EmigracjaFelietonyKolonia

„Nikt nie mówił że będzie łatwo, nikt nie mówił, że będziesz miał to, musisz stale dalej iść, bo bez walki nie ma nic” — tak śpiewał Mezo, a ja razem z nim, gdy zaczęłam zdawać sobie sprawę, że emigracja to nie zabawa.

W Internecie roi się od wspaniałych opowieści i kolorowych zdjęć szczęśliwych Polaków za granicą. Często im zazdrościmy, mówiąc: „Powodzi się mu!”. Jednak zdjęcia to nie prawdziwe życie. Kto nie miał chwili zwątpienia na obczyźnie, ba, nawet we własnym kraju, niech pierwszy rzuci kamień. Życie to nie obrazki. To ciągła walka!

My, ludzie, często się porównujemy. Jednak dzięki temu poznajemy swoje własne zdolności, zmniejszamy niepewność co do własnych umiejętności i opinii. W efekcie, dzięki porównywaniu się, możemy zrozumieć, co osiągnęliśmy i czego jeszcze możemy dokonać. Jednak każda z naszych życiowych historii jest inna i rządzi się swoimi prawami. 

Pierwszy raz zaczęłam wątpić w sens emigracji, gdy przyszło mi ponownie zasiąść na uniwersyteckiej ławce za granicą. Koledzy z Polski już dawno studia skończyli. Drugi raz zwątpiłam, gdy znajomi zaczęli zajmować stanowiska kierownicze i zakładać rodziny. Trzeci raz jest teraz – wątpię, czy znajdę pracę w kraju, do którego przeprowadziłam się rok temu. Ci, którzy obserwują moje emigracyjne życie w Internecie, myślą: „Wow! Tyle zwiedziła!”, „Dla niej to łatwizna!”, „Pewnie dużo zarabia!”. Często też słyszę słowa: „Zazdroszczę ci odwagi”. I to właśnie odwaga jest tą wewnętrzna siłą, która nie pozwala mi się poddać. To właśnie ona wypchała mnie za granicę. Wyrzuciła w nieznane po przygody i samodoskonalenie. Jednak droga do celu jest bardzo kręta…

„Szczęściara! Też bym tak chciała sobie mieszkać…”

Nie miałam za granicą nikogo, oprócz, jak mi się wtedy wydawało, „miłości” mojego życia, trzech tysięcy euro na koncie walutowym, które zarobiłam w Polsce i tej cholernej odwagi. Cel był prosty: nauczyć się języka. Love of my life dosyć szybko się skończyła, a dokładniej po dwóch ciosach wymierzonych w moją twarz oraz mojej ucieczce ze wspólnego pseudo-gniazdka. Siedziałam przed klatką schodową z mandżurem spakowanym do auta poznanych przez Internet obcych ludzi, którzy postanowili mi pomóc. Wylądowałam w akademiku bez kołdry czy patelni. Tak wyglądały moje wspaniałe początki na emigracji…

„Ale ona dużo zarabia!”

Oszczędności szybko się kończyły, więc priorytetem było znalezienie pracy. Poza studiami za granicą kończyłam w trybie online studia magisterskie w Polsce. Udało mi się znaleźć pracę. W takiej samej branży, w której pracowałam w ojczyźnie. Wszystko wydawało się być w porządku. Jednak pewnego dnia zorientowałam się, że menadżerka nie darzy mnie sympatią, mimo że sama mnie zatrudniła. Odnosiła się do mnie bez szacunku, traktowała z wyższością, pisała agresywne SMS-y. Nie była konkretna w rozdzielaniu zadań, krzyczała na przełożonego i innych kolegów. Nieraz zdarzyło mi się płakać przez tę stresującą sytuację. Po kilku miesiącach zajęłam jej posadę. Była to praca na pół etatu, dzięki której zdołałam opłacić pokój w akademiku, zrobić zakupy czy wyjść na piwo. I tak przez rok łączyłam pracę z dwoma kierunkami studiów, mieszkając za granicą. Dałam radę. 

„Wszędzie dobrze, ale w Polsce najgorzej!”

Jako że Polacy mają tendencję do narzekania, to często słyszę opinię, że nasz kraj jest „be”, a pozostałe narody to krainy miodem i mlekiem płynące. Nic bardziej mylnego… Nic w życiu nie jest idealne. A życie emigranta w obcym kraju tym bardziej. Nieraz doświadczyłam negatywnych i przykrych komentarzy pod moim adresem z powodu bycia emigrantką… Przytyków o wrodzonym alkoholizmie, wyśmiewania poziomu językowego… Przejawów dyskryminacji na przykład w przypadku oceniania studentów — miejscowi otrzymywali najlepsze stopnie, zaraz po nich ludzie z Europy, a następnie koledzy z krajów takich jak Algieria czy Maroko, a najgorsze oceny przypadały studentom z pozostałych krajów Afryki. Miło?

Do życia w obcym kraju trzeba się przyzwyczaić. Każda zmiana wymaga nieco wysiłku. Jeśli jesteś fanem chodzenia na szybkie zakupy do Żabki po 21:00, to wiele krajów nie będzie dla ciebie, bo o 19:00 sklepy są już często zamknięte. 

„Kariera, świat stoi przed nią otworem!”

Jeśli masz w ojczyźnie wypracowaną pozycję społeczną czy zawodową, za granicą będziesz musiał zacząć budować ją od nowa. Dlatego też nie mam jeszcze dzieci ani kierowniczego stanowiska, jak większość moich rówieśników z Polski. Emigrant kształtuje się i raczkuje na obcym rynku pracy. Za granicą nikt nie wie, że pieczesz wspaniałe ciasta lub że dajesz lekcje japońskiego jako jedyna w mieście. Dlatego prawie wszystko zaczynamy od nowa…

„Fajnie rzucić wszystko i wyjechać!”

Wyjazd, nauka obcego języka, studia za granicą to, moim zdaniem, przejawy odwagi. Emigrant ma odwagę wyjść ze strefy komfortu, odczuwa chęć samorozwoju czy poznania inności. To budowanie siebie, często od zera. Jednak tęsknota za rodziną nie należy do najprzyjemniejszych uczuć. Wiele przyjaźni rozpada się z powodu dzielącej nas odległości. Nie każda relacja jest w stanie się utrzymać, więc na emigracji doceniamy kontakt z nowo poznanymi osobami w nadziei na nawiązanie długotrwałych znajomości.

„Wszystko przychodzi jej tak łatwo.”

To moje ulubione zdanie. Słyszę je często, w różnych formach, nawet od znajomych-emigrantów. Znajomość języków obcych? To nie pestka. To lata nauki i wyrzeczeń. Częste wycieczki? To nie zawsze wspaniała rozrywka. To chwila oddechu i próba odcięcia się od problemów. Przeprowadzka do kolejnego kraju? To nie atrakcja, to poszukiwanie siebie i dążenie do samodoskonalenia. Studia za granicą? To nie przyjemność opłacona przez rodziców. To ciekawość świata i języka oraz chęć rozwoju. Praca za granicą? To miesiące poszukiwań, płaczu, wątpienia w siebie i chwil pozbawionych nadziei.

Odwaga to cnota. I dziękuję za jej obecność w moim sercu.
5 11 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
5 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Agnieszka
Agnieszka
2 lat temu

Sama lepiej bym tego nie opisała i nie podsumowała.

Ilona
Ilona
2 lat temu

Dziękuję za ten test! Jestem na początku swojej drogi jako emigrantka i dopiero przekonuję się na własnej skórze jak bywa ciężko…

Paullina
2 lat temu

Aż wzrusz 🙂 trudne, prawdziwe, piękne!

Patrycja
Patrycja
2 lat temu

Sama prawda!

trackback

[…] Nie zawsze było lekko, lecz zawsze było warto. […]