Wtopić się, upodobnić, zasymilować. Zniwelować akcent, wstydliwie ukryć różnice kulturowe.
Być taka jak oni.
Jak to? Ta indywidualistka, która zawsze chodzi swoimi drogami, nagle chce być taka jak inni? Skąd ten pęd? Po co? Z perspektywy czasu dziwi mnie ta postawa. Byłam młoda? Za punkt honoru postawiłam sobie szybką adaptację? Nie miałam wzorców, nie znałam innych emigrantów z mojego kraju. A może po prostu chciałam chłonąć nową kulturę, nowe miejsce życia wszystkimi zmysłami? Zatuszować w ten sposób samotność. Znaleźć w sobie równowagę między… no właśnie między czym? Polskością? Śląskością? I nowo nabywaną niemieckością? Nie zastanawiałam się wtedy nad tym. Przyjmowałam moją emigrację bezrefleksyjnie, jak dziecko słowa matki. Po osiemnastu latach opuściłam kraj, który stał się, jak sądziłam, mój. Gdzie nikt nigdy nie rozpoznawał we mnie cudzoziemki. Akcent zdradzał mnie dopiero po kilku zdaniach. I to akcent niejednoznaczny. Setki razy droczyłam się z ciekawskimi, próbującymi odgadnąć mój kraj pochodzenia.
Opuściłam więc mój udomowiony, ugłaskany Berlin z jednym paszportem.
Bo po co mi dwa? Przecież Polska jest w Unii, przecież mamy takie same prawa. Przecież nie czuję się Niemką. Kim się więc czuję? Już dawno nie bronię Polski przy każdej okazji. Już dawno nie udowadniam, że Polska coś znaczy. Że odkrywcy, sportowcy, dokonania, Skłodowska była Polką! Chopin był Polakiem! Patek, Stern, Singer, Eminem, Łempicka. Właściwie to prawie wszyscy mają polskie pochodzenie. Dyskutowałam, udowadniałam. Ośmieszałam się. Nie robię tego od lat. Z Polską łączy mnie PESEL, orzeł na paszporcie, rodzina. Imię i nazwisko czynią mnie neutralną, przynajmniej w Europie, pozwalają się ukryć.
Po osiemnastu latach misternego, świadomego i podświadomego budowania tożsamości, jestem w kraju, gdzie wszystko zaczyna się od nowa, ale inaczej. Nie muszę nawet otworzyć ust, by każdy wiedział, że jestem cudzoziemką. Nie ma w tym kraju kobiet o wzroście 180 cm i włosach blond. Wiem już, jak irytującym jest, gdy od drzwi traktowana jestem jak ktoś spoza. Ktoś, do kogo lepiej mówić po angielsku. Mogę odpowiadać w języku tubylców, a odpowiedź i tak padnie po angielsku. Gdy wreszcie, nieco zirytowana, mówię: Eu falo português*, na twarzy rozmówcy widać konsternację i zaraz potem wyraźną radość. Jeszcze nie dowierza, jeszcze dopytuje: Percebe bem português?** Ale już jestem choć trochę swoja. Już jest czas na small talk i serdeczność.
Kim czuję się więc teraz?
Ile zostało z mojej niemieckiej tożsamości? Polska oddaliła się jeszcze bardziej, moje poglądy leżą na antypodach tych, aktualnie reprezentowanych przez zwierzchników politycznych. Odkąd opuściłam Berlin, nie śledzę już intensywnie niemieckich wiadomości. W nowym miejscu mieszkam na wyspie – wyspie mojej rodziny. Gdzieś tam przebija się przez moją świadomość śląskość, która przywołuje zapachy dzieciństwa i poczucie bezpieczeństwa. Od małej ojczyzny wędruję bezpośrednio do tej dużej – europejskiej. Jestem po prostu sobą.
______________________________
* Mówię po portugalsku.
** Dobrze pani rozumie portugalski?
Anna Bittner
W tym kraju są blondynki 180 cm wzrostu i oczami blond. Mnóstwo. Na południu. A serdeczności są nie tylko dla swoich ale i dla obcych mówiących po angielsku. Dla wszystkich. Pozdrawiam
Myslalam, ze to Brazylia. Pomylka 😉
Fakt, w Brazylii na pewno są osoby o takim wyglądzie. W Algarve taki wygląd jest jednoznaczny z byciem cudzoziemką.
Nie do końca rozumiem ten tekst, może dlatego że emigrowałam w wieku 26 lat. Emigrowałam do Norwegii sama, nie znając nikogo. Mówię troszeczkę po norwesku, ale w pracy tylko angielski, a znajomi międzynarodowi i w większości Polacy, więc niełatwo się nauczyć norweskiego. Nigdy nie próbowałam się asymilować, korzystam z kraju i mam wspaniałą drogę osobistego rozwoju, która przez 7 lat pozwoliła mi dojrzeć. Ale nie zmienić tożsamości! Pytana skąd jestem zawsze z dumą odpowiadam, że z Polski. I nie muszę sie zasłaniać Chopinem i Skłodowską. Mimo, że ja też nie jestem zwolenniczką obecnie rządzących i niektórych faktów się wstydzę. Ale… Czytaj więcej »
Chyba faktycznie nie do końca zrozumiałaś mój tekst. Nigdy nie zasłaniałam się Chopinem ani Skłodowską, nigdy też nie wstydziłam się pochodzenia, jestem przekonana, że stereotypów zburzyłam setki. Ale ja nie piszę o tym, ale o tym, jak sama przeżywałam emigrację, nie wartościuję czy było to dobre, słuszne i potrzebne. Po prostu tak było. Sprzeczne, chaotyczne, bo tak się życie układało i tak ewoluowałam w moich przekonaniach i poczuciu tożsamości.
Chyba już nieco inaczej jest z tą tożsamością na emigracji. Może jeszcze 10 lat temu ciągle i nieustannie draznily mnie pytania o to kiedy wreszcie wracam do domu. Teraz już nikogo nie dziwi widok sąsiada z dziwnym akcentem. Nie mówię,że było łatwo ale nareszcie mogę o Anglii powiedzieć tu jest moje miejsce i mój dom.
Ja emigrowałam prawie 20 lat temu i piszę o moich odczuciach wtedy. Akurat o powrót nikt mnie nigdy nie pytał. Dobrze, że zadomowiłaś się w Anglii i czuję się tam u siebie.
Bardzo konkretny tekst 🙂 6 lat temu wyjechałam do Norwegii i wtedy do Polski jeździłabym co miesiąc, dziś wystarczy raz do roku i gdyby nie kilka osób z rodziny, nie miałabym po co tam latać. Też już nie bronie Polski, a przez głowę przeleci czasami myśl żeby zrzec się obywatelstwa , myśl poganiana złością i frustracją. Nie udowadniam, że Polska jest super, bo nie jest i już dawno przestałam wierzyć w dobrą zmianę. Jestem na tożsamościowy zakręcie, często. Tutaj jeszcze nie do końca jestem u siebie, w Polsce już nie. Tęsknię, ale chyba jest to teskonta za wyobrażeniem o kraju.… Czytaj więcej »
Sylwio, dokładnie ujęłaś to, co odczuwam.
Wieczne bycie obcą, po prostu ze względu na wygląd – doskonale to rozumiem. Nie rozumie tego za to moja córka, która jest bardziej tutejsza od większości ludzi, których spotyka, a oni i tak uważają, że mają prawo o niej mówić per „Obca”.
Ta sytuacja, w której jest twoja córka, jest bardzo trudna. Czytałam o tym sporo, sama sobie oczywiście nie jestem w stanie wyobrazić.
Dziękuję za ten tekst. Sama nie mogłam się odnaleźć w nowym emigracyjnym miejscu. Czułam się jakby ktoś mi tę moją tożsamość zabierał. Obecnie, po zmianie kraju, czuję się znów sobą. Nadal bronię Polski, ale też nie boję się mówić o obecnej sytuacji polityczniej. Czuję się polką w 100% i tęsknię za moimi ulubionymi miejscami. Ale też wiem, że te miejsca już się zmieniły i to już nie ta sama Polska.
Ja niestety już się tak nie czuję, ale to pewnie też czas, który spędziłam na emigracji, ale i wstyd i smutek, które mają na to wpływ.