Mam na imię Kasia, mam 41 lat i od 18 lat mieszkam w USA. Już jako nastolatka patrzyłam na samoloty przelatujące raz po raz nad naszymi blokami i zawsze wyobrażałam sobie, że lecą za ocean.
Zaczęło się od języka. Lubiłam język angielski i coraz częściej interesowałam się, jakby go użyć w praktyce. Na studiach dostałam się na poziom zaawansowany, a profesor prowadził wykłady tylko w tym języku i to w zasadzie bardzo mi pomogło przed przyjazdem do USA.
O wyjeździe do Stanów, żeby zobaczyć, „jak tam jest” i wrócić, zaczęłam myśleć w połowie szkoły średniej. Chciałam studiować w Stanach, ale realizacja tego pomysłu była niemożliwa ze względu na koszty. Musiałam więc znaleźć inną drogę. Na początku studiów w Polsce usłyszałam o programie „Work & tavel” i o au pair. Ten pierwszy pozwalał na przylot do Stanów i pobyt przez około cztery miesiące z możliwością pracy. Druga opcja to zamieszkanie z amerykańską rodziną na rok, opieka nad ich dziećmi, możliwość uczęszczania do college i podróże z rodziną goszczącą. Pomyślałam, że jak już jechać, to na dłużej i zaczęłam odkładać pieniądze, gdyż koszt wyjazdu i biletu był jak na tamte czasy bardzo wysoki.
Do Stanów przyleciałam osiemnaście lat temu, jak to mówię, z dwoma walizkami pełnymi snów zainspirowana takimi serialami jak „Dynastia”, „Beverly Hills 90210″ czy „Moda na sukces”.
Wbrew powszechnemu założeniu, że w Chicago zawsze ktoś ma jakąś rodzinę, bo jest tu bardzo wielu Polaków, ja nie miałam nikogo.
Pomimo tęsknoty za domem i faktu, że nie podobało mi się tutaj na początku, coś mówiło mi, żeby zostać i spróbować, bo w końcu nie miałam nic do stracenia.
Wiedząc więc po pół roku, że chcę tu zostać na dłużej, szukałam rodziny sponsorującej, bo planowałam tutaj skończyć edukację. Udało mi się to i trafiłam do bardzo fajnej rodziny, z którą utrzymuję kontakt do dzisiaj. Moją jedną zasadą było zostać w USA legalnie, więc sponsorowanie przez college było moją jedyną opcją.
Pierwsze trzy, cztery lata były bardzo trudne i dalekie od jakiegokolwiek amerykańskiego snu. W tym czasie poznałam mojego męża, zaczęłam pracę w amerykańskim banku, ukończyłam wymarzony college, a później studia magisterskie. W międzyczasie urodziło nam się trzech synów: David ma 14 lat, Kuba 12 a Pawełek 2,5 roku.
Co myślę o stanach po osiemnastu latach? Czy mój amerykański sen się spełnił? Szczerze myślę, że dopiero zaczyna się spełniać. Długo zajęło nam wychodzenie na prostą i dorabianie się. Zarówno ja, jak i mój mąż zaczynaliśmy wszystko od zera, nie mieliśmy tutaj rodziny ani pomocy, więc do wszystkiego dochodziliśmy powolutku sami.
Czym jest dla mnie amerykański sen? To możliwość rozwoju, wyrażania swojej opinii i realizowania marzeń.
Teraz po czterdziestce, z bagażem doświadczeń, pokorą i świadomością tego, co tak naprawdę w życiu się liczy, postanowiłam dzielić się moją historią na Instagramie i Youtube. Opowiadam o tym, jakie były nasze początki, jak udało mi się ukończyć wymarzone studia w USA, jak wygląda tutaj życie, obalam mity itd. Chcę, aby ludzie wiedzieli, że mając tylko marzenia, chęci i ciężko pracując, można dojść do czegoś. Pod warunkiem, że się tego bardzo pragnie.
Mój amerykański sen cały czas się spełnia. I nie chcę się z niego jeszcze budzić, bo mam wiele do zrobienia i przekazania.
Polska mama w USA
Instagram: @polska_mama_w_usa
FB: www.facebook.com/polskamamawusa
[…] Palm Springs są jednym z cudów natury Ameryki zachodniej oraz największym skupiskiem palm wachlarzowych na świecie, to tutaj zobaczyć można […]