EmigracjaFelietony

Emigracja to wyzwanie, ale gdyby nie wyzwania, nie miałabym po co żyć

„(…) nawet jeśli wrócę do ojczyzny, nie będę mógł kontynuować dawnego życia od momentu, w którym zostało przerwane. Co najwyżej mógłbym rozpocząć nowe.”

Orhan Pamuk, Biały zamek

Życie mamy jedno.

Składa się ono z setek tysięcy momentów i tylko od nas samych zależy, jak je przeżyjemy. Gdy nie brakuje nam odwagi, decydujemy się na coraz śmielsze kroki. W moim przypadku ciekawość świata i chęć samorealizacji były tak silne, że zaprowadziły mnie na… emigrację. Mam 26 lat, a od czterech mieszkam za granicą. 

Jak to się zaczęło?

W trakcie walki o tytuł licencjata filologii francuskiej przeglądałam fejsbukową ścianę. Natknęłam się na ogłoszenie o wolontariacie europejskim. “Ucz angielskiego we Francji” – przeczytałam nagłówek i już wiedziałam, że ta misja jest dla mnie. Uwielbiam język angielski, od trzech lat pracowałam już jako lektorka w szkołach językowych.

Mój poziom znajomości języka francuskiego mnie nie zadowalał. Nie mogłam znieść myśli, że otrzymam tytuł licencjata, nie potrafiąc swobodnie mówić po francusku. Poza tym od dawna marzyłam o dłuższym wyjeździe za granicę. No i stało się. Naskrobałam zgłoszenie, wysłałam je i po miesiącu wiedziałam, że wyjeżdżam do Francji.

Wylądowałam w Nancy, miasteczku położonym w północno-wschodniej Francji, w Lotaryngii, z pomnikiem i placem króla Stanisława Leszczyńskiego w centrum miasta.

I tak przez dziesięć miesięcy uczyłam dzieci angielskiego w szkołach i przedszkolach. Poznałam kilka inspirujących osób, zdobyłam doświadczenie w nauczaniu, zwiedziłam mnóstwo nowych miejsc, a poziom mojego języka podnosił się coraz wyżej. Było super. Apetyt rósł w miarę jedzenia, ale nie byłam gotowa na życie na emigracji… tylko przez rok! Po roku spędzonym w Polsce postanowiłam, że wrócę do Nancy. Tym razem na studia. 

Ponownie zawitałam do miasta Stanisława.

Dostałam się na europejskie studia magisterskie, wybierając specjalizację komunikacja. Zamieszkałam w akademiku i przez półtora roku przetrwałam w mikroskopijnym pokoju o powierzchni 9 m², i to z łazienką! Tak, nie żartuję. Najtańsze pokoje w akademikach mają właśnie takie wymiary.

Potrzebowałam pieniędzy na utrzymanie. Znalazłam pracę jako lektorka języka angielskiego w klubie dla dzieci. Po kilku miesiącach awansowałam na menadżerkę działu nauczania. Robiłam to, co kocham. Studia stały się dodatkiem do pracy, w której bywałam częściej niż na uczelni.

Potem wybuchła epidemia koronawirusa i… spędziłam ten czas w moich czterech malutkich ścianach, ucząc się i przygotowując do egzaminów. Gdy lockdown nie ustępował, a ja umierałam z nudów, zdecydowałam się na kolejny wyjazd.

Luksemburg okazał się być moim nowym miejscem na Ziemi.

Znalazłam nową pracę i przyjechałam do tego miasta-państwa, małego jak mój pokój (prawie). Parki, lasy, zielone winnice, średniowieczne zamki oraz potężne mury obronne urzekły mnie od pierwszego wejrzenia i otaczają do dzisiaj.

Luksemburg to raj dla miłośniczek języków obcych, takich jak ja. Obowiązują tu aż trzy języki urzędowe, spośród których znam tylko jeden. Nie pozostaje mi nic innego jak kontynuować naukę niemieckiego i luksemburskiego!

Niedawno zmieniłam pracę i spełniam się w roli asystentki w funduszu inwestycyjnym. Od czasu porzucenia Nancy nie pracuję już jako lektor. Szukam nowych wyzwań! Odnalazłam się w nowej rzeczywistości – w soboty uczę maluchy w polskim przedszkolu. Ponadto jestem wolontariuszką w Luxembourg-Poland Chamber of Commerce. 

Emigracja wymaga odwagi, ciekawości świata i niesamowitej elastyczności.

Każda przeprowadzka wiąże się z koniecznością przeorganizowania naszej codzienności. Kraje rządzą się własnymi prawami, a my musimy odnaleźć się w otoczeniu posługującym się obcym językiem. Znalezienie pracy jako cudzoziemka też może okazać się trudne. To duże wyzwanie, ale gdyby nie wyzwania, nie miałabym po co żyć.

Kasia Białek

5 4 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze