Rok temu na łamach Polek na Obczyźnie opublikowałam mój pełen emocji tekst o ostatnim Dniu Matki z moją umierającą na raka córeczką. Opisując to, sama byłam wzruszona, gdyż słowo pisane wyzwala we mnie te uczucia, które podświadomie chciałam zakopać.
Tak, Dzień Matki od momentu śmierci mojej pięcioletniej córeczki jest dniem, w którym zadaje sobie pytania: co by było gdyby, dlaczego ja, co zrobiłam światu, by zasłużyć na takie cierpienie? Tym bardziej, że w Belgii Dzień Matki przypada zawsze w drugą niedzielę maja czyli około daty jej odejścia. W tym roku będzie inaczej.
Cały szereg zbiegów okoliczności (może nie do końca przypadkowych) sprawił, że pewna dalsza znajoma zadzwoniła do mnie z pytaniem: „czy możecie z mężem zostać rodziną zastępczą dla mojej córeczki?”. Pierwsza reakcja to myśl, że to szaleństwo, ale równocześnie też ta myśl nie dawała mi spokoju. Czteroletnia dziewczynka, najmłodsza z siódemki dzieci, tata w więzieniu, a mama z licznymi problemami psychiczno-alkoholowymi. Parę miesięcy później to „szaleństwo” stało się realnym życiem.
Zostałam mamą zastępczą! A to cała paleta uczuć. Dziś już wiem, że adoptowane dziecko kocha się tak samo mocno jak swoje. Być może w niektórych sytuacjach jeszcze bardziej, a na pewno bardziej dojrzale. Tego dziecka nie kocha się, bo to ciało z mojego ciała, ale dlatego, że wiemy, że ono tej miłości jest spragnione.
Wiemy, że jesteśmy po to, by dać temu dziecku szczęśliwe dzieciństwo. Zdałam sobie sprawę z wielu rzeczy, jak na przykład z tego, że nie przechodzi mi już przez gardło: MAM dziecko. Zwróciłam uwagę na to, że niesłusznym jest mówić, że ma się dziecko, bo to nie jest rzecz, którą się posiada. Dziś bardziej mi odpowiada: jestem rodzicem, czyli wspieram dziecko w dorastaniu, ale nie jest ono moją własnością. Uważam, że takie myślenie powinno mieć również miejsce w odniesieniu do swoich dzieci biologicznych.
W Belgii, na tyle, na ile jest to możliwe, zachowuje się kontakt dziecka w rodzinie zastępczej z rodzicem biologicznym. W zależności od przebiegu tych spotkań decyduje się o ich częstotliwości. W naszym przypadku mama ma prawo do widzeń przez godzinę raz na miesiąc! Jest to coś, czego osobiście nie potrafię sobie wyobrazić. Jednakże takie decyzje mają swoje uzasadnienie i dziś już wiem, że to dobrze, że te spotkania nie odbywają się częściej.
Przyznam, że bardzo ciężko jest nie oceniać rodziców biologicznych takich dzieci. Jakże często miałam ochotę jechać do nich i natrzaskać im po twarzy, na przykład w momentach, gdy mała się gryzie, uderza w głowę lub gdy wymiotuje przed spotkaniem z mamą.
Bycie rodzicem zastępczym to z całą pewnością inny wymiar rodzicielstwa. To ten moment, kiedy jeszcze bardziej dociera do ciebie, że klaps czy nawet zbyt mocne podniesienie głosu nie jest wychowaniem. Nie ma obowiązkowych testów czy kursów zanim zostanie się rodzicem biologicznym, a szkoda, że ich nie ma. Na swoje dzieci zdarzało mi się krzyczeć, a nawet dać (niby) mały klaps. Jak mogłabym uderzyć, nawet lekko, dziecko po przejściach? Jak mogłabym na nie nakrzyczeć?
Dziś wiem, że potrzebna jest tona cierpliwości. To nie wina dziecka (nawet tego z klasycznej rodziny), że targają nim emocje, że wiele rzeczy to trudność, której dopiero musi się nauczyć. Co więcej, wcześniej bardzo się przejmowałam opinią innych na temat moich dzieci, zależało mi na tym, żeby zawsze zachowywały się przykładnie, żeby się dostosowały do dorosłych. Teraz mam w głowie to, że niech dorosły się przystosuje, że to dorosły powinien być na tyle dojrzały, by zrozumieć, że dziecko się jeszcze uczy, jak żyć w społeczeństwie, że wstyd mi za dorosłego (w Belgii na szczęście bardzo rzadko), który mamrocze pod nosem, że dziecko mu przeszkadza, bo hałasuje czy płacze.
Moje macierzyństwo z przejściami, po najgorszej dla rodzica stracie, przerodziło się w coś pozytywnego. Moja tragedia przeistoczyła się w pomoc komuś, kto miał prawdopodobnie jeszcze gorzej ode mnie. Bo cóż jest gorszego od trudnego początku życia?
Zanim powierzono nam małą, podczas wywiadu z psychologiem powiedziałam, że widziałam okropne cierpienie fizyczne mojego dziecka i byłam wobec tego bezradna, niewiele mogłam zrobić, by przestało ją boleć lub by wyzdrowiała. Teraz mogę pomóc dziecku, który cierpi psychicznie. Dziecko, które czuje się bezpiecznie jest także w lepszym zdrowiu fizycznym, efekty tego widziałam bardzo szybko u małej. Przez miesiąc przytyła prawie dwa kilo, a jej cienkie włoski zgęstniały. Czyżby w ten sposób moja córeczka z tamtej strony puszczała do mnie oczko?
Moja córeczka zastępcza nazywa mnie na przemian po imieniu lub „mama zastępcza”. Jednak gdy jesteśmy na placu zabaw przy innych dzieciach, celowo i dość wyraźnie mówi do mnie „mamo”. Tak wielka jest w niej potrzeba pokazania przed innymi, że ona też ma kochającą mamę…
Anna Tylman, Belgia
Mieszkająca na stałe w Belgii już od ponad dwudziestu lat. Od czasów choroby córeczki zaangażowana w sprawę innowacji w dziedzinie onkologii pediatrycznej, wspierająca belgijską fundację KickCancer, która finansuje badania nad nowymi lekami dla dzieci chorych na raka. Napisała też książkę „Anna i Evelyne, historia dwóch żyć”, która opowiada na przemian o trudnych początkach emigrantki oraz o życiu i chorobie jej córeczki.
***
Jeśli podobał Ci się ten tekst,
ZOSTAŃ NASZYM PATRONEM NA
Więcej o naszych Patronach i o nas:
Aniu,piękny,mądry tekst.
Podziwiam Ciebie i cieszę się waszym szczęściem.
Dziękuję !
Milion razy tak. Jesteś dzielna! I – cieszę się, że możesz radować się znów dawaniem miłości i tego wszystkiego, co jest potrzebne dziecku.
dziekuje!
Pięknie napisane dziewczynka miała wiele szczęścia że udało jej się trafić do rodziny zastępczej do TAKIEJ wspaniałej rodziny. Jestem przekonana że Evelin patrzy z góry i jest dumna że swoich rodziców.
dziekuje!