Felietony

“– Kto ty jesteś?

– Polak mały1.”

Pamiętam, gdy odpowiedź była właśnie tak dziecinnie prosta. 

Wyjeżdżając z Polski w wieku dwudziestu lat, miałam w sobie olbrzymią chęć ucieczki od mojej śląskiej rzeczywistości. Czułam się Polką, ale ciężko było mi sobie wyobrazić moją przyszłość w kraju. Najpierw jako au pair, później jako studentka literatury francuskiej na Sorbonie pracująca w restauracji byłam Polką, emigrantką.

Z czasem, gdy mój polski akcent tracił na sile i ciężko było odgadnąć moje pochodzenie, ironizowałam, że pochodzę z miasta pod Paryżem, w którym mieszkałam. Pytania o pochodzenie stały się po kilku latach tymi najbardziej irytującymi. Zwłaszcza gdy są zadawane nie z ciekawości a raczej z wyższością i pogardą – kto wie, ten wie. 

Gdy po kilku latach we Francji wyjechałam na roczną wymianę studencką do Madrytu, odpowiedź na to, skąd jestem, stała się zagmatwana. No bo niby Polka, ale z francuskim adresem i prawem jazdy. Wówczas doceniłam jeszcze bardziej, jak cudowną instytucją jest Unia Europejska, a w ramach niej swoboda poruszania się i pracy w różnych krajach. To również wtedy po raz pierwszy poczułam europejską tożsamość. 

Europejska wspólnota 

Sprawa pochodzenia uogólniła się jeszcze bardziej, gdy wybyłam za ocean, na Karaiby, na Pacyfik i do Afryki. Dla Jamajczyków czy Gwinejczyków byłam po prostu Europejką.  Zwłaszcza, że mało kto wiedział, gdzie leży Polska. 

Tę europejskość poczułam najbardziej w Vanuatu, państwie położonym między Nową Kaledonią a Fidżi. Stolica Vanuatu, Port Vila, zamieszkana jest przez licznych ekspatów, czyli emigrantów z Australii, Nowej Zelandii i Francji. Ale nie tylko.

Poznałam tam również Litwinkę, Hiszpanów, Włocha, Anglika czy Amerykanki. I to tam, na końcu świata, zrozumiałam, jaką odrębną społeczność tworzymy jako Europejczycy.

Podczas imprez oraz w weekendy Australijczycy, Nowozelandczycy i Anglicy organizowali spotkania i imprezy we własnym gronie, podczas gdy Europejczycy spędzali czas razem. I nie chodziło o brak sympatii czy znajomości języka (o ironio, w naszej europejskiej grupie rozmawialiśmy po angielsku!). Chodziło o wspólne kulturowe wartości: te same oglądane w dzieciństwie bajki, te same żarty i poczucie humoru, powiązaną ze sobą historię naszych krajów, podobne spojrzenie na świat. Tylko dwie amerykańskie koleżanki potrafiły odnaleźć się w obu tych światach.

Wydało mi się to wówczas piękne, że 16 000 kilometrów od Europy tworzymy wspólnotę, o której tak często zapominamy, mieszkając u siebie w kraju. O tej wspólnocie myślę za każdym razem na lotnisku, gdy wracam spoza Unii Europejskiej.

Lubię to uczucie przechodzenia przez bramki oznakowane dwudziestoma siedmioma gwiazdkami na niebieskim tle. Już wtedy czuję się jak w domu. Bo dla mnie Unia Europejska to nie tylko gospodarczo-polityczny związek dwudziestu siedmiu demokratycznych państw europejskich. To przynależność. 

Dziś odpowiedź na pytanie „kim jesteś” lub „skąd jesteś” nie jest już dziecinnie prosta.

Po ponad piętnastu latach życia na emigracji, odpowiedź nie dość, że staje się o wiele bardziej skomplikowana, to jeszcze potrafi zmieniać się w zależności od okoliczności. 

Jestem Polką? Francuzką? Europejką? Obywatelką świata? 

A może odpowiedź wcale nie musi być prosta? 

Darianna Myszka 

1 Cytat z wiersza Władysława Bełzy “Katechizm polskiego dziecka”. 

5 2 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze