Nie ma podróżnika czy ekspata, który nie spotkałby się – teoretycznie lub w praktyce – z pojęciem szoku kulturowego. I chociaż większość z nas wie doskonale, że pierwszy zachwyt nad egzotyczną kulturą to po prostu faza „miesiąca miodowego”, gdy po niej przychodzi kryzys, nie oznacza to wcale, że z nim radzimy sobie łatwiej.
Teoria szoku kulturowego i “fazy” Adlera i Pedersena
Ale zacznijmy od grama teorii. Ludzkość migruje od zawsze. Fale migracji były najczęściej wywołane polityką lub ekonomią – rewolucją przemysłową, poszukiwaniem pracy, obietnicą nowego życia za oceanem. Jedne z pierwszych badań nad emigracją prowadzone były na Polakach (!) w Chicago w XIX wieku – F. Znaniecki i W.I.Thomas analizowali kulturę polskich imigrantów w mieście, które nie okazało się wzorem integracji i „wielokulturowym tyglem”. Było raczej zlepkiem imigranckich dzielnic, w którym każda grupa nadal trzymała się własnego języka, kultury i tradycji. Ogromne miasto nie miało jednak tych samych mechanizmów kontroli, co polska wieś; nie było też nieformalnych organizacji samopomocy i sąsiedzkiego wsparcia. Organizacje charytatywne czy państwowe były kiepskim substytutem wspólnoty, przez co wielu imigrantów weszło na drogę demoralizacji. Kiedy wpływowa większość, tzw. WASP (White, Anglo-Saxon, Protestant) widziała w emigrantach zagrożenie dla amerykańskich wartości i demokracji – Znaniecki i Thomas próbowali wytłumaczyć to zjawisko z punktu widzenia samych imigrantów; zrozumieć ich „definicję sytuacji”.
Problem integracji imigrantów był tematem wielu badań; podobnie jak komunikacja międzykulturowa i szok kulturowy, na który – według wielu badaczy – jesteśmy jako Polki na Obczyźnie skazane. Czy na pewno?
Najpopularniejszą teorią szoku kulturowego są fazy przedstawione przez Adlera (1975) i Pedersena (1995).
Pierwsza faza
Pierwsza faza określana jest jako „miesiąc miodowy”. Obserwujemy nową rzeczywistość oczami turysty; nadal podstawą do interpretacji i oceny jest nasza własna kultura. Smakujemy nowe potrawy, zachwycamy się muzyką, szybko łapiemy podstawy języka, na co otoczenie reaguje niezwykle życzliwie.
Druga faza
W drugiej fazie nowa kultura, już bardziej znajoma, zaczyna irytować. Kiedy ekspedientka pyta: „papier czy plastik?” (w domyśle: zapakować zakupy do papierowej, czy plastikowej torby?) rozumiemy pojedyncze słowa, ale nie samo pytanie. Jednocześnie czujemy się oderwani od naszej własnej kultury, przez co czujemy się zawieszeni „pomiędzy”.
Trzecia faza
W trzeciej fazie umiejętność funkcjonowania w nowej kulturze rośnie; zaczyna się proces właściwej integracji. Jednocześnie, rozumiejąc już nowe kody odczuwamy najczęściej złość i zniechęcenie, bardzo krytycznie oceniając nowe normy. Rozumiemy już nie tylko codzienny język, ale i metafory czy żarty. Problem w tym, że niekoniecznie nas bawią.
Czwarta faza
W czwartej fazie kody kulturowe nie są już obce, a nowa kultura staje się po prostu przewidywalna. Nie patrzymy na nią przez różowe okulary ani surowym okiem krytyka. Widzimy złe i dobre elementy – zdając sobie sprawę, że każda kultura powinna być oceniana według norm, które nią rządzą.
Piąta faza
Piąta faza nazywana jest też bikulturalnością. Jesteśmy w domu. Jesteśmy u siebie.
***
Oczywiście modelowe fazy rzadko przyjmują dokładnie tę samą formę u każdego. Bywa, że zupełnie „przeskakujemy” którąś z faz albo nigdy nie osiągamy bikulturalności. Jest wielu imigrantów, którzy latami tkwią z drugiej fazie – szczególnie, jeśli nie chcą uczyć się nowego języka i mają mocne poczucie wyższości dotychczasowych norm. Bywa też, że wydaje nam się, że szok kulturowy mamy już dawno za sobą, a w najmniej oczekiwanym momencie znów buntujemy się przeciwko obowiązującemu stylowi komunikacji, stopniowi zażyłości, czy choćby fizycznego dystansu między ludźmi.
Powrót może okazać się niezbyt dobrym wyborem, bo w ojczyźnie może nas czekać… odwrócony szok kulturowy. Jeśli mieszkamy wiele lat za granicą, może okazać się, że niezauważalnie przyswoiliśmy „nowe” normy. Sposób funkcjonowania urzędów, stawania w kolejce, zachowania się w autobusach, stosunków w pracy. I nie chodzi tu tylko o zirytowanie. Odwróconemu szokowi kulturowemu może towarzyszyć m.in. bezsenność, intelektualne i uczuciowe wycofanie, poczucie dezorientacji, a nawet stany przed depresyjne.
Czy jest na to rada? Na pewno pomagają książki o komunikacji międzykulturowej – choćby klasyki jak Hall, Hofstede, Kluckhohn i Strodbeck, Kim. Ale uwaga: zamiast próbować przekładać teorie na interpretację kultury kraju, który nas gości, warto przyjrzeć się zachowaniom i normom, których często trzymamy się tak kurczowo. Jak mawia klasyk: „Wyjść z siebie… i stanąć obok”.
A Ty, w której fazie szoku jesteś?
Gosia / Turcja / Rodzynki Sułtańskie
Gosiu, bardzo ciekawie przedstawiłaś to zjawisko “szoku kulturowego”, nawet nie wiedziałam, że jest ono takie złożone i tyle faz można wyróżnić. Podoba mi się określenie “miesiąca miodowego”. Rzeczywiście, pamiętam, że jak przyjechałam do Holandii przez pierwsze tygodnie byłam zachwycona tutejszą przyrodą, kanałami, wiatrakami, owcami pasącymi się w centrum miasta, gąskami spacerującymi niemal po głównej ulicy… A teraz (po prawie 3 latach mieszkania) jestem czasem w fazie 4, niekiedy 3… Pozdrawiam:)
Bardzo ciekawy tekst! Ja jestem teraz chyba gdzieś między fazą trzecią a czwartą 😉 Natomiast wiem, że do fazy piątej akurat w Rwandzie nie dojdę, bo nie jest to kraj, w którym mogłabym spędzić dłuższy czas. Mieszkanie tu jest bardzo ciekawym doświadczeniem, ale nie zmienia to faktu, że to nie moja bajka i zbyt wiele rzeczy mi tu nie pasuje, żebym poczuła się jak w domu… Nadajemy po prostu na innych falach 🙂
Bardzo ciekawie opisane te fazy! Ja znajduję się gdzieś w fazie czwartej. Obserwując obiektywnie nasz poziom integracji można by stwierdzić, że to faza piąta, ale bikulturalna, tak wewnętrznie, z Holandią raczej nigdy nie będę… 🙂
Ja chyba jestem (i już pozostanę) w fazie czwartej w odniesieniu do Turcji. Kraj ten już zawsze we mnie będzie, ale nie będę (i nie chcę być) bikulturowa…
Również nie sądziłam, że może być tyle faz adaptacji! Osobiście jestem gdzieś pomiędzy 3 a 4. Mimo, że mieszkam w Irlandii dopiero rok, to pierwsze zachwyty już dawno za mną.
Można też przejść przez fazę piątą ORAZ przez odwrócony szok kulturowy i nigdy nigdzie nie czuć się jak u siebie. Znajomość norm, ba, nawet ich akceptacja z konieczności (przecież trzeba tu jakoś żyć) nie jest równoznaczna z uznaniem ich za swoje i za dobre… Ja jestem właśnie na takim etapie 😀
Mi rowniez tekst sie bardzo podobal! Ja pozwolę opisać u siebie zauwazalne fazy(zmiany). W piereszym roku bedac w UK-( tu pomoge sobie faza z twojego artykulu)- faza miesiac miodowy. Pierwsze wieksze zarobione pieniadze zakupy, wlasne dysponowanie- super. W drugim roku nastapila faza tesknoty- za rodziną, znajomymi. W trzecim roku oswoilam sie juz z kultura UK. Dodatkowo bedac na wakacjach w Polsce zauwazylam tam zmiany- to juz nie ta sama Polska z ktorej wyjechalam! Znajomi pozakladali rodziny, nie mieli juz tyle czasu zeby imprezowac, wyjezdzac, spotykac sie. Zdalam sobie sprawe ze czasy nastoletnie minely i ze juz nie wroca.To pomoglo mi… Czytaj więcej »
Mi rowniez tekst sie bardzo podobal! Ja pozwolę opisać u siebie zauwazalne fazy(zmiany). W piereszym roku bedac w UK-( tu pomoge sobie faza z twojego artykulu)- faza miesiac miodowy. Pierwsze wieksze zarobione pieniadze zakupy, wlasne dysponowanie- super. W drugim roku nastapila faza tesknoty- za rodziną, znajomymi. W trzecim roku oswoilam sie juz z kultura UK. Dodatkowo bedac na wakacjach w Polsce zauwazylam tam zmiany- to juz nie ta sama Polska z ktorej wyjechalam! Znajomi pozakladali rodziny, nie mieli juz tyle czasu zeby imprezowac, wyjezdzac, spotykac sie. Zdalam sobie sprawe ze czasy nastoletnie minely i ze juz nie wroca.To pomoglo mi… Czytaj więcej »
A ja miałam jako pierwszą fazę, że nie lubiłam, a potem od razu bikulturowość jak tylko załapałam język. Brazylia to mój dom i gdziekolwiek indziej czuję się obco. Polski nigdy nie lubiłam i krótkookresowo mieszkałam w 6 krajach zanim trafiłam do Brazylii, ale nigdy nie chciałam wrócić do Polski. Także ja całym sercem odnalazłam swój dom z wyboru.
Świetny artykuł!
Mieszkam w Norwegii 10 lat. Faktycznie przeszlam fazy od 1 do 3. Obecnie jestem w fazie 4 i to sie raczej nie zmieni…
Ja osiągnęłam w Niemczech fazę 4x a po powrocie do Polski i odwróconym szoku kulturowym także do fazy 4. Jeśli chodzi o kwestie swiatopoglądowe to u siebie czuje się zdecydowanie w DE, natomiast w Polsce czuję się bardziej u siebie bo to po prostu we mnie siedzi. Tam gdzie spędziłam dzieciństwo jest bardziej mój dom- tak po prostu. Jednak fazy 5 nie osiągnę.ani tu ani tam.
Miało być “doszłam także do fazy 4”
Ja jestem między 4 a 5 fazą. Zadaję sobie pytanie, czy będąc w fazie 5
“dwukulturowość” oznacza umiejętność fukcjonowania w danym kraju, niekoniecznie z uśmiechem na ustach, czy właśnie radzenie sobie “jak ryba w wodzie”?