkiego, czego akurat potrzebuje. Porównuje nowe do starego. Wspomina. Jeśli zbytnio ulegnie nostalgicznemu nastrojowi, stąd już niedaleko do łez i żałowania podjętej decyzji. Bez wątpienia w przebiegu kolejnych etapów adaptacji zagranicznej istotne znaczenie ma indywidualny charakter, cechy osobowości. Są przecież urodzeni nomadowie, którzy nie potrafią spokojnie usiedzieć w miejscu, którym odpowiada życie na walizkach i za nic by się tego nie wyrzekli. Nie wiem, czy tęsknią oni za domem rodzinnym. Obstawiam, że gdy na krańcu świata dowiedzą się, że ich kochana babcia, która ich wychowała, umiera a ich nie może przy niej być lub w święta rodzinne, takie jak Boże Narodzenie, nawet jeśli spędzają je na tropikalnej plaży, czują to specyficzne ukłucie w serduchu, że coś za sobą zostawili.

Faza trzecia: dezorganizacja, rozpacz, depresja

Człowiek rozpoczynający nowe życie w nowym miejscu nie jest w stanie z dnia na dzień po przeprowadzce wbić się w wir swojego dotychczasowego “normalnego życia”. Pora zmienić nawyki, przyzwyczajenia, albo raczej nie zmienić tylko znaleźć ich odpowiedniki w nowym kraju. Ten etap to ogólny bałagan życiowy. Dezorganizacja. Poszukiwanie rozwiązań, celu, sensu przeplatane z chwilami zwątpienia, bezradności. Zagubienie tożsamości i rozpaczliwe jej budowanie na nowo. Fazy druga i trzecia przez jakiś czas przenikają się. Po fazie trzeciej następuje uświadomienie sobie, że nastąpiło ostateczne zerwanie więzi z krajem ojczystym. Trzeba odciąć pępowinę i ogarnąć życiowy bałagan.

Faza czwarta: reorganizacja i akceptacja

Na tym etapie ludzie zwykle akceptują swoją sytuację i powoli powracają do równowagi. Poczucie rozstania z krajem (rozumianym jako strefa komfortu, poczucie stabilizacji, bezpieczeństwa, swojskości) staje się możliwe do zniesienia. Czas płynie, a życie stawia przed nimi nowe wyzwania.

Ostatni etap wygodnego osiedlenia się na emigracji to przyjęcie do wiadomości, że nasze korzenie nigdy nie zostaną wyparte z pamięci i przyzwolenie samemu sobie na ułożenie sobie życia z dala od nich. Człowiek, który opuścił swój kraj wreszcie czuje się swobodnie w swojej nowej roli, w nowym miejscu. Poukładał rzeczywistość, zaakceptował ją, przyzwyczaił się, a tam gdzie trzeba było, nagiął ją do swoich potrzeb i przemycił trochę osobistych elementów w ten nowy świat. Zawirowania się kończą. Jest w końcu w swoim miejscu na ziemi, gdziekolwiek by ono nie było. Teraz już tylko pozostaje mu żyć po swojemu.

Karolina Krajnik / Kreta Grecja

0 0 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
9 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Domi
Domi
5 lat temu

Trafione w 10😁 Dokladnie tak bylo. Te wszystkie fazy mozna zmodyfikowac jeszcze o znajomosc jezyka. W moim przypadku dopiero sie go ucze, wiec wszystkie fazy przechodzi sie duzo trudniej. Teraz juz 2 lata na emigracji i powoli zaczynam patrzec na mieszkanie jak na moj dom. Kiedy do niego wracam, mysle ze wracam do domu. Moj drugi dom jest w Polsce z rodzicami….no wlasnie, ktory jest pierwszy, a ktory drugi? Dzisiaj jestem o tyle madrzejsza, ze nie staram sie tego ustalic. Mam w sercu 2 domy.

Magda
5 lat temu

Piękny tekst, bardzo osobisty.
W moim przypadku było zupełnie inaczej. Nie przechodziłam którejkolwiek z powyższych faz. Bardzo chciałam wyjechać z Polski, w której zupełnie się nie mogłam odnaleźć mimo że to “mój kraj”. W Anglii odnalazłam szczęście (mimo że nie zaqsze było kolorowo ) . Jest mi tu dobrze i tu chce być. I życzę tego każdej Polce na obczyźnie 🙂

Agnieszka
Agnieszka
5 lat temu

ja juz 16 lat na obczyznie a nadal nie potrafie sie zaklimatyzowac. Tesknie strasznie za siostrami. Wydaje mi sie ze nadal jestem na drigim i trzecim etapie. Chcialabym wrocic ale bardzo boje sie czy syn poradzilby sobie w Polsce.

Awatar użytkownika
5 lat temu

Przyjemny tekst, ale moim zdaniem pierwsza faza jest trochę naciągnięta. Wiele osób wyjeżdża jednak z kraju na określony czas, bo chce podszkolić język itd. i nagle okazuje się, że to szkolenie języka przeciąga się na lata 🙂 Ja jestem na emigracji trzy i pół roku, i też nigdy jej tak naprawdę nie planowałam. Często słyszę pytanie, czy jestem tu na stałe. A skąd ja mam to wiedzieć? Miałam u siebie coś w stylu fazy drugiej i trzeciej. Przyjechałam tu sama i przez długi czas, mimo ludzi dookoła, czułam się potwornie samotna. Teraz jest lepiej. Wyciąganie wniosków, czas i praca nad… Czytaj więcej »

Awatar użytkownika
Dee
5 lat temu
Odpowiedz  Karolina

Mam podobnie, wyjazd nie był niedowierzaniem, a raczej cudowną niespodzianką. Pózniej przyszły inne odczucie

Emilka
Emilka
5 lat temu

To ja jestem chyba z “nomadów”. Dawno chciałam z Polski wyjechać, ale z różnych przyczyn, ode mnie niestety niezależnych, udało mi się to zrobić dopiero po czterdziestce. Mieszkam poza Polską niemal sześć lat i jestem tym bezustannie zachwycona. U mnie nie było żadnej z tych trzech faz (i pół). Po prostu gdziekolwiek jestem – jestem u siebie, bo przecież jestem tą samą sobą, co wszędzie indziej 🙂 No, ale ja też byłam zawsze osobą dość łatwo nawiązującą kontakty z innymi, w dodatku moja rodzina się często przeprowadzała – nie mam zatem “swojej klasy z podstawówki”, bo z inną klasą chodziłam… Czytaj więcej »

Emilka
Emilka
5 lat temu
Odpowiedz  Emilka

I tak jeszcze chciałam dopisać:
Niemal codziennie rano, od tych kilku lat, patrząc przez okno, myślę sobie: “mój Boże, dziękuję, że tu jestem, i dziękuję za ten cały łańcuch ludzi i wydarzeń, który spowodował, że mogłam tu wylądować – teraz moja rola, żeby tego nie spieprzyć :-)”
Ludzie – nie róbcie niczego na siłę. Są ludzie, którzy są stworzeni do emigracji, a są tacy, którzy są stworzeni do mieszkania w jednym miejscu.
Żadni nie są lepsi ani gorsi od innych.
Nie róbcie niczego wbrew sobie… życie mamy tylko jedno.

anna
anna
5 lat temu

Jestem zdecydowanie w fazie 2, ale dla mnie faza1 jest moja ulubiona, kiedy wszystko jest nowe i ciekawe, ludzie, jedzenie, wycieczki weekendowe, czuje sie na wakacjach. Obecnie znudzily mi sie juz Alpy za oknem, wypady na weekend do Wloch… biore wolne i jade z przyjaciolmi z Polski nad jezioro w Lubuskim. Bo chociaz jestem za granica z mezem.. to nic nie cieszy jezeli szczescia nie dzieli sie z przyjaciolmi. Jestem juz drugi raz na emigracji, za pierwszym razem 1,5 roku na studiach, pozniej powrot do Polski i znowu silna chec wyjazdu, teraz jestem juz 2,5roku za granica. Nie chce wracac… Czytaj więcej »

Emilka
Emilka
5 lat temu
Odpowiedz  anna

Nie da się jednocześnie nie być w Polsce oraz nie mieszkać za granicą.
Taki sposób myślenia prowadzi niestety nieuchronnie do depresji, proszę sobie tego nie robić.
Trzeba się zastanowić, czego się CHCE. A potem zacząć to realizować.
Brzmi może górnolotnie, ale tak naprawdę, to jest najprostsze na dłuższą metę i da Pani może szczęście, a na pewno zadowolenie i satysfakcję.
🙂