“Ty to jesteś silna”, “Polki są takie silne”, “podziwiam cię”, “ja bym tak nie mogła, nie dałabym rady…” – to słowa, które ostatnio często słyszę. Słyszę je nie bez powodu, gdyż w ciągu zaledwie paru lat dotknęło mnie kilka wielkich nieszczęść. Moja córeczka zmarła z powodu raka w wieku zaledwie pięciu lat. W tym samym czasie kuzynka córeczki (chrześnica męża) zginęła w okropnym wypadku, przejechał ją autobus miejski, miała osiemnaście lat. Moja teściowa zmarła z powodu licznych chorób dzień po śmierci naszej córeczki. Mąż po tym splocie nieszczęść stopniowo popadł w depresję.
Ktoś „musiał” zostać silny dla naszego syna, wówczas niespełna dwunastoletniego.
Wmówiłam sobie, że to muszę być ja, że nie mam wyboru. Mężowi stopniowo pomogły hospitalizacja a następnie terapia, po czym jego organizm prawdopodobnie się zbuntował i zaczął mieć problemy ze zdrowiem, a dokładniej z nerkami i układem moczowym. W marcu bieżącego roku zmarł z powodu sepsy, z którą jego osłabiony na różnych poziomach organizm sobie nie poradził. Zostałam z siedemnastoletnim synem, który już wiele przeżył oraz z córeczką, dla której jestem rodziną zastępczą.
Tak, w międzyczasie był moment, gdy mąż miał się lepiej i zdecydowaliśmy się przekuć nieszczęście straty córeczki w pomoc innemu dziecku, zostaliśmy rodziną zastępczą dla czteroletniej wówczas dziewczynki. W dodatku lata temu moja ukochana mama popełniła samobójstwo.
Dość niezwykły splot nieszczęść jak na jedną rodzinę czy osobę.
Jak można się domyślić, to wszystko nie spłynęło po mnie jak po kaczce, choć takie sprawiałam wrażenie. Nie jestem też nadczłowiekiem, który radzi sobie po takich ciosach bez mrugnięcia powieką. Być może postronni tak sądzili dlatego, że w tych momentach nie płakałam, a przynajmniej nie publicznie, oraz że znalazłam siłę, by nadal kochać życie i z niego korzystać.
Nie wiem, jak odbierać słowa: „jesteś silna”, „podziwiam cię”. Zdaję sobie sprawę, że są one wynikiem dobrych intencji, ale momentami sprawiają, że wymagam od siebie więcej i więcej, że nie pozwalam sobie na momenty słabości czy na łzy.
To oczywiste, że moim największym motorem do działania jest mój syn i córeczka (nawet jeśli nie biologiczna), to dla nich pragnę być silna i pozostawać w jak najlepszej formie. Zajęło mi to trochę czasu i nadal jestem w trakcie uczenia się, że pomimo wszystko warto żyć też i dla siebie samej.
Jak to – nie tylko dla dzieci?
Ja też zasługuję na życie i korzystanie z życia pełną piersią? Według mojej terapeutki – tak. No właśnie, terapeutka… Jeżeli już miałabym przyznać, że rzeczywiście jestem silna, to tę siłę dało mi jak najszybsze umówienie się na terapię z odpowiednim psychologiem. Moją siłą jest także stworzenie sobie grona przychylnych mi osób, przełamanie strachu typu: „co powiedzą inni” i coraz śmielsze proszenie innych o pomoc.
Tego proszenia o pomoc nauczyłam się już podczas choroby mojej córeczki. Spływały wtedy do mnie różne wiadomości typu: „gdybyś czegokolwiek potrzebowała, daj mi znać”. Zdanie, które często okazywało się tylko pustą grzecznościową gadką. Postanowiłam wtedy „sprawdzić” wiarygodność takich deklaracji. Odważyłam się formułować moje prośby bardziej bezpośrednio. Że na przykład potrzebuję kogoś z samochodem, że może ktoś nam coś ugotuje albo odciąży w innych błahych potrzebach.
Stało się wtedy coś niesamowitego. Odkryłam, że wielu wręcz czekało, aż poproszę o konkretną pomoc, nie wiedzieli jedynie, czego nam potrzeba. To była moja pierwsza lekcja, że należy wyrażać swoje ewentualne prośby konkretnie a nie ogólnikowo.
Kolejną lekcją było otwarcie oczu na toksyczne znajomości.
Nie stało się to jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Krok po kroku odkryłam, że nie potrzebuję osób, które mnie ciągną w dół, krytykują. Osób, które za moimi plecami opowiadają swoje scenariusze na mój temat.
Tak, moją siłą jest nieustanna praca nad sobą, ale i momenty słabości. Tak, płaczę, ale niekoniecznie wtedy, gdy czuję na sobie czyjś wzrok. Tak, trzęsę się z powodu ataków paniki, o których wie tylko moja psycholożka. Tak, często oceniam sama siebie surowo i za dużo od siebie wymagam.
Moja siła jest dobrem, ale i przekleństwem. Jest to przyzwyczajenie do tak zwanego zaciskania zębów i zgoda na wiele niekomfortowych sytuacji.
Teraz po latach zdaję sobie sprawę, że w dużym stopniu emigracja tej młodej, przestraszonej dziewczyny pod koniec lat dziewięćdziesiątych, gdy musiałam się zgadzać na sytuacje poniżania, pracowania w ciężkich warunkach oraz strachu z powodu nieuregulowanej sytuacji w moimi nowym kraju – Belgii, sprawiły, że potrafię wiele znieść.
Dziś jednak zadaję sobie to pytanie, czy „wiele znieść” nie ma w pewnym momencie swojej granicy?
Uczę się tę granicę dostrzegać, uczę się w sobie dostrzegać człowieka z krwi i kości, a nie „nadczłowieka” bez uczuć. Zatem zanim ocenimy kogoś jako silną osobę, być może warto sobie zadać pytanie, czy tak jest na pewno?
Co się kryje za tym szerokim uśmiechem? Czy woli na taką wyglądać, by unikać pytań lub rozmów? Być może jestem silna, ale i zwyczajna. Jeśli to, co opisuję, jest dla ciebie inspiracją i czujesz, że sobie nie radzisz, czerp z mojej „siły” . Idź do psychologa, terapeuty czy lekarza, otaczaj się dobrymi znajomościami i przede wszystkim ukochaj siebie.
Aniu, tulę wirtualnie. Gdybyś kiedyś była w Szwajcarii, masz tutaj koleżankę, klubowiczkę.
Dziękuję! Ooo Szwajcaria bardzo bym chciała ten kraj odwiedzić, notuję kontakt 😊
Zastanawialam się jak można skomentować takie trudne przeżycia. Przychodzi mi na myśli tylko ten cytat: “Those we love and lose are always connected by heartstrings into infinity.” Aniu, wierze że jesteście z córeczką i mężem połączeni niciami miłości na zawsze!
Dziękuję 😘 i tak, ja też w to chcę wierzyć, co więcej – ja to czuję!
Aniu,
I tak ciągle Ciebie podziwiam,
od początku naszej znajomości.
A gdy widzę Ciebie uśmiechniętą,raduję się z Tobą.
Wierzę, że będzie dobrze.
❤️❤️❤️
bardzo bardzo dziekuje!
Aniu, piękny tekst, szczery i autentyczny! Oraz ważny! Ważny dla wielu czytelników i czytelniczek! Znamy się tylko z klubu Polki, ale czekam na moment kiedy uściskamy się na żywo!
Dziękuję za wspaniałe słowa i też mam nadzieję kiedyś się spotkać