Felietony

Coraz rzadziej wybór imienia dla dziecka jest kwestią przypadku czy rodzinnej tradycji. To raczej sprawa, która podlega długim debatom, nierzadko jest w nie zaangażowana cała rodzina. Jako moderatorka forum o imionach wiem, że spędza ona sen z powiek wielu przyszłym rodzicom w Polsce. Wyobraźcie sobie, jak potrafi się skomplikować, gdy mieszkamy za granicą. Już niezłą ekwilibrystyką jest wybranie imienia, które ma się sprawdzić w dwóch, a często kilku językach, a przecież ma się także podobać przyszłym rodzicom. A jeśli rodzice mają jeszcze kilka innych założeń dotyczących pochodzenia, długości czy znaczenia imienia, sprawa komplikuje się jeszcze bardziej. Bywa i tak, że rodzicom zależy na ciekawym patronie albo na tym, by imię nie pochodziło z puli kilku najbardziej typowych (bo najłatwiejszych w pisowni i wymowie) imion wybieranych przez Polaków mieszkających za granicą. To temat, który fascynuje mnie od lat, dlatego poprosiłam moje koleżanki z Klubu Polek o opisanie ich imiennych historii.

Mieszkająca aktualnie w Czechach Olga opisała wybór imion dla synów, który wcale nie był prosty, bo gdy miało narodzić się pierwsze dziecko mieszkała w jeszcze innym kraju. Od zawsze wiedzieliśmy z mężem, że jeśli będziemy mieli córki, to będą się nazywać Emilia, Zuzia i Zosia – opowiada Olga. Dlatego, gdy w grudniu 2012 roku wiedziałam, że za pół roku urodzi nam się maluszek, postanowiliśmy, że będzie nazywał się Emilka. Coś mnie jednak tknęło, że może to być chłopiec. Poszukiwania imienia dla chłopca zaczęliśmy od leksykonu imion węgierskich. Tak się złożyło, że wtedy mieszkaliśmy w Budapeszcie. Jednego byliśmy pewni: imię musi pisać się tak samo (lub prawie tak samo) po polsku, czesku i węgiersku. Tak odpadło nam dobre 90% imion. Zostało kilka – głównie germańskich i łacińskich. Żadne jednak do nas nie przemawiało. Wybieraliśmy między Adrianem, Robertem i Juliuszem. To ostatnie najbardziej mi się podobało, jednak pisownia była chyba trochę zbyt skomplikowana. Oczywiście jako obcokrajowcy mieliśmy możliwość nadania nawet czysto polskiego imienia, jednak woleliśmy, aby brzmiało ono w kilku językach tak samo. I wtedy mąż odebrał telefon od klienta. Po krótkiej rozmowie przybiegł do mnie zafascynowany:

– Rudolf! Będzie nazywał się Rudolf, jeśli będzie chłopcem.

Od razu mi się spodobało to imię. Dwa tygodnie później dowiedzieliśmy się, że w moim brzuchu rośnie mały Rudzio, Rudek, Ruda, Rudeczek. Z młodszym synem było całkiem podobnie. Tym razem syn urodził się w Czechach, ale my ponownie chcieliśmy wybrać imię uniwersalne. Mnie bardzo podobał się wtedy Bruno, ale to imię nie bardzo leżało mężowi. Doszedł nam jeszcze Sebastian i nadal zastanawialiśmy się nad Robertem i Adrianem. Jeszcze nie znaliśmy płci dziecka, gdy przeglądałam z moją mamą stare zdjęcia i natknęłyśmy się na zdjęcie braci mojego dziadka. Miał ich on sporo, a jeden z nich miał na imię Leopold. Od razu wiedziałam, że to jest to imię! Dyskutując postanowiliśmy jednak skrócić je nieco i wyszedł Leon. Znowu niedługo potem dowiedzieliśmy się, że będziemy rodzicami małego Leosia, Leonka. Obydwaj jedyni w swoim rodzaju.

