Felietony

Gwatemalę poznałam dzięki mieszkającej tam koleżance, która chętnie dzieliła się zdjęciami w mediach społecznościowych.

Kiedy trafiła się okazja, żeby ją odwiedzić, nie zawahałam się ani chwili i kupiłam bilety dla całej rodziny.

Gwatemala to kraj wulkanów, malowniczych miejscowości i cudownych jezior. Z jednej strony podziwialiśmy z mężem jej piękno, a z drugiej strony musieliśmy poradzić sobie z ogromnym stresem spowodowanym przez problem bezpieczeństwa w kraju i… przez przyrodę.

W hotelu nad przepięknym jeziorem Atitlan z widokiem na otaczające go wulkany nasze łydki zostały pogryzione przez pluskwy.

W tym samych hotelu, tuż przed powrotem do miasta Antigua, zobaczyłam w wiadomościach, jak jadący na motorze turyści zostali zaatakowani przez trzech zamaskowanych mężczyzn. Kiedy kierujący motorem spostrzegł, że około stu metrów przed nim pojawił się zamaskowany mężczyzna, zatrzymał się, żeby zawrócić. Wtedy jednak w miejscu, gdzie się zatrzymał, wyskoczyło dwóch innych zamaskowanych osobników, którzy na nich napadli i ich obrabowali. Wszystko nagrała kamerka umieszczona przy kasku, a turyści opublikowali nagranie, by ostrzec innych.

Po tej informacji nie zmrużyłam oka przez całą noc, ponieważ następnego dnia mieliśmy pokonać około 80 km samochodem sami, bez naszej koleżanki. Dodatkowym źródłem stresu była opowiedziana przez koleżankę historia. Otóż kierowcy autobusów są często mordowani dla ubezpieczenia, które otrzyma rodzina w przypadku śmierci. Rodziny natomiast są atakowane zaraz po otrzymaniu pieniędzy i muszą je oddać oprawcy kierowcy autobusu.

Udało nam się dotrzeć bez problemu do miasta Antigua a stamtąd już na lotnisko, gdzie przed kolejnym lotem, spędziliśmy noc w sieciowym hotelu czterogwiazdkowym.

Był on otoczony drutem kolczastym dla bezpieczeństwa gości. W bramie natomiast stało dwóch ochroniarzy z karabinami. Z jakiegoś powodu byli tam zapewne potrzebni. Niemniej jednak w takich momentach nigdy nie wiem, czy czuć się bezpiecznie, czy zastanawiać się, dlaczego potrzebny jest aż taki poziom bezpieczeństwa.

Ostatnim celem podróży była dżungla Tikal i ruiny Majów. W sercu samej dżungli spędziliśmy jedną noc.

Prąd i internet były dostępne przez dwie godziny dziennie. Przy basenie pierwszy raz zobaczyłam prawie dwumetrowego węża na wolności. Na szczęście  obsługa hotelu szybko wyprosiła nieproszonego gościa. W pokojach nie było szyb, lecz jedynie siatki. Ich funkcją była wentylacja pokoju oraz ochrona przed owadami. Niestety w nocy miliony cykad nawet na chwilę nie przestawały wydawać dźwięków. Myślałam, że w pewnym momencie zamilkną, ale tak się jednak nie stało, więc nie udało mi się zmrużyć oka.

Natomiast wychodząc do łazienki, trzeba było zabierać ze sobą latarkę z dwóch przyczyn – nocą nie działała elektryczność oraz by odstraszyć karaluchy (tak doradzano na forach podróżniczych). Przyznam, że na widok światła te paskudy zaczynały uciekać. Ja jednak nie byłam do końca pewna, czy powinnam udać się do takiej toalety.

Podczas pobytu w gwatemalskiej dżungli, zdecydowałam się na zorganizowaną wycieczkę, żeby zobaczyć wschód słońca z jednej z piramid.

Przewodnik ostrzegał, żeby nie stąpać po rzekomych korzeniach drzew, ponieważ może okazać się, że to węże. Doradził również, by trzymać się środka drogi, gdyż zmniejsza to ryzyko nadepnięcia na węża. Zamarłam, ale szłam dalej, stosując się do poleceń przewodnika. Z latarkami w rękach i na głowie kontynuowaliśmy marsz. W oddali słychać było ryk goryla. Przewodnik na pytanie niektórych wystraszonych uczestników wycieczki odpowiedział, że jest on jakieś 4 kilometry od nas. Kiedy udało nam się w końcu dotrzeć do piramidy, okazało się, ze mgła może uniemożliwić podziwianie wschodu słońca. Tak też się stało. Zamiast czerwonych odcieni wschodzącego słońca, mogliśmy jedynie podziwiać biała kulkę przedzierającą się przez mgłę. 

Podróż do Gwatemali była dla mnie jedną z bardziej koszmarnych.

Dodatkowo zaraz po powrocie do Bogoty (gdzie wtedy mieszkaliśmy) dostałam wysokiej temperatury. W szpitalu po dokładnych badaniach dostałam zastrzyk w pośladek i wszystko wróciło do normy. Niemniej jednak przez ponad tydzień czułam się bardzo zmęczona.

Była to również podróż, podczas której często czułam się jak nieodpowiedzialny rodzic z szesnastomiesięczną córeczką w spacerówce. To ją pediatra przygotował najlepiej na taką podróż. Przepisał jej specjalne preparaty witaminowe, dzięki którym nic jej nie gryzło.

Mimo niezbyt fajnych przygód nasze mieszkanie zdobią zdjęcia pięknych gwatemalskich wulkanów a my wspominamy ten kraj jako piękny i zarazem niebezpieczny.

Kamila Janus

Instagram:@americasonastroller / FB:www.facebook.com/americasonastroller

3.5 6 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze