Felietony

Punkt dwudziesta. Zaczęło się. Wychodzimy na balkon.

W niebieskim i różowym powietrzu wibrują oklaski. My też klaszczemy. Wśród aplauzu trzaskania garnkami, pokrywkami, sprzętem kuchennym, czymkolwiek byleby grało, by przecinało bezruch. Fanfary w stopklatce świata. Tym razem świat się nie zachwiał. Świat się wyłączył, jakby mu ktoś wyciągnął czarny kabelek z gniazdka, w gniazdu zamiast prądu płynął sobie zgiełk. Jak nakręcany bąk-zabawka nie wytrzymał dłużej. Stanął biedaczek, a my jak dzieci zdziwieni, zawiedzeni. Mamo, ale co teraz z nami będzie? Gdzieś w oddali do braw dołączają łodzie i jachty. Dźwięki ich morskich syren, te nieludzkie odgłosy, są jak organy wodnego kościoła.

Co wieczór przeszywają mnie od nich ciarki, obejmują kark, woreczki łzowe i to miejsce, gdzie ściska ze wzruszenia albo strachu.

Połykam to dziwaczne uczucie i najpierw myślę o francuskich lekarzach, potem staje mi przed oczyma mama narzeczonej mojego brata, lekarka z Polski. W tym miejscu zaczynam klaskać głośniej. Dla niej i dla polskich medyków. Kiedyś na studiach miałam praktyki w szpitalu. Śląsk, smutne korytarze, smutni pacjenci. Widzę ten szpital, ale nie chcę tam wracać. Wzdrygam się, uciekam od polskiego szpitala i rozglądam dookoła. Pełne oklasków balkony sąsiadów są teraz jak trybuny. Moje myśli krążą po stadionie. Jakim stadionie? Nieważne jakim. Jakimś wielkim, pełnym wrzawy, wrzasku, słońca, piwa i potu.

Brawa jak te tu dla służby zdrowia, ale stokroć głośniejsze.

Tysiące rozgorączkowanych dłoni, rozwrzeszczanych krzepkich gardeł, rozbawionych gęb, gorąca gruba kiełbasa, tłuszcz, tłuszcza, ślina, piana z kufli i ust. Czterdzieści cztery biegające nogi, naprężone muskuły, mała skórzana kulka. Gol!!! Szaleństwo! Świat oszalał. Świat to piłka. Turla się, odskakuje, leci, zawraca, skręca, wiruje. Jest tak głośno, tak emocjonująco. Czy to na pewno takie ważne? Tak, to przecież… goooool!!!!!!!!!!!!

Wciąż jesteśmy na balkonie. Niewielkie bloki w odcieniu eozyny, małe domki pokryte dachówką, senne morze o trzech kolorach jak niebieski agat koronkowy.

Nasze osiedle, nasze mrowisko. Oklaski jeszcze się rozchodzą, rozpraszają w zastygłym powietrzu. A ja myślę o centrach handlowych, niewielkich jak okoliczne budynki i olbrzymich jak wieżowce z odległych miast. Markety pełne mrówek z papierowymi torbami, mrówki gonią od witryny do witryny, od logo do logo, tam i z powrotem, tam i siam. Niezmordowane, w dżinsach, w sukience, w trampkach, po trampki, na szpilkach, po szpilki, w dobrym garniturze, w podłym nastroju, pochopnie, po pracy, do pracy, w poszukiwaniu, w pośpiechu, w rozdrażnieniu, w niemyśleniu. Mrówki chcą jeść, mrówki chcą się bawić, mrówki chcą kupować, głosi wielkie hasło reklamowe, migoczą literki. Mrówki nie potrafią ustać. Jest tak głośno, tak emocjonująco. Świat jest jak mała skórzana torebka z czerwonym portfelem na zatrzask. Co rusz się tam wkłada i wyciąga palce, gmera, miętosi nerwowo. Czy to na pewno takie ważne? Klik – klak! Tak, to przecież wyyyyprzedaż! 

Na dziś wystarczy, koniec braw.

No to zawracamy z balkonu, rozsiadamy się w fotelach, na kanapach i puchatych sofach. Słuchawki na uszy, ekrany w oczy. Odpalamy nasze niebieskie ledy. Ledy świecą na biało dla niepoznaki, bo są morzami. Płyną niebieskim elektrostrumieniem. Tysiące fal, jedne nieśmiałe, cichutkie, inne wysokie przerażające jak elektro-tsunami. COVID 19, wirusy na klamkach, gospodarka leży, pan Darek z Opola, czyjeś dziecko, że z balkonu, że prezydent, że ona to zrobiła, że tam doszło do tego, że masakra, że kraksa, że oni przeoczyli, że rząd, że teges, że mandat, że nierząd, że tak to absolutnie nie, a że tak to tylko tak, że zalecają, że odradzają, że to i owo, że wina, że nieprawda, że koniec końców. Zła wiadomość to dobra wiadomość, a wszystkie one rozbijają się o brzegi czaszek. Trzęsienie ziemi, ale zamiast wieżowców trzęsą się  telewizory, fony, ajfony, telefony. Świat jest jak skołowana głowa nad ekranem komputera. Kochanie, ale czy mogłabyś? Nie. Jak to nie? No nie! Ale czemu? Co ty robisz i czy to na pewno takie ważne? Tak, to przecież najnowszy news!!

Niebieska pozytywka wygrywa ostatnie dźwięki kołysanki.

Moja mała dziewczynka już śpi, oddycha miarowo, lewy policzek drgnął. Znów wychodzę na balkon, różowy księżyc wisi wysoko na dwóch nitkach, nie rusza się, udaje że nas nie widzi, chyba ma nas wszystkich serdecznie dość. Jest tak cicho, tak nieruchomo. Słyszę je, moje serce. Świat to tylko jedno pytanie, przebiło się między dwoma uderzeniami. Co jest dla ciebie naprawdę ważne i dlaczego akurat to?

0 0 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze