FelietonyKulturaPodróżePraca na emigracji


Większość osób, które czytały kiedyś coś gdzieś o Indiach, pewnie spotkała się z klasycznym stwierdzeniem, że „Indie kocha się albo nienawidzi”. To bardzo intensywny kraj, subkontynent, półwysep, a na intensywność zwykle reaguje się skrajnie. Natomiast polubienie Indii jest możliwe i bardzo często wzrasta proporcjonalnie do poszerzania wiedzy o tym kraju.

Moja miłość do Indii jest bardzo głęboka i rośnie odkąd, mając 23 lata, zamieszkałam w tym kraju sama i nie przyczynił się do tego związek partnerski czy małżeński.

Do tej pory pamiętam iskrę ekscytacji, gdy dowiedziałam się, że po pierwszym semestrze studiów na indologii mogę polecieć do kraju moich marzeń. Poczynając od 2015 roku, co roku podróżuję po Indiach, dzięki czemu liczba powodów, dla których kocham to państwo systematycznie wzrasta. Jestem też indolożką, przewodniczką i stale staram się poszerzać moją wiedzę, a mieszkanie w Indiach ponad cztery lata pomaga mi znajdować kolejne powody, by jeszcze bardziej kochać ten kraj. Oczywiście nie neguję istnienia przykrych stron Indii i problemów tego najludniejszego kraju świata (ponad 1,4 miliarda mieszkańców).

Każde miejsce ma swoje cienie, na których często skupiają się media, bo szokujące treści i dramatyczne nagłówki mają szerszy zasięg. Większe zainteresowanie wzbudzi artykuł o najbardziej zanieczyszczonym powietrzu na świecie (chociaż największe polskie miasta kilka razy prześcignęły w tym „konkursie” Delhi) niż o lwach azjatyckich, które tylko w Indiach żyją dziko oraz że to jedyny kraj, gdzie współegzystują lwy i tygrysy czy chociażby o pochodzących z Indii najcenniejszych diamentach świata wciąż noszonych przez brytyjskich monarchów albo o tym, że Indie plasują się na szóstym miejscu w liczbie zabytków UNESCO na świecie. W tym felietonie spróbuję skruszyć kilka stereotypów i pokazać pozytywne aspekty, które pozwolą spojrzeć na Indie inaczej i je polubić. Skupianie się tylko na problemach danego kraju jest bardzo wąskotorowym myśleniem, tym bardziej jeśli mamy do czynienia z subkontynentem i jednym z najbardziej zróżnicowanych miejsc na Ziemi.

Największą zaletą Indii jest niejednolitość.

To kraj, który jest szalenie zróżnicowany pod każdym względem: historycznie, krajobrazowo, kulturowo, religijnie. Pokuszę się o stwierdzenie, że każdy z otwartym umysłem może tu znaleźć coś dla siebie. Subkontynent indyjski oferuje ogromne zaplecze turystyczne dla osób podróżujących budżetowo, długoterminowo jak i dla entuzjastów luksusu, szukających wyjątkowych doświadczeń i obsługi na najwyższym poziomie. Indie pod tym względem zaskakują i naprawdę ilość oraz jakość pięciogwiazdkowych hoteli potrafi zaskoczyć. Zresztą, kiedy w wielkich, indyjskich metropoliach opuści się turystyczne miejsca i choćby z mknącego tuk-tuka tylko podejrzy dzielnice zamieszkane przez średnią klasę wyższą i przez najbogatszych, można nawet zza bramy dojrzeć rozmach indyjskich willi, błysk żyrandoli i ogrom służby już przy samym wejściu.

Korzystanie z pomocy służby bywa onieśmielające, zwłaszcza gdy  przejmuje ona czynności, do których samodzielnego wykonywania jest się przyzwyczajonym od dziecka. Miałam taką sytuację z myciem podłogi, ze zmywaniem po mnie naczyń czy prośbą o przygotowanie herbaty. Na początku wydawanie poleceń krępuje, ale wygoda posiadania pani sprzątającej, gotującej czy ogrodnika na telefon w rozsądnej cenie jest niesamowita. Za pomocą aplikacji w telefonie można też zamówić serwis sprzątający do zadań specjalnych, fachowców od napraw albo fryzjera i kosmetyczkę z usługą domową.

Jestem włosomaniaczką i bardzo doceniam panią, która od czasu do czasu przychodzi nałożyć mi hennę na włosy. Czasami usługa jest możliwa nawet tego samego dnia po kilku kliknięciach w aplikacji. Mimo tego, że Indie bardzo szybko się rozwijają i poziom konsumpcjonizmu w miastach i wśród bogatszych warstw społeczeństwa wzrasta z prędkością światła, to wciąż można z łatwością trafić na miejsca tradycyjne, lokalne biznesy działające od lat, dzielnicowych szewców, krawców, roznosicieli prasy uderzających gazetą o drzwi z rana czy osoby prasujące ubrania żeliwnym żelazkiem na rogu ulicy za parę drobnych. Ma to niezwykły urok, daje miejsce pracy osobom z różnych środowisk oraz zwiększa poziom wygody mieszkańców korzystających z tych usług. Wzrasta też przywiązanie do danej dzielnicy, kiedy ma się już znanych, sprawdzonych fachowców kilka kroków od domu, dlatego bardziej sobie cenię mieszkanie w zwykłej dzielnicy mieszkalnej w Delhi niż w odgrodzonych, wielkich wieżowcach, które są miniaturowym miastem samym w sobie, ale pozbawionym lokalnego kolorytu.

Miałam okazję mieszkać w trzech zupełnie różnych miejscach w stolicy Indii i  jednak moje serce ciągnie poza ekspackie osiedla, bliżej Indusów niż obcokrajowców, co ma oczywiście swoje plusy i minusy. Podkreślę też, że mimo że mieszkam sama, to jednak duży wpływ na mój komfort i radzenie sobie w różnych sytuacjach ma znajomość języka hindi i długoletnie doświadczenie w kraju. Posługiwanie się językiem, którym mówi większość obywateli Indii, przybliża mnie do nich, ułatwia przełamywanie barier i stwarza większe prawdopodobieństwo poradzenia sobie w każdej sytuacji, nawet będąc w pojedynkę.

Kultura indyjska przyciąga kolorami, energią i bogactwem.

Tradycje, język, potrawy zmieniają się czasami co sto, dwieście kilometrów. W tym kraju bardzo ciężko o nudę. Podróżując, przemierzając różne stany, można nie tylko rozpieścić kubki smakowe, ale też podziwiać różne formy sztuki, rzemiosła i tańca. Niewiele osób wie, że polski malarz, Stefan Norblin, tworzył w Indiach podczas II wojny światowej, łącząc styl secesyjny, art deco i inspiracje hinduskimi eposami jak „Mahabharata” i „Ramajana”. Do tej pory można oglądać dzieła Norblina w pałacu Umaid Bhawan w Dźodhpurze.

Mnogość pamiątek, jakie można przywieźć z Indii, jest niewyobrażalna, dlatego zawsze sugeruję lecieć z możliwie jak najlżejszym bagażem, żeby w drodze powrotnej móc zapakować jak najwięcej skarbów i prezentów. Jestem prawie pewna, że w tym momencie pojawi się pytanie, co warto przywieźć. Mogłabym wymieniać bez końca! Każdy z dwudziestu ośmiu stanów oferuje coś wyjątkowego, własne rękodzieło, wyroby, smaki i wzory. Na pewno warto sięgnąć po świeże przyprawy, zarówno te pojedyncze jak najlepszej jakości kardamon czy kurkumę, ale też masale, czyli mieszanki przypraw do warzyw, ryb, kurczaka.

Polecam też herbatę i kawę z indyjskich plantacji. Klasyki, które też często się przywozi z Indii, to maść tygrysia na różne bóle, masło ghi i zioła ajurwedyjskie. Do tego trochę biżuterii oraz jeśli komuś marzy się tradycyjny strój, sari z krótką bluzką (ćoli) albo kolorową, wyszywaną spódnicę z Radźasthanu, ewentualnie bardziej codzienny strój, czyli zestaw salwar kamiz, tzn. spodnie, tunika i szal. Gdyby była możliwość wciśnięcia jeszcze czegoś do bagażu, to warto postawić na naturalne kosmetyki z drzewem sandałowym, kurkumą, szafranem lub nim (miodlą indyjską). Wymienię jeszcze drewniane słonie, dzwonki do powieszenia, kadzidła, prześcieradła z mandalami albo wzorami tworzonymi ręcznie metodą druku blokowego (blockprinting). Jak już nie starczy miejsca w nadawanym i podręcznym bagażu, to szal z paszminy, kaszmiru albo z wełny jaka można założyć na siebie!

Chociaż Polskę i Indie łączy bardzo podobne powiedzenie kojarzące gościa z Bogiem, to jednak stwierdzam, że indyjska gościnność jest na dużo wyższym poziomie.

Wręcz powiedziałabym, że najwyższym, jaki poznałam, ocierając się o zakłopotanie, zdziwienie i czując ogromną wdzięczność. Kilka razy zdarzyło mi się uczestniczyć w weselu obcych osób, które zaprosiły mnie z ulicy i nie jestem wyjątkiem, ponieważ wymieniając wiadomości z moją społecznością na Instagramie, wielokrotnie słyszałam o podobnej sytuacji. Zakupy w księgarni, u jubilera, w prywatnym sklepie odzieżowym a czasami nawet wizyta w urzędzie czy u fryzjera, nie odbędą się bez kubeczka ciepłej ćaj masali. Celowo użyłam zdrobnienia, chociaż ich nie cierpię, ale tradycyjną indyjską herbatę z mlekiem i przyprawami podaje się w małych filiżankach lub papierowych kubeczkach wielkości kieliszka na wódkę.

Wymieniając gościnność jako jeden z powodów do polubienia Indii, muszę wspomnieć o przepięknym geście indyjskiej arystokracji, dzięki której zostało ocalonych kilka tysięcy Polaków (w większości polskie dzieci) podczas II wojny światowej. Maharadźa Digwidźajsinh, który znał osobiście Paderewskiego i Sikorskiego oraz lubił czytać „Chłopów” w języku angielskim, otoczył opieką ponad tysiąc polskich dzieci. Będąc przyjezdnymi sierotami z kraju rozdartego wojną, otrzymały nie tylko indyjski dom i środki do życia, ale też szkołę i wielkie serce, bo maharadźa osobiście interesował się wszystkim, co działo się w obozie, który kazał dla nich zbudować oraz wspierał dzieci w nauce i artystycznych przedsięwzięciach. W tamtym czasie w Delhi powołano też Komitet Pomocy Dzieciom Polskim, gdzie dobrowolnie wpłacały pieniądze osoby prywatne oraz kilkudziesięciu maharadźów, którzy zobowiązali się do utrzymania polskich dzieci do końca wojny.

Indie nauczyły mnie wiele.

Od częstszego chodzenia boso i zwracania uwagi na sens obecności sześciu smaków w spożywanym posiłku, przez przyglądanie się sobie od wewnątrz, zaglądanie w głąb natury i energii, które nami władają, po codzienne, praktyczne wskazówki, jak wrzucanie przypraw na rozgrzaną patelnię, witanie słońca i picie ciepłej wody o poranku czy moczenie mango i orzechów przed spożyciem. To właśnie w Indiach po raz pierwszy usłyszałam o tym i obserwowałam, jak panie domu zostawiają orzechy i migdały w wodzie na noc po to, by rano łatwiej ściągnąć skórę z migdałów i żeby organizm lepiej przyswoił ich wartości odżywcze. Podobnie jest z mango, narodowym owocem Indii, które należy moczyć w wodzie przynajmniej przez trzydzieści minut przed spożyciem. Pozwala to zmniejszyć ciepłą naturę owocu i zredukować kwas fitynowy, który zaburza wchłanianie minerałów.

To chyba grzech, że dopiero w tym miejscu wspominam o jedzeniu, bo indyjska kuchnia jest według mnie najpyszniejsza na świecie! Jest ona bardzo różnorodna, zarówno wegetarianie, jak i mięsożercy mogą dostać orgazmu kubków smakowych. Jak już wspomniałam, każdy stan znacznie się od siebie różni, również pod względem kuchni i tradycyjnych potraw. Jedzenie południowo-indyjskie smakuje zupełnie inaczej niż to z północnych Indii. Jeżdżąc do Indii od ośmiu lat oraz mieszkając tu przez ponad cztery lata, jeszcze nie spróbowałam wszystkiego, co ten kraj oferuje!

Nie reaguję już jak kiedyś zdziwieniem czy smutkiem, kiedy Induska czy Indus mówi mi, że nigdy nie był za granicą.

Niektórzy nawet nie mają takiego pragnienia. Żyjąc w tak zróżnicowanym i wielkim kraju, naprawdę ciężko wszystko zobaczyć, poznać, doświadczyć i odwiedzić chociażby jedno miejsce w każdym stanie. Nieraz usłyszałam z ust obywatela Indii: „jak zobaczę cały swój kraj, to dopiero chciałbym odwiedzić inne”. Indie mają ogromną spuściznę naukową, starożytną wiedzę i tradycje wykorzystywane na co dzień na całym świecie (joga, ajurweda, astrologia), inspirującą sztukę, z której czerpią najdrożsi projektanci Europy i Ameryki, religie i filozofie, które inspirują miliony, bogactwo naturalne i technologiczne. Poznając to wszystko, dowiadując się więcej i brnąc dalej, doskonale rozumiem silne, patriotyczne uczucia, jakie wielu Indusów w sobie nosi.

Co więcej, na terenie Indii można też poczuć francuski, angielski i portugalski klimat, ze względu na kolonialną przeszłość. To niesamowity kraj, z którego prawie każdy na świecie coś czerpie. Wiele indyjskich wynalazków zmieniło świat, jak choćby szachy, gra w chińczyka, pierwsze operacje plastyczne, guziki, szampon, proces krystalizacji cukru czy cyfry arabskie, które wcale arabskimi nie są, tylko zeuropeizowanym zapisem indyjskim (policzę do trzech: १, २, ३). Naprawdę warto spojrzeć na Indie niestereotypowo, nie przez pryzmat afer i dramatycznych nagłówków, nie przez powielane, często nietrafne skojarzenia (jak „kasta”, która nawet nie jest indyjskim terminem, lecz stworzonym w okresie kolonizacji przez Portugalczyka), ale zobaczyć i poznać ten niesamowity kraj bliżej. Jak słusznie zachęcają hasła promujące turystykę w Indiach: Experience the real, incredible India.

Margita Filipek, Indie

4.7 14 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
4 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Manpreet
Manpreet
1 rok temu

Just loved it. Author described every single detail so precisely.

Awatar użytkownika
1 rok temu

Dziękuję bardzo za możliwość publikacji! Tym bardziej w tak idealnym terminie, dobę przed Dniem Niepodległości Indii 🙂 Mam nadzieję, że każdy kto przeczyta artykuł spojrzy na Indie trochę inaczej niż przed czytaniem. Po więcej Indii zapraszam oczywiście na mój profil na Instagramie @ margita.in

Paulina
Paulina
10 miesięcy temu

Uwielbiam cię czytać i podglądać na insta 😉

Ja1
Ja1
6 miesięcy temu

Za Co nie lubie Indii… za Brud, zanieczyszczenie srodowiska I bezdomne psy pozostawione głodne brudne zapchlone same sobie.to właśnie obserwuję od kilku dni …