Także Sylwia z Kanady nazywała dzieci mieszkając w różnych krajach. Posłuchajcie jej historii: Jako nastolatka byłam pewna, że moje dzieci będą miały na imię Antoni, po moim pradziadku, i Zofia. Czas, życie i okoliczności zweryfikowały plany. Wybierając imię dla pierwszego dziecka, kierowałam się popularnością w moim otoczeniu. Antków i Tosi było od groma. Za to żadnego Filipa. Zdecydowałam się na to imię, a później się okazało, że było to jedno z najpopularniejszych w tym roczniku. Filip został Filipem, a na jego patrona wybrałam świętego Filipa Neri. Głównymi powodami były żywot świętego oraz dzień, gdy tego świętego wspominamy, dzień moich urodzin, żeby mój syn nigdy nie zapomniał o urodzinach mamy. Później poznałam męża. Kanadyjczyka. Gdy zaczęliśmy się zastanawiać nad imionami dla naszych dzieci, mąż wpadł na pomysł, by imiona chłopców zaczynały się od „f”, a imiona dziewczynek od „s”, tak jak nasze. To nam bardzo zawęziło wybór przy drugim dziecku. Trudno nam było znaleźć odpowiednie imię dla córki. Ostatecznie wahaliśmy się między Sofią, a Sarą. Wybraliśmy Sarę, gdyż jest proste, dobrze brzmi z nazwiskiem i jest międzynarodowe, a i żywot świętej nas nie zniechęcał. Dodatkowo, jako przeciwnicy zbędnych liter, zdecydowaliśmy, że Sara będzie Sarą, a nie Sarah. Pisze się tak, jak się słyszy. Przy Filipie to również spore ułatwienie, chociaż jeszcze nie miało znaczenia, gdy wybierałam imię dla dziecka. We francuskojęzycznej Kanadzie Filip zapisywany jest jako „Philippe”. Jest oszczędność? Jest. Przyznam, że aż sama jestem ciekawa, jakie imię wybierzemy dla kolejnego dziecka, oczywiście o ile się zdecydujemy na następne.

Wioleta także mieszka w Kanadzie, ale jej mąż pochodzi z zupełnie innego kręgu kulturowego, więc wybór wcale nie był prosty.

Wybierając imiona moich dzieci, musiałam pamiętać, że muszą się sprawdzić w dwóch językach – polskim i angielskim. Nie chciałam, aby moi rodzice czy mój mąż łamali sobie języki, próbując je wypowiedzieć. Prawie dwa lata przed narodzinami mojej pierwszej córki usłyszałam imię Aliah – bardzo mi się ono spodobało. Od tego momentu wiedziałam, że tak nazwę swoją córkę. Jest to imię dosyć dobrze znane na Bliskim Wschodzie. Istnieje kilka wersji tego imienia i co najbardziej mnie zdziwiło (sama nie wiem, dlaczego) w Kanadzie w przedszkolu było kilka dziewczynek o tym samym imieniu. Kiedy byłam w ciąży z drugą córką, nie bardzo wiedziałam jakie imię mam wybrać. Długo się głowiłam i w końcu padło na Amelię. Imię tak bardzo znane i popularne w Polsce, a do tego, kiedy czytałam o nim więcej, okazało się, że jest to też imię bardzo dobrze znane poza granicami naszego kraju. Oba imiona mają ładne i dobre  znaczenie – było to bardzo ważne dla mojego męża. Aliah oznacza osobę wysoko postawioną oraz szlachetną. Amelia to osoba pracowita, rozważna i pilna. Kiedy jesteśmy na Bliskim Wschodzie, prawie każdy zna imię Aliah. Lotnisko w Ammanie (stolicy Jordanii) nazwane jest na cześć Królowej Alii. W Polsce natomiast Amelia jest bardzo popularna – zawsze możemy kupić coś z wygrawerowanym jej imieniem. Ciekawe, choć niezamierzone, jest to, że oba imiona często kojarzą się z lotnictwem. Królowa Alia zginęła w katastrofie helikoptera. Jedna z najbardziej znanych Amelii to Amelia Earhart – pilotka, która jako pierwsza kobieta przeleciała sama nad Atlantykiem. Niestety zaginęła, kiedy podjęła próbę okrążenia kuli ziemskiej wzdłuż równika. Jej losy nie są do końca znane. Moje dziewczyny uwielbiają samoloty i podróże, a ja mam nadzieję, że ich loty będą tylko i wyłącznie udane! Mój mąż nie miał nic przeciwko wyborowi imion dla naszych córek. Zawsze bardzo mu się podobały. Sam zresztą czekał na syna Benjamina. Dodam tylko, że najwięcej do powiedzenia chciała mieć moja teściowa – która omal się nie obraziła, że nie pozwoliłam jej wybrać imion dla moich dzieci – ale to już całkiem inna historia… 

Kolejna kanadyjska klubowiczka Jola miała niemałe problemy z wyborem imienia dla syna. Posłuchajcie jej opowieści. Kiedy przyszło nam wybierać imię dla dziecka, nie spodziewaliśmy się, że przyjdzie nam stoczyć batalię. Nie mieliśmy wątpliwości, że chcemy, aby imię było polskie. Niekoniecznie polskiego pochodzenia, ale znane w Polsce. Zaczęłam więc wymieniać takie, które od zawsze mi się podobały. Trafiłam na ścianę. Absolutnie żadne nie było odpowiednie. Z różnych powodów. Przykładowo: Maciej brzmiało dziwnie, nie jak imię (matches), Marcel – francusko (tak właśnie, w dwujęzycznej Kanadzie anglofoni i frankofoni nie darzą się sympatią), Igor kojarzyło się z postacią z bajki (niekoniecznie pozytywnie) lub postaciami historycznymi itp. Wzięłam polski kalendarz z wyróżnionymi imieninami i zaczęliśmy kartka po kartce sprawdzać, czy coś nam się spodoba. Było przy tym sporo śmiechu, jak i zdziwienia innym postrzeganiem przez nas tego samego imienia. Szybko wyklarowały się pewne warunki. Imię musiało być łatwe w wymowie dla Kanadyjczyka oraz nie mogło mieć liter, które będą w różnych językach odczytywane w różny sposób, tj. „j”, „w”, „ch”. Zdrobnienie imienia musiało dobrze brzmieć, bo Kanadyjczycy uwielbiają skracać dłuższe imiona do trzech, czterech pierwszych liter. Imiona z kalendarza przeczytaliśmy trzy razy. Tak jak nie było problemu z imionami żeńskimi, tak męskie spędzały mi sen z oczu. Nie mieliśmy pomysłu. Pewnego dnia po badaniach w szpitalu wybraliśmy się na pobliską wyspę, na krótką przejażdżkę. Tam, na tej wyspie mnie olśniło. Nikodem. W Polsce to imię znane, w Kanadzie nie będzie problemu z wymową. Zdrobnienie do Niko bardzo mi się spodobało. Mojemu mężowi też. Spełniło wszystkie nasze wymagania. Oczywistym było dla nas, że drugi syn również będzie mieć polskie imię. Chociaż w ciąży namiętnie oglądałam „The Last Kingdom” („Upadek Królestwa”) i mój mąż przepowiadał, że nadamy dziecku imię Uhtred. Tym razem nie przeprowadzaliśmy oficjalnego poszukiwania poprzez wertowanie stron kalendarza. Więcej było we mnie spokoju, że imię się znajdzie. Gdy coś mnie zainspirowało, to rzucałam pomysł i czekałam na reakcję. Nie obstawałam już przy łatwej wymowie dla anglojęzycznego otoczenia. Przypuszczam, że po tych pięciu latach przekręcania mojego imienia u lekarzy i przez nowo poznane osoby uodporniłam się i uznałam, że da się z tym żyć. Pomysł też pojawił się w mojej głowie nagle. Kajetan. Zdrobnienie Kaj, Kai, Kajtek, Kajtuś. Wszystkie formy tego imienia nam się spodobały. Osobiście myślałam, że tylko „j” w imieniu będzie stanowić problem. Pomysły Kanadyjczyków jak zapisać to imię przerosły jednak moje wyobrażenia. Nawet babcia pisze o Kajtusiu Kytoosh.

Wybór imienia w kulturze zupełnie odmiennej od europejskiej czy amerykańskiej jest jeszcze bardziej skomplikowany. Opowiadają o tym nasze klubowiczki z Azji.

Dorota, która mieszka na Tajwanie, tak mówi o imionach swoich dzieci. Mingsiou 明秀, Mingdże 明哲, Mingling 明玲 – ilu obcokrajowców zapamięta takie imiona? Chyba jedynie ci, którzy mają jakąś styczność z językiem chińskim. Chińskie imiona moich dzieci brzmią dla polskiego ucha jak z kosmosu! Nie chcąc więc, by w czasie odwiedzin u dziadków i znajomych w Polsce przekręcano ich imiona, a także by można było je zapisać w polskim paszporcie, nadaliśmy im polskie imiona – Zofia, Jan, Anna. Są to właściwie polskie wersje międzynarodowych imion. Nie wiemy przecież gdzie dzieci osiądą, w jakim kraju (a może krajach) przyjdzie im żyć, w jakich językach będą się na co dzień porozumiewać. Te trzy imiona są uniwersalne, krótkie, łatwe do wymówienia i do zapamiętania, a jednocześnie… piękne. Może zauważyliście, że chińskie imiona moich dzieci mają identyczną pierwszą sylabę? Jest to tradycja w rodzinie mojego męża Tajwańczyka – każde pokolenie ma taki sam pierwszy znak (czyli pierwszą sylabę) imienia. W przypadku naszych dzieci jest to znak Ming 明 oznaczający jasność (połączenie znaku 日 – słońce i 月- księżyc). Tak więc imię najstarszej córki – Mingsiu to skrót od idiomu 山明水秀 opisującego piękno natury. Imię syna – Mingdże 明哲 – to jasna/świetlista filozofia, a najmłodszej córki – Mingling 明玲 – odgłos, jaki wydają uderzające o siebie kawałki jadeitu. Większość imion na Tajwanie jest dwuczłonowa/sylabowa, czyli składa się z dwóch znaków, nazwiska z kolei są przeważnie jednosylabowe, czyli jednoznakowe. Przy czym nazwisko poprzedza imię. Nazwisk chińskich jest niewiele, mówi się, że około stu, imion za to nieskończona ilość, każdy może wymyślić sobie imię, a nawet znak, którym się to imię zapisuje. Oczywiście wymyślony znak w imieniu sprawia w obecnych czasach sporo problemów, szczególnie gdy trzeba je wpisać do komputera.

Podobne dylematy miała nasza klubowiczka z Chin: Mam córkę, pół-Polkę, pół-Chinkę. Chcieliśmy, żeby jej imię było łatwe do wymówienia zarówno przez Polaka, jak i Chińczyka – a o to wcale nie jest łatwo. Po pierwsze chińskie imiona rządzą się swymi zasadami – są zazwyczaj jedno- lub dwusylabowe i nie są w żaden sposób związane z imionami zachodnimi, wywodzącymi się czy to z Biblii czy z lokalnych tradycji. Mogą to być dowolne chińskie znaki, przy czym zazwyczaj wybiera się takie, które mają dobre znaczenie: piękno, dobro, siła, nazwa jakiejś rośliny itd. Z drugiej strony chińskie imiona ciężko zazwyczaj przetłumaczyć na polskie – właśnie dlatego, że ich etymologia bazuje na czymś zupełnie innym. W końcu udało nam się jednak wybrać polskie imię, łatwe do wymówienia dla Chińczyka i z pięknym chińskim odpowiednikiem: Joanna, a po chińsku You’an 佑安, co w wolnym tłumaczeniu oznacza “Obrończyni Spokoju”.

Ciekawe jesteśmy, jak u was wyglądało wybieranie imion dla dzieci wychowywanych w różnych kulturach i językach? Chętnie przeczytamy wasze opowieści, a my szykujemy kolejną porcję naszych doświadczeń. 

5 1 vote
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Ula
Ula
3 lat temu

U mnie Victor i Eliza