Felietony

Kobieta, mniej więcej w moim wieku, patrzy na mnie i próbuje mi wytłumaczyć, co widział jej ojciec:

Taka malutka była – palce odmierzają około trzech centymetrów. – Taki mały człowieczek, a kiedy spojrzał na nią, zakryła oczy ręką.

Kobieta jest kuzynką mojego męża, zamężną, wykształconą, zajmującą kierownicze stanowisko w dużej, rządowej firmie. Właśnie ta kobieta próbuje mnie przekonać, że jej ojciec widział żeńskiego dżina, tak, podobnego do tego, który pojawia się w baśni o Ali Babie. To wszystko dzieje się w XXI wieku, na śmiertelnie poważnie.

Staję twarzą w twarz z tą rzeczywistością każdego dnia. Gdybym przyjechała do Kenii mając dwadzieścia lat, zaczęłabym myśleć tak jak oni albo bym zwariowała. Już kiedyś ktoś próbował mnie przekonać, że oszalałam, wiem jak to działa. Kiedy tkwisz samotnie w określonym kontekście, musisz być pewnym kim jesteś. Tu nie ma miejsca na wahanie. Twoje własne wątpliwości zostaną wykorzystane przeciwko tobie.

Dżiny, demony, duchy trzymane w komórkach, dzisiaj, tu i teraz. Nasz polski czarny kot to pikuś w porównaniu z przesądami panującymi w Kenii. Wielu ludzi wierzy tu w ciemne moce równie mocno jak w Boga. Demony nieustająco walczą o ich dusze, im więcej i żarliwiej się modlisz, tym smakowitszym stajesz się celem. Ta idea jest skonstruowana jak gra psychologiczna, labirynt bez wyjścia. Biznesmen robiący codziennie kilkumilionowe transakcje modli się o oczyszczenie pościeli przyniesionej ze sklepu, bo sklepikarz jest innego wyznania. Mnie w pierwszej kolejności przychodzi do głowy pranie w temperaturze 90 stopni, nie mam jednak odwagi powiedzieć tego głośno. I tak za ewentualną wysypkę lub inną alergię winne będą nieczyste duchy, taka nowa nomenklatura mikrobiologiczna. W nocy budzą się przekonani, że ktoś na nich patrzy; kiedy brakuje im tchu, demony maczają w tym niewidoczne paluchy. Niby wszystko wygląda normalnie, ale nic normalne nie jest. Przy drodze znaki reklamujące doktorów od “czarnych mocy”. Ofiara z baranka mile widziana, krew musi się polać. Każde nieszczęście ma autora i reżysera. Tak jak szczęście.

Najgorsze jest manipulowanie rzeczywistością, nic nie jest proste i oczywiste. Bóg uzdrawia i decyduje o wszystkim, ale gdy mówię, żeby się modlili zamiast brać lekarstwa, to odpowiadają, że Bóg przez te lekarstwa ich uzdrawia. Plączą się. Z jednej strony Bóg może wszystko, z drugiej nie może nic, potrzebny jest człowiek, którym on się rzekomo posługuje. Czyli ja robię coś dobrego, a oni dziękują Bogu.

W telewizji szamani zwani pastorami dokonują cudów przed kamerami w imię Boga, krzyki, jakie temu towarzyszą bardziej przypominają jednak odgłosy z piekła niż anielski śpiew. Śmieszne i straszne. Niedziela też jest głośna. To jak próba sił, kto będzie głośniejszy i mimo że mieszkamy z dala od wszystkiego, w upalnym powietrzu słychać dobiegające zawodzenie.

Ktoś kiedyś powiedział, że w Afryce wierzą wszyscy. W Kenii to się sprawdza. Są tu różne wyznania i sekty, ale niewielu przyznaje się do ateizmu. Patrzą na mnie dziwnie, uśmiechają się pod nosem. Ja robię to samo. Każdy wie lepiej. Oni stoją razem, ja znowu sama. Afryka nie jest moim domem, znowu szukam czegoś do wynajęcia…

5 1 vote
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze