Felietonypodróże życie

Klimat tutaj znacznie bardziej mi służy! – tryskając entuzjazmem początkującego emigranta, kiedy to dwanaście lat temu po raz pierwszy zawitałam do Glasgow, wielokrotnie wypowiadałam to zdanie.

Bez żalu zostawiałam za sobą gorące polskie lata z nocami tak dusznymi, że nie dało się oddychać, a co dopiero zmrużyć oka. Pamiętam sypianie pod pustą poszewką – bo bez niczego jakoś dziwnie i nieprzytulnie – i mozolne poszukiwania odpowiednich proporcji między przykryciem i wystawianiem części ciała. Miałam dość zalewania się potem i powyżej uszu tej corocznej zmory poparzeń słonecznych, która uporczywie wisiała nade mną, bo jestem bladolicym rudzielcem. Jakże atrakcyjny wydawał mi się ten zielony chłodny szkocki klimat z latem przypominającym polską wiosnę, średnio 20 stopni Celsjusza, a do tego bonus w postaci relatywnie łagodnych zim – idealne warunki.

Czy ten cholerny deszcz kiedykolwiek przestaje padać? To pytanie zaczęłam sobie zadawać, kiedy minął okres pierwszego zauroczenia, spadły mi z oczu klapki i dostrzegłam depresyjny, szary, zasnuty chmurami krajobraz. Zasadniczo odpowiedź brzmi: nie. Pada wiosną, pada latem, pada zimą i oczywiście pada jesienią w ilości będącej dwukrotnością sumy wypadanej w ciągu pozostałych pór roku. Można się do tego przyzwyczaić, naprawdę. I mówię to ja, która na liście rzeczy bezwzględnie potrzebnych, wybierając się po raz pierwszy do krainy Williama Wallace’a, miała parasol i ponczo przeciwdeszczowe – co za strata miejsca w walizce!

Teraz już wiem, że deszcz można podzielić na dwie kategorie: pada zbyt lekko, aby zawracać sobie głowę ochroną przeciwdeszczową lub pada i wieje tak mocno, że to bez sensu. Nie daje ona po prostu rady w starciu z fenomenem deszczu padającego pod każdym możliwym kątem, również z dołu do góry. Po jakimś czasie, a dokładnie po odtańczeniu kilku tańców połamańców, które parasol lub ponczo zamieniają w żagiel tudzież spadochron, nie zostawiając na tancerzu suchej nitki, człowiek wzorem tubylców odrzuca owe zbędne przedmioty. A może by tak przeczekać ten deszcz? Tego również się oduczyłam. Kierując się taką logiką, nigdy nie wyszłabym z domu albo przemieściła się skutecznie z punktu A do punktu B. Pada czy nie, trzeba działać, nawet jeśli nimbostratusy, które jednolitą powłoką pokrywają całe niebo aż po horyzont, rzucają cień na naszą chęć do życia.

Ograniczona ilość światła słonecznego jest prawdziwym problemem w skali roku. To tak jakby założyć okulary, przez które wszystko wydaje się szare i ponure – szare powietrze, szare twarze, szare budynki. W moim odczuciu sezon na jesienną chandrę trwa tutaj nienaturalnie długo – nienaturalnie, ponieważ nie da się oszukać organizmu, który jest przyzwyczajony do funkcjonowania w trybie czterech wyraźnie odmiennych pór roku charakteryzujących się odpowiednią amplitudą temperatur, zmianami ciśnienia atmosferycznego i dawką promieniowania UV. To jest dla mnie problem na poziomie komórkowym, organicznym i nawet po ośmiu latach ciągłego życia tutaj wciąż nie udało mi się zaadaptować. Okres między początkiem września a końcem marca spędzam jak w półśnie – nie do końca przytomna, marząc o hibernacji, walcząc z zamykającymi się powiekami i mgłą, która zasnuwa mój umysł.

Kiedy wreszcie promyk słońca przebije się przez szczelną powłokę deszczowych chmur i niebo rozjaśni się odrobiną błękitu, wśród Szkotów obserwuje się stan ogólnego ożywienia i mobilizacji. Zrzucają koszulki – nawet w warunkach, które dalekie są jeszcze od optymalnych (z powodu dużej wilgotności powietrza temperatura odczuwalna bywa znacznie niższa od deklarowanej), nie zjawiają się w pracy i szkole i jak jaszczurki na rozgrzanych kamieniach rozkładają się na brukowanych centralnych placach miejskich i trawnikach w parkach, aby absorbować promienie i uzupełniać deficyty witaminy D3.

Pogodę czy też temperaturę nadającą się do wyletnienia określa się lokalnym terminem taps-aff (slang od tops off, czyli: bez koszulek); jego przeciwieństwem jest taps-oan (slang od tops on, czyli: w koszulkach). W identyfikacji warunków pogodowych pomaga specjalna witryna https://www.taps-aff.co.uk/, która doradza, czy się rozbierać czy lepiej nie! Odliczanie dni do taps-aff, wzbudza większą ekscytację niż odliczanie sekund do północy w Sylwestra, ale że prognozę pogody należy tutaj traktować z przymrużeniem oka, bo zawsze może się jednak rozpadać, miejscowi nie wybrzydzają i z godną podziwu determinacją rozbierają się do krótkich rękawków, kiedy tylko przelotnie błyśnie słońce.

Szkoci to naród zahartowany w niepogodzie i chłodzie.

Mam w zanadrzu sporo mrożących (dosłownie) krew w żyłach historii: o grupach młodych dziewczyn, które w grudniu mijają mnie w krótkich kieckach i z gołymi nogami, podczas gdy ja jestem opatulona jak burito; o dzieciakach, które w lutym biegają w krótkich spodenkach za piłką po murawie, o maleństwach bez skarpeteczek późną jesienią. Jeśli się zastanawiacie, to uchylę wam rąbka tajemnicy – nie spodziewałabym się również znaleźć wełnianych ciepłych kalesonów pod tradycyjnym szkockim kiltem nawet w zimie! 

Istnieje wiele lokalnych powiedzonek dotyczących pogody. Najchętniej powtarzane jest to o możliwości zaobserwowania wszystkich czterech pór roku w ciągu godziny. Definicja pogody jako chwilowego stanu atmosfery w danym miejscu i czasie sprawdza się tutaj w stu procentach. Jest maj, pada śnieg, ale świeci słońce, po czym nastaje ciemność, zrywa się wiatr, pada deszcz i jeszcze raz to samo w cyklach dziesięciominutowych, a tak sprawy się mają tylko nad twoją i sąsiednią dzielnicą, więc kiedy znajomy dotrze do pracy z innego końca miasta i usłyszy o tym szaleństwie, pokiwa głową z niedowierzaniem. Aczkolwiek, jak to mówią: If you don’t like the weather, wait a minute (co znaczy: jeśli nie podoba ci się pogoda, zaczekaj minutę). Moje ulubione powiedzonko? Ociekające bolesną ironią: Pamiętam lato 2014. To był wtorek.

Jaka zatem jest ta szkocka pogoda? Z całą pewnością zmienna jak Polka na emigracji. Mówię to, tęskniąc za polskim latem, za piegami na nosie i ciepłem przyjemnie przenikającym ciało na wskroś.

Agnieszka Ramian

5 2 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
6 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
alicja
5 lat temu

tak, tak, przezylam 1.5 roku w Ireland . . .to byl dlugi , niekonczacy sie deszcz, autobusy zawilgocone, cuchnace stechlizna, zaparowane okna,wilgoc do szpiku kosci . . . mogla bym podpisac sie obiema rekami pod tym super tekstem, z marzen o pozostaniu, ucieklam na 9 miesiecy na Korsyke . . .tam w lecie buty zostawaly w rozgrzanym asfalcie, plonely eukaliptusy a morze mialo temperature zupy . . . mieszkam blisko Polski , za miedza . . . w duzym miescie/ Berlin . . .spedzam w nim lato i wiosne . . .zimy tu nie ma, snieg zawital tu przed paru… Czytaj więcej »

Ola
Ola
5 lat temu

Przeczytałam jednym tchem, mieszając kawe mamie która przyleciała do mnie do UK do wiosny. Ona mówi ze jej klimat bardzo służy, a ja szukam wciąż idealnego specyfiku na puszczące sie od deszczu włosy!

Ten tekst jest fenomenalny ♡ utożsamiam sie z nim jak z żadnym innym ♡

Viola z My British Journey

Ha ha świetnie Cię rozumiem, przez 12 lat mieszkałam na południu Anglii. Tam jeszcze jakoś łaskawiej widziało się słońce a teraz mieszkam w Cheshire, pięknie zielono a jednak od listopada do stycznia przychodzą tygodnie szarości. Ja mówię wtedy, że niebo się na mnie ppgniewalo. Na szczęście mogę ucieszyć się wiosną i latem, przyzwyczaiłam się już do deszczu. Tak samo jak Ty na początku próbowałam z nim walczyć parasolką, ciekawe ile ich połamałam haha. To ile rodzajów deszczy pokazuje lokalna prognoza pogody wie tylko ten co mieszka na Wyspie. Czy tęsknię za polskim latem? Czasami a jednak widzę jak po tych… Czytaj więcej »

MROWA twoja kumpela
MROWA twoja kumpela
5 lat temu

Aga cala prawda

Agnieszka
4 lat temu

Aby potwierdzić moje własne słowa: „[…]miejscowi nie wybrzydzają i z podziwu godną determinacją rozbierają się do krótkich rękawków, kiedy tylko błyśnie słońce.” Mamy 6 luty, może nie leży u nas śnieg, ale bez szaleństw z tą temperaturą. Mój wsółpracownik o posturze i aparycji wikinga wszedł dziś do pracy w krótkich spodenkach.. Skrzywiłam się i zapytałam czy się, aby nie przegrzał. A ten mi mówi, że przecież słońce wyszło (wczoraj)…

trackback

[…] zahacza o moje miejsce pracy, gdzie zmierzamy (studio tatuażu) lub „skąd jestem i co myślę o Glasgow”. Szczególnie ten drugi temat jest już mocno wyświechtany, bo mieszkam tu od ponad dziesięciu […]