Felietony

Siedzę nisko na wąskiej powierzchni krawężnika i patrzę na świat.

Szwajcarskie szczyty toną we mgle, przede mną lazur wody, wokół mnie tłumy, pachną słodkie gofry. Widzę pomnik poety. W kamieniu wyryte litery i cyfry. Urodził się, zmarł. Zastygły grymas zatroskanej twarzy, elegancki surdut. Pod stopami cokołu rabatki pełne kwiatów. Ciekawi mnie, który z przechodniów rozsmakowanych w tutejszych lodach czytał jego wiersze? Spoglądam na pobliską górę. Wiem jaki widok rozpościera się z jej szczytu i wiem gdzie znaleźć ścieżki pełne jagód. Nazywam ją “Moją Górą”, bo odwiedzam ją często, spędziłam nawet noc w ramionach jej lasu, pod niebem pełnym gwiazd, czekając na zachód księżyca. Jest jesień. Cudowne kolory ma ta jesień. Popołudniowe słońce odbija się w oknach kamienic. Z mariny ktoś właśnie wyrusza jachtem na jezioro. Deptakiem przechadzają się ludzie. Różni – różnorodni. Przypływają tu na statkach. Piją kawę, robią zdjęcia. Mijają lodziarnię i pomnik poety, wcale nie patrzą na górę. Pojutrze zapomną jak nazywa się to senne miasteczko. 

Chyba jestem już gotowa na kolejną podróż. Wystarczająco oswoiłam to miejsce. Poznałam je na tyle, aby móc je opuścić i tęsknić za nim. Nie mieszkam tu. Właściwie to nigdzie nie mieszkam. Nie mam domu. Jestem jak książę z przypowieści o perle, z tą różnicą, że moja misja nie zakłada powrotu do rodzinnego królestwa. Nie opuściłam ojczyzny, by zarabiać więcej, robić karierę, zdobyć sławę, czy poznać miłość swego życia. Wybiegłam za światem, aby móc mu się przyjrzeć z bliska, zatrzymać w kadrach fotografii czy zapisać w słowach. Poznać jego różnorodność w poezji, językach, kuchni czy zwyczajach. Zostawić ślad tego, co warte zapamiętania, bo przecież w naszym ludzkim wymiarze niemożliwością jest zachowanie czegokolwiek „na zawsze”. Mam też własne wyobrażenie na temat egzystencji, jaką chcę wieść. Wyruszyłam w drogę po największe bogactwo – doświadczanie życia.  

Józef Tischner powiedział:

Wolność nie włazi w człowieka po przeczytaniu książek. Wolność przychodzi po spotkaniu drugiego wolnego człowieka. Kiedy niewolnik spotyka człowieka wolnego albo go i tę jego wolność znienawidzi, albo sam stanie się wolny.  

Czym jest moja wolność? 

Ekstazą i udręką. 

Opowiem o jednym i drugim. Cena za ten wybór jest wysoka. Wynosi wszystko.  

Wyobraź sobie, że jedyne co masz to parę dyplomów studiów wyższych, zbyt dobre CV, laptop który mieści się w torebce, aparat fotograficzny i solidną walizkę w ulubionym kolorze.

Przez lata dorobiłaś się również niezachwianej wiary we własne siły. Z takim uposażeniem możesz pozwolić sobie na zgłębianie własnej Istoty i fanaberię życia alternatywnego. Załóżmy, że masz szczęście, bo trzyma cię za rękę mężczyzna, z którym dzielisz pasje i nazwisko. Mężczyzna – anomalia. Wrażliwy i utalentowany artysta z umiejętnością widzenia przestrzeni inaczej niż większość ludzi, który do tego jest niezłym filozofem. Tak jak ty uważa, że człowiek współczesny żyje zbyt powierzchownie, koncentrując się na własnej efektywności, swoją podstawową troskę kierując ku temu, co pozwala mu przetrwać poprzez podporządkowywanie, władanie, posiadanie i kontrolowanie. Obojgu wam nie podobają się dzisiejsze motywacje do działania, ukryte pod pojęciami pragmatyzm i korzyść. Macie świadomość jakim zagrożeniem jest bezmyślność,  masowość i tłum oraz uzależnienie od bezosobowego Heideggerowskiego „się”. Nie chcecie wyobcowani błąkać się po bezdrożach nihilizmu. Martwi was stan przyrody, ciągle niszczonej i zmienianej w teren totalnej eksploatacji. Bezradność, brak orientacji, odczuwanie nicości i upływającego czasu rodzą w was trwogę, boicie się popaść w obłęd.  Nieautentyczność egzystencji skłania do ucieczki.

Dokąd? Nie wiem.

Dlatego właśnie pewnego dnia spakowałam walizkę i wyruszyliśmy w podróż w nieznane, aby się tego dowiedzieć. Szukamy naszej perły – prawdy Bycia. Tak oto przecieramy szlaki. Od kilku ładnych lat jesteśmy w podróży. Jak niegdyś romantycy stawiamy te same pytania, jednak staramy się znaleźć nowe odpowiedzi. Próbujemy też wyjść poza reaktywność w stronę nowego działania – aktywności wynikającej wprost z czystej ciekawości. Zainspirowała nas historia zjawiska społecznego, które jako ideologia i forma protestu rozwinęło się w latach 60. Squatersi – dzicy lokatorzy. Uważam, że słowo „dzicy” ma pejoratywny wydźwięk i że człowiek w swej słabości do klasyfikacji paskudnie spłycił prawdziwą intencję zjawiska, nazywając ruch „subkulturą anarchistyczną”.  Socjolodzy podzielili squatersów na grupy, w których znalazły się odpowiednio: osoby bezdomne zaspakajające potrzeby mieszkaniowe; osoby stosujące alternatywną strategię, aby zdobyć mieszkanie; osoby, którym zależy na konserwacji zaniedbanych budynków oraz aktywiści protestujący przeciwko polityce mieszkaniowej.

Tymczasem w ideologii squattingu nie chodzi o niepłacenie czynszu. Nie można też postawić tego zjawiska obok bezdomności, marginesu społecznego czy patologii. To świadomy styl życia poza systemem, motywowany ideologicznie. W squatach powstawały kolektywy, które na własny rachunek odnawiały zniszczone budynki, dając im drugie życie. Odrestaurowane miejsca stawały się domami do zamieszkania lub centrami kultury alternatywnej, w których organizowano koncerty, wystawy czy spotkania twórcze (często o wysokiej jakości artystycznej). Jeśli zastanowić się głębiej, to zjawisko to jest więcej niż społecznie pożyteczne. Pokazuje, że świat jest pełen zasobów, którymi my – ludzie – nie potrafimy gospodarować. Obnaża absurdy do jakich doprowadziła nowoczesna myśl, gdzie własność rzeczy jest ważniejsza niż człowiek i gdzie marnuje się prawdziwą wartość (kulturową, artystyczną), zasłaniając się bezdusznymi przepisami, w imię krótkowzrocznego zysku.

Nasza ideologia jest zaledwie inspirowana squattingiem. Oboje jesteśmy artystami, widzimy piękno i potencjał w starym i zaniedbanym. Uważamy, że współczesny system bankowy wraz z całą machiną kredytów hipotecznych i kart kredytowych uległ dewiacji i jest przyczyną wielu ludzkich tragedii. Jako była dyrektorka banku piszę to z pełną odpowiedzialnością za swoje słowa. To system nastawiony na zysk nakręca spiralę niewoli, bo czymże jest dziś nowoczesność? Radykalną i bezlitosną ideą, która sprowadziła istotę świata do opozycji podmiot – przedmiot. Jesteś kimś – gdy masz. Będziesz szczęśliwy – gdy nabędziesz. To z nastaniem nowoczesności uprzedmiotowiono ciebie, mnie i naturę, sprowadzając nas wyłącznie do uniwersum narzędzi. Nie dajemy swojej zgody na taki świat, dlatego sami postanowiliśmy żyć postnowocześnie. 

Robimy to, co kochamy, a że kochamy sztukę, starą architekturę i przyrodę, szukamy miejsc, które stanowią dla nas dziedzictwo światokulturowe.

Uwielbiamy też ciągłe zmiany. Nazwaliśmy się Libersami (od włoskiego libertà – wolność) i z naszą ideologią plasujemy się gdzieś „pomiędzy” tym co jest, a tym co nadchodzi. Nie zasiedlamy opuszczonych nieruchomości, zatem nie jesteśmy dzikimi lokatorami. Przybywamy na zaproszenie. Przywracamy do życia miejsca, które zasługują na odrestaurowanie. Badamy ich historię. Oglądamy stare mapy, zdjęcia, dotykamy czyichś pamiątek, odkrywamy tajemnice. Wykonujemy projekty, a następnie pracujemy w pocie czoła, w kurzu i w brudzie, po to, aby centymetr po centymetrze odkrywać skarby. Dzięki umiejętnościom z pogranicza rzemiosła i sztuki możemy cieszyć się wyjątkowym efektem. To trudne zajęcie, wymagające specyficznej wiedzy historycznej, mnóstwa energii twórczej, ale również sprawności manualnej. Trzeba znać specyfikę materiałów, technologię wykonania (która czasem sięga Średniowiecza), trzeba też umieć ujarzmić barwy i struktury. Tylko zamieszkując w miejscu, które przywracamy do życia, możemy poczuć je i usłyszeć. Rzeczy opowiadają nam swoją historię. Wnikając w czyjeś dawne życia, przywracamy pamięć o nich i odchodzimy, sami stając się emocją, wspomnieniem i fantazją. Co mamy w zamian? 

Wciąż nową tożsamość. Różnorodność doświadczenia. Wiedzę. Wrażliwość. Nowe bodźce, które pozwalają nam widzieć więcej. Możemy poczuć się jak mieszkańcy toskańskiej winnicy lub alpejskiej gospody. Możemy podziwiać sztukę i pisać o niej. Doświadczamy różnicy między komfortem, a prymitywnymi warunkami, między jedzeniem a posiłkiem, targiem a supermarketem. Uczymy się cierpliwości. 

Jednak życie na własnych warunkach nie jest łatwe. Bez karty kredytowej, bez adresu zamieszkania, bez długoterminowych planów. Oprócz zachwytu i piękna doświadczamy też trudów, niewygody, zmęczenia, zimna i strachu. Tylko w tym roku spaliśmy na 22 łóżkach, przejechaliśmy 37 granic, weszliśmy na 11 szczytów i kąpaliśmy się w 4 morzach. Tęsknimy za bliskimi, doznajemy poniżenia i rozczarowania, spotykamy się z niezrozumieniem i miewamy kłopoty. Nie przynależymy nigdzie, zatem nie mamy ułudy bezpieczeństwa. Życie jakie wybraliśmy, to nie emigracja, to manowce. 

Wielu dopinguje nam po cichu. Trzyma kciuki. Gdy nasze przygody są jak serial, wzbudzamy ciekawość. Kiedy pojawi się wzmianka o nowej publikacji lub udanej realizacji – podziwia się nas i głośno klaszcze. Kiedy mamy „pod górkę” nie skąpi się nam dobrych rad w stylu:  “Znajdźcie sobie normalną pracę!”.  

Tak właśnie jest, kiedy kwestionujesz wszystko, bierzesz odpowiedzialność za swoje życie, możesz liczyć już tylko na siebie.

Będą dni, które spędzisz w luksusie, spotykając się z ważnymi ludźmi, mieszkając w willach lub w pałacach i jedząc w wytwornych restauracjach. Ale więcej będzie takich dni, które nauczą cię żyć powietrzem, ufać i cierpliwie robić swoje. Życie alternatywne to świadoma zgoda na „niewiele”. Nie martwisz się o czynsz, ale odczuwasz niepokój o to, gdzie spędzisz kolejną noc. Nie masz „własnego” miejsca, gdzie możesz położyć pudło ze zdjęciami z liceum. Twoje dochody to rollercoaster. Są tygodnie, a nieraz całe miesiące, że twe uposażenie starcza zaledwie na skromne jedzenie. Rezygnujesz z wizyt u kosmetyczki, fryzjera, nie kupujesz ubrań. Ograniczasz konsumpcję do absolutnego minimum i potrafisz rekompensować sobie braki materialne poprzez uszczęśliwianie się zdobywaniem górskich szczytów czy pisaniem artykułu naukowego. Masz zaledwie garstkę przyjaciół, którzy kochają cię bezwarunkowo i wierzą w sens tego co robisz, a w sytuacji skrajnej poratują cię zasileniem karty Revolut, cierpliwie czekając na zwrot. Ta garstka musi ci wystarczyć, ta garstka to wszystko, co masz.  

Kochana garstko – w tym akapicie – dziękujemy Wam, że jesteście!

Moja mama mawiała, że szanujemy tylko to, co rozumiemy. Mam nadzieję, że ta krótka opowieść pozwoli wam nas zrozumieć. Pragniemy być przydatni, doceniani i lubiani. Uzupełniamy się wzajemnie, tworząc ten świat. Mamy naturę odkrywców, to tworzenie nas uszczęśliwia. Kreację dziedziczymy w genach, zaś prawdziwa pasja płynie wprost z indywidualnych upodobań. Musimy znać te upodobania. Ponieważ, żeby widzieć więcej, trzeba móc więcej zobaczyć. Nabyć wiedzę o nas samych, poprzez serię doświadczeń. Nie da się tego zrobić wirtualnie, nie ma też drogi na skróty. Umiejętności nie da się kupić, a tylko one rodzą możliwości. Do pisania nie wystarczy bogate słownictwo i literackie zacięcie, aby pisać trzeba mieć coś ważnego do powiedzenia. Doświadczać, próbować, ryzykować i uczyć się na błędach,  aby potem z powodzeniem dzielić się tym z innymi. 

Siedzę nisko na wąskiej powierzchni krawężnika i patrzę na świat. Mgła zeszła ze szczytów i otula teraz ciche jezioro. Odpływa ostatni statek. Robi się chłodno, niebawem spadną pierwsze śniegi. Jest jesień. Cudowne kolory ma ta jesień. Czas wstać, zacząć pakować walizkę i wyruszyć w drogę. Z ruiny zapomnianych, opustoszałych domów zrobić miejsca, do których będą mogli przyjeżdżać ludzie, aby oddychać historią i czystym powietrzem. Brać prysznic w krystalicznie czystej wodzie, zmyć trudy górskich wspinaczek. W piwnicach schować rowery lub narty. W piecach upiec chleb. Nauczymy ich, jak robić nalewki z ziół, które zbiera się na górskich szlakach. Będą mogli kochać się na skrzypiących łóżkach i śpiewać razem piosenki przy żywym ogniu. Wspólnie będziemy się cieszyć widokami, które zapierają dech w piersiach. Taki mamy plan. 

Bycie razem w pięknych miejscach uszczęśliwia, ale móc tworzyć piękne miejsca dla innych ludzi stanowi nasze Dasein.  

Pozdrawiamy z podróży

Libersi

Zyta Misztal v. Blechinger

5 2 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
7 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Awatar użytkownika
4 lat temu

Bardzo odważnie. Ja jestem na takie życie zbyt tchórzliwa, a także – trochę za bardzo lubię te swoje różne drobiazgi, które mam oswojone.

Ania
Ania
4 lat temu

Cudownie napisane!!!!

Awatar użytkownika
Anna
4 lat temu

O wow, nie wiedziałam, że są ludzie, którzy prowadzą takie życie “zawodowo”!
Bardzo zazdroszczę i rozumiem, co i dlaczego tworzycie, ale sama ani nie umiałabym (brak wiedzy i umiejętności) ani nie mogłabym tak żyć (jednak za bardzo lubię komfort).
Mam nadzieję, że kiedyś nasze ścieżki się przetną, bo bardzo chciałabym was poznać, a i zobaczyć któreś z waszych dzieł.
Powodzenia!!

Roman
Roman
4 lat temu

Z przyjemnoßcią przeczytałem. Kiedyś dosiądę się na krawężniku i powiem “posuń się” …;)

Iwona
Iwona
4 lat temu

Tekst czytam z zapartym tchem, czuję zapach gofrów, widzę pomnik i otulone jesiennymi mglistymi kolorami góry… Wasze życie, umiejętności i efekty ciężkiej pracy przypominają mi dawno żyjących ludzi, po których pozostały do dzisiaj idee, obrazy i odkrycia. Wtedy pomniki nie są potrzebne. Kto pamięta, że to Eratostenes zaproponował wprowadzenie roku przestępnego i super metodę wychwytywania liczb pierwszych? Był filozofem, astronomem, geografem, matematykiem i … poetą. Był LIBERSEM? Bardzo dziękuję za możliwość przeczytania tego felietonu. Dał mi możliwość spojrzenia na swoje życie z innej perspektywy. Mam nadzieję, że kiedyś kupię książkę z tekstami i zdjęciami Autorki i jej Męża, postawię na… Czytaj więcej »

Leszek
Leszek
4 lat temu

Niewielu to zrozumie. Nie przemawiasz do większości. Ale nie martw się. Pisz! I nagle jakimś cudem z tej mniejszości utworzą się tłumy. To jest Twój sound of silence, i jak śpiewali Simon and Garfunkel, “fools said I, you do not know, silence like a cancer grows”…

Agnieszka
4 lat temu

Dziękuję za ten artykuł. Bardzo ciekawe Zycie wiedziecie. I odważne.
Wiem, ze dziec nie chciałabym tak żyć, bo prawdopodobnie jestem na to zbyt słaba. Ale oglądałam zdjęcia z tej alpejskiej wioski, piękno okol was i piękno w was. Trzymajcie nie, Libersi :*