Felietony

21 lutego to Dzień Języka Ojczystego i tak się składa, że zawodowo zajmuję się moim językiem ojczystym – polskim – uczę obcokrajowców naszej pięknej mowy. Kiedy ktoś dowiaduje się, jaki jest mój zawód, reakcje są zazwyczaj dość podobne – „o, fajny zawód, nie trzeba żadnych studiów kończyć, bo przecież język znasz”, „ciekawa opcja, jak chcesz pracować z jakimś językiem, ale nie znasz języków obcych” czy „wchodzisz na lekcję, nie musisz się przygotowywać, po prostu gadasz, podoba mi się, też się tym zajmę”. Często też spotykam się z opinią, że polskiego może uczyć każdy Polak. Czy na pewno tak jest?

Z wykształcenia jestem filolożką języka rosyjskiego.

Któregoś pięknego dnia, kiedy coraz więcej osób zza naszej wschodniej granicy w celach zarobkowych przyjeżdżało do Polski, wpadłam na genialny pomysł – „będę uczyć polskiego”! Znam język moich uczniów, co nieco o gramatyce wiem, to idealne zajęcie dla mnie! Szybko zrozumiałam, że nie jest to takie proste. Ucząc się języka, oczekujemy wyjaśnień nieco bardziej szczegółowych niż „bo tak jest” – tego też oczekiwali moi uczniowie. Kiedy zadawali mi pytanie, dlaczego raz dla „ja” jest końcówka „m”, przykładowo „ja czytam”, a innym razem już „ę” – „ja lubię” – uśmiechałam się ładnie i oględnie odpowiadałam, że to zależy od czasownika, ale szczegóły może na innych zajęciach.

Byłoby mi dużo łatwiej, gdybym wiedziała, że w języku polskim mamy trzy koniugacje, czyli czasowniki odmieniamy według trzech schematów. Kiedy pytali o miejscownik, łapałam się za głowę – o mamie, o placu, o kości – od czego zależą te końcówki? Dlaczego raz są jakieś alternacje, zmiany literek, raz nie ma? Czasem doszukiwałam się wyjaśnienia w starocerkiewnosłowiańskim, ale umówmy się, to nie najlepsza droga. Mimo to czułam, że to jednak polskim, nie rosyjskim, chciałabym się zajmować i dlatego poszłam na studia podyplomowe z nauczania polskiego jako obcego.

Kiedyś poruszyłam ten temat na jednej z popularnych platform społecznościowych – rozpętała się burza.

Nagle okazuje się, że wszyscy nauczyli się języka ze słuchu i w praktyce, nie od nauczycieli, którzy ciągną pieniądze nie wiadomo za co, mówią tylko o gramatyce, a ta tylko utrudnia naukę i zniechęca ucznia. Co ze mnie za lektorka, skoro nie słyszałam o metodzie Callana i uważam, że nauczyciel powinien mieć odpowiednie wykształcenie i znać zasady swojego języka?! Najważniejsze, aby mówić i powtarzać.

O metodzie Callana słyszałam, jak chyba każdy, kto choć raz szukał dla siebie jakiegoś kursu. Reklamy kursów „bez gramatyki” również widziałam nie raz i nie dwa. Jaki mam problem z nauką takimi metodami? Uczymy się tam pełnych, kompletnych zdań. Przykładowo – „codziennie rano chodzę na bazar” – znając takie zdanie nie możemy go dowolnie modyfikować, bo może wyjść nam „chodzę na sklep”. Język polski jest językiem, w którym odmieniamy na potęgę – i rzeczowniki, i czasowniki. Gramatyki nie da się przeskoczyć i całkowicie pominąć jej w nauce języka.

Uczenie się w praktyce – jestem jak najbardziej za, ale musi być ono świadome!

Jeśli dziesięć razy usłyszę „jedno jabłko, dwa jabłka, pięć jabłek, dwadzieścia jeden jabłek, ale dwadzieścia trzy jabłka”, to zapewne będę używała poprawnie słowo „jabłko” w połączeniu z liczebnikami, ale ważne jest, abym zauważyła, że taka sama zasada dotyczy nie tylko tego jednego owocu, a wszystkich rzeczowników. Moim zdaniem osłuchiwanie się z językiem w życiu codziennym jest bardzo ważne, rozmowa z ludźmi w języku, którego się uczymy, jest niezbędna. Tak, nauczenie się języka w praktyce samemu jest możliwe, ale moim zdaniem niezwykle trudne. A na ile poprawnie będziemy się im posługiwać, to już inna kwestia. Doświadczony lektor jest przewodnikiem w naszej drodze po meandrach obcej mowy. Nie chodzi o to, aby do znudzenia ćwiczył z nami gramatykę, ale był w stanie wyjaśnić co i dlaczego, a tego nie jest w stanie zrobić przeciętny Polak – nic w tym dziwnego, bo nie korzystamy na co dzień z takiej wiedzy.

Odkąd uczę polskiego zauważyłam również, że dużo łatwiej jest mi się dogadać z osobami, z którymi nie łączy mnie wspólny język.

Wyobraźmy sobie międzysłowiańskie rozmowy – czasem aż nas bolą ręce od pokazywania, głowa od szukania podobnych słów. Lektor polskiego jako obcego jest o krok przed użytkownikiem języka polskiego, który spełnia się w innej profesji – tak właśnie komunikuje się na każdej lekcji polskiego, ponieważ grupy zazwyczaj są międzynarodowe. Często nie ma języka, w którym mówiliby wszyscy studenci, dlatego już od pierwszej lekcji mówi się tylko po polsku. Odpowiedni dobór słów, często internacjonalizmów, konstrukcji językowych, gestów sprawia, że uczniowie już od samego początku są zmuszeni do komunikacji w języku polskim bez uciekania się do języka-pośrednika.

Wracając do tezy, że uczący polskiego nie znają języków obcych – pudło.

W większości polskiego jako obcego nie uczą poloniści, a lingwiści, którzy dodatkowo doszkalali się z glottodydaktyki. Nie zapominajmy, że obcokrajowcy uczą się polskiego dokładnie tak samo jak my angielskiego czy niemieckiego – ich lekcje nie wyglądają jak nasz język polski w szkole. Chociaż językiem zajęć u większości lektorów jest polski, to języki obce są przydatne – lektor jest świadomy, z czego wynikają błędy jego uczniów, z czym mogą mieć problemy. I przede wszystkim – im więcej razy „nosił buty” osoby uczącej się języka, tym bardziej może wczuć się w sytuację ucznia i bardziej mu pomóc. Metody, które poznawał, ucząc się innych języków, wykorzystuje często na własnych zajęciach.

Ja, chociaż mam już naprawdę sporą bazę swoich materiałów autorskich i gotowych pozycji książkowych, do każdych zajęć przygotowuję się minimum pół godziny, zazwyczaj trwa to dużo dłużej. Dlaczego? Właśnie dlatego, że nie wystarczy wejść i pogadać. Przygotowanie bazowych materiałów, dopasowanie ćwiczeń do grupy – to zajmuje sporo czasu. Trzeba też przeanalizować, co dana grupa potrafi, o co można zapytać.

Przykładowo, zazwyczaj różnych owoców i warzyw uczniowie uczą się razem z biernikiem – tworzą sobie zdania typu „lubię czekoladę” – tu muszę sama sobie przypomnieć przed lekcją, aby czasem nie zapytać „a jakiego owocu nie lubisz?”, choć nasuwa się to całkowicie naturalnie. Dlaczego? Ponieważ „lubić” w języku polskim łączy się z biernikiem, ale kiedy dodamy przeczenie – nagle przypadek zmienia się na dopełniacz – „lubię czekoladę, ale nie lubię czekolady”. Moi uczniowie w tym momencie jeszcze tego nie wiedzą, a  ja nie chcę, aby mówili z błędami.

Podsumowując, czy każdy Polak może uczyć polskiego jako obcego? Tak, każdy. Nie każdy jednak nauczy.

Iga Strzałka 

5 6 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze