Felietonyumiera

Całkiem nagle, choć obserwując wydarzenia ostatnich tygodni, było to do przewidzenia.

Ta zmiana była widoczna jeszcze zanim Boris Johnson ogłosił narodową izolację. Przez dwa tygodnie ludzie wykupywali wszystkie mrożonki, produkty długoterminowe i papier toaletowy do tego stopnia, że kiedy na obiad zaserwowałam fasolkę na ostro zapiekaną z makaronem, doprawioną tekstem, że to teraz obiad wyższej klasy, do którego zdobycie składników graniczy niemal z cudem, w odpowiedzi otrzymałam poważne skinięcie głową. Wtedy dotarło do mnie, że to naprawdę nie był już żart i tak naprawdę wcale nie był śmieszny. Nie w obecnej sytuacji.

W ciągu kilku tygodni świat wywrócił się do góry nogami. Puste sklepowe półki, niepewność jutra.

Kiedy w dwa tygodnie po pierwszym szale zakupowym zobaczyłam w sklepach makarony, jajka, samosy, kiełbasy i mrożonki, bez których wątpię, że nie da się przeżyć, uśmiechnęłam się do siebie pod nosem. Miałam rację, że nie umieramy jeszcze z głodu, więc bić się o jedzenie nie trzeba. Choć początkowo zachowanie niektórych było co najmniej niepoważne, myślę, że powoli nauczymy się człowieczeństwa, będąc zmuszonymi do siedzenia w domu i myślenia nad życiem z nadmiaru czasu. Na przykład przeczytałam na stronie jednej z organizacji charytatywnych, że kiedy rozdawano jedzenie w Gazie na samym początku okupacji, ludzie często mówili, pomimo ogromnego kryzysu: „przekażcie to sąsiadom, oni potrzebują pomocy bardziej niż my.” Wierzę, że dzięki obecnej sytuacji mamy szansę stać się takimi ludźmi. 

Otrzymaliśmy od rządu pozwolenie na jedno wyjście z domu w ramach spaceru lub biegania, ograniczenie spotkań towarzyskich na zewnątrz do dwóch osób jednorazowo, zakaz odwiedzania się nawzajem, zakupy tylko w ramach absolutnej konieczności. Zamknięto wszystkie sklepy poza spożywczymi, wszystkie miejsca publiczne. Jeszcze zanim to zrobiono, na ulicach w moim mieście było pusto. W sklepach, do których chodzę teraz raz w tygodniu, również. W powietrzu unosiło się dziwna atmosfera zmiany. Poczucie, że nic nie będzie już takie samo. 

Jestem przyzwyczajona do życia w odosobnieniu, jak matki większości dzieci autystycznych.

Nie chodzimy do domów innych ludzi (ewentualnie inni odwiedzają nas), w zatłoczone miejsca, nasze wyjścia to sklep i park, jeśli Młode ma odpowiedni humor i ochotę. Dużo spacerujemy tak po prostu, bez celu. Od lat nie bywam w restauracjach i knajpach, poza randkami z mężem od czasu do czasu, kiedy synem zajmuje się babcia. Nie chodzimy na wesela, nawet zrezygnowaliśmy z grilla u szwagra pomimo obecnej tam rodziny i przyjaciół, bo miasto obok w czasie korków byłoby dla Młodego zbyt wielkim wyzwaniem. Pozytywem jest to, że przywykłam, więc nie cierpię teraz. Niemniej z całego serca współczuję wszystkim, których spotkało to z dnia na dzień. Pozbycie się frustracji z tego powodu zajęło mi kilka lat. Jest to okropnie trudne. 

Jeszcze trudniejsza jest troska o bliskich. Martwię się dużo bardziej, kiedy teraz ktoś z rodziny choruje, że być może to Covid19. Boję się również o starszych teściów mieszkających dwie ulice dalej, których tygodniami nie wolno nam odwiedzać, dla ich dobra. Niepokoi mnie stan zdrowia znajomej, która ciężko znosi wirusa i zamiast z nim wygrywać, wydaje się mieć niekończące się nawroty. Niecierpliwie wyczekuję pewniejszego jutra, momentu, kiedy się to skończy, kiedy przestaniemy słyszeć o kolejnych chorych, kolejnych zmarłych.

Nastały trudne czasy. Wiele stracimy, zdecydowanie sporo będą nas kosztowały.

Siedzę przy oknie, słuchając śpiewu ptaków. Zawsze żywa okolica jest cicha, mniej samochodów, żadnego odgłosu bawiących się dzieci. Dziś doceniamy wolność, którą odebrał nam wirus, podróże nad brzeg morza i do lasu, czas spędzony z rodziną i spokój, który traktowaliśmy jako coś oczywistego. Doceniam czas, kiedy nie musiałam się martwić, że zachoruje mój mąż, dostarczający codziennie lekarstwa dziesiątkom schorowanych i starszych ludzi. Tęsknię nawet za nocną kłótnią sąsiadów o miejsce parkingowe. Już się nie pokłócą, bo nie wyjdą. Chyba, że przez telefon.

Wirus zabrał nam wolność, ale oddał człowieczeństwo. Powoli zaczynamy troszczyć się trochę bardziej o starszych i samotnych.

Modlę się, żeby odszedł w niepamięć tak szybko, jak się pojawił, a lekcje, których nas nauczył, zostały z nami na zawsze. Coś się skończyło, nie będzie już jak dawniej. Ale przecież zawsze pozostaje nadzieja, że to, co nowe, będzie lepsze. Bo możemy je takim uczynić.

0 0 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
6 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Alicja
4 lat temu

czesc Sadeemka,
dobrze, ze sie trzymasz i zawsze zauważasz piekno wokol siebie. Ja tez wrocilam do blogowania po dluzszym czasie. Mocno cie sciskam i zapraszam do siebie na zdjecia.

4 lat temu
Odpowiedz  Alicja

Ale te Twoje wnusie wyrosły! Ściskam i nadrabiam zaległości.

Anna M
Anna M
4 lat temu

Ja, patrząc na to co się dzieje na świecie, znając te relacje bezpośrednio od osób zamieszkujących różne miejeca na świecie doceniam to, że jestem tu, gdzie jestem. W miejscu, którego nie dotknęła panika i masowe zakupy. Gdzie gmina zajmuje się potrzebami osób samotnych i starszych, które nie mogą wyjść po zakupy. Gdzie spacery do lasu i innych miejsc w naturze są nie zakazane, a zalecane. Gdzie ludzie podchodzą do sprawy z powagą, ale bez paniki. I gdzie już powoli, stopniwo wszystko zaczyna wracać do normalnego trybu. Doceniam to, że mam w sobie coś z nerda-jaskiniowca, który lubi bycie tylko ze… Czytaj więcej »

4 lat temu
Odpowiedz  Anna M

Wierzę, tymbardziej kiedy widzi się ich poziom stresu i sfrustrowanie calą tą sytuacją, przykrym jest, że muszą tam być. Ale to dobrze, że jesteś pozatym, niewielu ma niestety okazję. To ogromne błogosławieństwo teraz mieć namiastkę normalności. Buziaki!

Jaro
Jaro
4 lat temu

Ja wcale tak tego nie widzę. Siedzę w domu z rodziną, mam więcej czasu, jak się obrobię szybciej z robotą to mam czas na swoje kursy programowania, automatyki itd. Generalnie rewelacja. Pasuje mi taki wolny tryb życia jak teraz. Wcale nie tęsknię do codziennego biegu na pociąg, i biegu powrotnego, żeby się ze wszystkim wyrobić. Tym zaś którzy się boją polecam większą ufność w Boga. Może dlatego się boją, że uważali się za doskonałych w czasach gdy się dobrze zarabiało i było trochę bardziej bezpiecznie niż teraz. A tu nagle okazało się, że są rzeczy na które wpływu nie mamy.… Czytaj więcej »

4 lat temu
Odpowiedz  Jaro

Prawdą jest, że sporą częścią z nas wirus potrząsnął i przypomniał, co jest ważne. Dobrze jest doceniać więcej czasu; ja obecnie więcej czytam, relaksuję się, piszę, piekę i mam rodzinkę dla siebie na wyłączność, to zdecydowanie są ogromne plusy. Zgadzam się nawet z kilkoma innymi kwestiami, ale to pole do długiej dyskusji. 😉 Niemniej ograniczenia związane z niemożnością odwiedzania rodziny czy przyjaciół są trudne do zaakceptowania. Chętnie pospaceruję znowu tak na spokojnie, godzinami, kiedy to wszystko się skończy. I cały czas przetrawiam w swojej głowie nadchodzący Ramadan w izolacji, mamy w zwyczaju mieć go w tak przyjemnym towarzyskim klimacie, że… Czytaj więcej »