Czy wiecie, że 12 kwietnia to Dzień Czekolady?

A jak czekolada, to Belgia – kraina czekoladą płynąca.

Dzisiaj skupię się jednak tylko na tej słodkiej une spécialité gastronomique de la Belgique.        Belgia jest uznawana za największego producenta czekolady na świecie. Przeciętny Belg spożywa podobno około ośmiu kilogramów tejże na rok i jest to wręcz powód do dumy narodowej.

Będąc w Brukseli (i nie tylko), nie da się nie zauważyć tzw. boutiques de chocolats, sklepów z czekoladą różnych marek, kształtów, smaków, wielkości…

Przekraczając próg, zanurzasz się w słodkim zapachu i przepadasz… Oprócz tradycyjnych czekoladek możesz też zazwyczaj zakupić słodki symbol – pamiątkę ze stolicy w kształcie sławnego sikającego chłopca, czyli Manneken Pis.

Mieszkając w Brukseli i smakując specjałów Belgii, dowiedziałam się o tzw. outletach z czekoladkami i postanowiłam taki odwiedzić. Zaopatrzona w małą butelkę wody (gdzieś wyczytałam, żeby zabrać) i apetyt, ruszyłam. Przekroczyłam próg i z pierwszym oddechem pomyślałam, że sama jestem czekoladą.  Nieco odurzona i oszołomiona różnorodnością i wielością wyboru, dołączyłam do tego swoistego korowodu z lekka pomlaskujących ludzi, przesuwających się leniwie, jak w transie, wzdłuż rzędów pudełek, w których połyskiwały i kusiły wonią i kształtem ONE – czekoladki. Cel wyprawy wielu.

Pierwsze jedzą oczy, rozbiegane próbują ogarnąć całość wyzwania. Nos wypełniony po brzegi słodką wonią zadania nie ułatwia…

Przystępuję do degustacji, pierwsza z brzegu ciemna  czekolada rozpływa się w ustach, by za chwilkę ustąpić miejsca owocowej, delikatnej nucie. Druga – truflowa, aksamitna wręcz. Łyk wody, bo choć pysznie, to jednak słodko… Przy trzeciej zastanawiam się, dlaczego tych czekoladek nie kroją na mniejsze kawałki… Czwarta, już tylko połowa, słodko, chce się pić, piję więc dość łapczywie. Piąta, zgarnięta lekko trzęsącą się ręką, trafia do ust już tylko w maleńkiej cząsteczce, reszta w serwetkę i do kosza (co za marnotrawstwo – myślę i zauważam, że inni postępują podobnie). Próbuję ogarnąć wzrokiem, z lekka zamglonym, znaczną ilość, która jeszcze przede mną. O matko! Przecież ja jeszcze nie wiem, co kupić!

Posuwam się dalej, wyciągnięta trochę wbrew rozsądkowi ręka zawisa nad kolejnym pudełkiem, oczy uciekają w kierunku już pustej butelki z wodą i następuje kapitulacja, więcej nie dam rady, poddaję się pokonana przez czekoladki.

Pozostało mi już tylko czytanie etykietek. Ostatecznie, uboższa o butelkę wody i kilkadziesiąt euro, a bogatsza o trzy pudła czekoladek i niepewność, czy dobrze wybrałam, umykam ze sklepu z przekonaniem, że w najbliższym czasie czekoladek nie tknę!

Zawiozę ten kawałek Belgii do Polski jako souvenir. Frytek przecież zabrać się nie da, choć to następna, pyszna une spécialité gastronomique de la Belgique.

SMACZNEGO!

 

Autorka : Beata Cios, Belgia

0 0 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze