Felietony

Emigracja to nie tylko zmiana adresu zameldowania, przyswojenie rzędu nowych zwyczajów i tradycji.

Poza niespodziankami kulinarnymi czy różnicami religijnymi, największe wyzwanie, z którym przychodzi zmagać się od samego początku emigracji, stanowi język obcy. Niektórzy mają to szczęście, że przenoszą się do kraju, którego język w mniejszym lub większym stopniu już opanowali, zatem pozostaje im szlifowanie posiadanych już umiejętności. Inni muszą zacząć od zera, czasami rozpoczynając przeprawę z takim przeciwnikiem jakim jest język fiński, koreański lub arabski. Nauka języka stanowi wówczas priorytet, szczególnie jeśli dochodzi do tego kwestia dwujęzycznego wychowania dziecka. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że bardzo dobra znajomość języka to klucz do zrozumienia kraju, w którym się znaleźliśmy. To sposób na znalezienie nowych znajomych, nawiązanie bliższej relacji z krewnymi naszej drugiej połówki, ale także szansa na rozwój zawodowy. 

Jeżeli naukę języka obcego zaczynamy od zera, wkładamy ogrom energii w jego przyswojenie. Otaczamy się nim ze wszystkich możliwych stron. Słuchamy tylko lokalnego radia i oglądamy tylko miejscową telewizję. Przeglądamy prasę, szperamy w internecie, wkuwamy słówka, rozgryzamy niuanse i łamańce językowe. Po jakimś czasie dostrzegamy postęp, który motywuje do dalszej pracy. Chętnie uczymy się od dzieci, bo z jednej strony są one bezlitosnymi prześmiewcami lingwistycznych błędów, a z drugiej nie osądzają nas zbyt surowo. Nowy język, podawany systematycznie i w dużych dawkach, przestaje być obcy, a staje się oswojonym narzędziem codziennej komunikacji. 

Tymczasem, gdzieś w zakamarkach naszego umysłu siedzi wciąż ogromny korpus jakże trudnego języka polskiego. Początkowo w aktywnym użyciu, powoli jest usypiany, a jego wykorzystywanie ogranicza się do rozmów telefonicznych z najbliższymi, pisania zdawkowych maili czy wizyt w ojczyźnie. Początkowo myśl o utraceniu biegłości w rodzimym języku wydaje się być nie do pomyślenia. Przecież to nasz pierwszy język, język w którym myślimy, który znamy od podszewki. Niestety odcięcie się od mowy ojczystej i całkowite otoczenie się językiem obcym skutkuje osłabieniem sprawności tego pierwszego. 

Zubożenie języka natywnego odczuwamy z początku przy dłuższych i bardziej wymagających konwersacjach, których tematyka wykracza poza życie codzienne.

Czujemy, że zaczyna brakować nam słów na opisanie zjawisk lub emocji. Na dodatek w tej „emigranckiej” afazji obce słówka przychodzą nam do głowy, wyprzedzając w kolejności rodzime, polskie. Wielokrotnie rozmawiając z Polakami mieszkającymi za granicą, dochodziło do momentu, w którym współrozmówcy zwyczajnie brakowało słów lub określeń na jakieś zjawisko lub emocję. Pojawiały się wówczas zdania w stylu: „Jak to się mówi po polsku…”, „Jak po polsku nazywa się X?”. Plagą, z której słynie szczególnie polonia amerykańska, jest wybuchowa mieszanka językowa, w której przysłowiowy John Kowalski stawia swój car na corner, żeby kupić smaczny bread w polskim shopie w Chicago. 

W tym pośpiechu uczenia się nowego języka, zapominamy o tym, że biegłość tego ojczystego nie jest nam dana raz na zawsze. Często nie pamiętamy już, że przecież zaawansowane opanowanie polskiego, również okupiliśmy ciężką pracą – trenując ortografię na szkolnych dyktandach, pisząc rozprawki i eseje, czytając i analizując lektury. Postrzeganie języka ojczystego w kategorii czegoś, co zostało nam po prostu wtłoczone, jest fikcją. Jedyne, co naprawdę dostaliśmy w prezencie, to prawidłowy akcent i pewnego rodzaju wyczucie językowe. To właśnie ta lingwistyczna intuicja pozwala nam bezproblemowo określić, co brzmi naturalnie, a co dziwnie. 

Kluczem do zachowania rodzimego języka na wysokim poziomie jest przede wszystkim czytanie, przy czym mowa tu o lekturach, które cechują się wysokim poziomem językowym. Romanse czy kryminały to oczywiście świetna rozrywka, ale niestety korpus takich dzieł to zazwyczaj 2000 – 3000 słów. Dobrze więc sięgnąć po reportaże albo wręcz teksty akademickie w języku polskim. Osobiście lubię oglądać retransmisje różnych konferencji i paneli dyskusyjnych, które nie tylko wzbogacają słownictwo, ale też stymulują myślenie. W czasach Internetu, dostęp do polskojęzycznych materiałów jest łatwiejszy niż kiedykolwiek w historii. Wystarczą zatem chęci i motywacja do pracy nad językiem polskim z porównywalnym entuzjazmem jak nad językiem obcym. Powodzenia!

Kinga Eysturland 

5 2 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
5 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Ola
Ola
5 lat temu

Dokładnie to przydarzyło się mnie i ludzie się dziwią, że „jakto tak”, „co polskiego zapomniała?”. Nie zapomniałam, ale faktycznie czasem brakuje mi słów i zastanawiałam się czy to tylko mój problem, jak widać, nie tylko mój. Dzięki za wpis!

Lucy
5 lat temu

Napisałaś dyplomatyczną połajankę dla emigrantów (choć może nie taka była Twoja intencja) i bardzo mi się to podoba. Oczywiście, nie oceniam nikogo, różne są przypadki w życiu, ale warto samodzielnie zadbać o to, co latami było dotąd uszlachetniane.

5 lat temu

Tak. O każdy z naszych języków trzeba tak samo dbać 🙂

Ana
Ana
5 lat temu

Bardzo dobrze omówiony problem. Ja również wpadłam w sidła zaniedbania polskiego na rzecz hiszpańskiego. Jak najszybciej chciałam się nauczyć tego języka, by otworzyć sobie drogę do nowych przyjaźni, lepszej pracy i integracji. Kulejącego polskiego na początku nie zauważałam, bo rzadko go używałam. Dopiero z pojawieniem się dziecka, kiedy postanowiłam, że będę do córki mówić tylko po polsku, zaczęły się schody. Z przerażeniem zdałam sobie sprawę, że łatwiej porozumiewać mi się po hiszpańsku. Naprawdę dużo pracy musiałam włożyć w przywrócenie mojego polskiego do równowagi, a i tak ciągle łapię się na tym, że brakuje mi słówek lub hiszpańskie przychodzi pierwsze.

Daria
Daria
5 lat temu

Ja też od niedawna poleruję mój polski!