Felietonyideal

Co mi dał wyjazd za granicę? Biegłą znajomość języka angielskiego, inne spojrzenie na otaczający mnie świat, więcej empatii w stosunku do ludzi i poczucie bezpieczeństwa finansowego. Co mi zabrał? Czas nie do odzyskania z moimi bliskimi, życie towarzyskie i pewność siebie. Od jakiegoś czasu zadaję sobie pytanie, a co by było, gdybym jednak zdecydowała się pozostać w Polsce i toczyć codzienną walkę o godne życie, tak jak większość naszych rodaków mieszkających w kraju? Czy byłabym szczęśliwsza? Czy byłabym w stanie spełniać swoje małe, wielkie marzenia, tak jak udało mi się to tutaj? 

Wyjeżdżając do Szkocji, nie zastanawiałam się szczególnie nad minusami życia na obczyźnie. Byłam zła na Polskę. Byłam zdeterminowana i gotowa na zmiany, chciałam poczuć, jak to jest wieść wygodne życie i nie musieć żyć od pierwszego do pierwszego.  Byłam tak podekscytowana nowymi możliwościami, że zupełnie zapomniałam zastanowić się nad konsekwencjami wyjazdu, a były one nieuniknione. Zresztą zawsze byłam w gorącej wodzie kąpana. Ja sobie rady nie dam? Oczywiście, że dam! No i wyjechałam, zostawiając za sobą wiele bliskich mi osób. Gdy o tym myślę w tej chwili, to wiem, że naprawdę nie zdawałam sobie sprawy z tego, że moje życie w tamtym momencie ulegało diametralnej zmianie. Spakowałam kilka książek, trochę ubrań i wsiadłam na pokład samolotu z uśmiechem na twarzy i przekonaniem, że wszystko się dobrze ułoży.  Bardzo się cieszę, że mój partner zdecydował się mi towarzyszyć. Bez niego nie miałabym najmniejszych szans na samotne przetrwanie w innym kraju.

Pierwsze miesiące na obcej ziemi były bardzo ekscytujące. Nowe mieszkanie, otoczenie, inna kultura. Oboje musieliśmy zaaklimatyzować się w nowych miejscach pracy, starać się przełamywać bariery językowe. Chcieliśmy poznawać tutejsze obyczaje, próbować zrozumieć szkocki akcent i nie mogliśmy się nadziwić temu, że stanie w kolejce do autobusów to bardzo poważna sprawa! To nie trzeba się upychać, przepychać, walczyć o miejsce? Czegoś takiego to ja nie widziałam i wierzcie lub nie, ale była to pierwsza rzecz, która mnie urzekła w tym mieście. Miłość od pierwszego wejrzenia! Wszystko było dla nas nowe, a przyszłość mieniła się w kolorowych barwach. Życie układało się po naszej myśli.

Gdy wyjeżdżałam, moje jedyne obawy na pewno nie dotyczyły ludzi, z którymi będę miała do czynienia. Nigdy nie miałam problemów z nawiązywaniem relacji międzyludzkich i bez problemów poznawałam nowych ludzi. Pierwsza toksyczna osoba, którą miałam nieprzyjemność spotkać na swojej drodze była znajomą z pracy. Na początku bardzo sympatyczna, pomocna, moja rodaczka. Myślałam sobie wtedy, że lepiej trafić nie mogłam, ale po kilku tygodniach maska opadła i szydło wyszło z worka. Nawet teraz trudno mi o tym pisać.

Każdego dnia zastanawiałam się, jaka atmosfera dziś będzie w pracy. Głupie żarty, sianie niepewności, chłodne spojrzenia, a następnego dnia wszystko znowu wracało do normy, jakby nigdy nic się nie stało. Czy to ja coś złego zrobiłam? To pytanie codziennie nie dawało mi spokoju. Byłam zbyt niedoświadczona, żeby skonfrontować się z tą osobą.  Bałam się, że mogę stracić pracę. Jedynym rozwiązaniem było przeczekanie gorszych dni, przebrnięcie przez kolejny nieprzychylny dla mnie dzień. Wtedy jeszcze nie byłam świadoma tego, że ze mną jest wszystko w porządku, że to nie ja byłam źródłem problemu, ale będąc w obcym kraju, z dala od swojej strefy komfortu, ma się inną perspektywę.  

Zmieniłam pracę przy najbliższej nadarzającej się okazji, a tutaj niespodzianka! Jeszcze więcej toksycznych osób, które z niewiadomych dla mnie powodów przyciągałam jak magnesy. Jestem pewna, że w Polsce również miałam styczność z wampirami energetycznymi, ludźmi toksycznymi, ale tak bardzo mi to nie doskwierało, ponieważ miałam swoich bliskich, przyjaciół i znajomych, do których mogłam się zwrócić i momentalnie odbudować wiarę w ludzi. Tutaj nie było to takie łatwe.

Często nie miałam się do kogo odezwać, dopiero poznawałam ludzi, zaczynałam wszystko od początku. Uważałam siebie za osobę bardzo towarzyską, potrzebowałam kontaktu z drugim człowiekiem, a trafiałam na ludzi, którzy albo chcieli mnie wykorzystać w taki czy inny sposób i udawali życzliwych, albo totalnie nie nadawali na tych samych falach co ja. Znalazły się jeszcze osoby, które wydawały się w porządku, ale spójrzmy prawdzie w oczy, nie wszyscy będą chcieli dodawać nowe znajomości do swojego już sprawdzonego grona lub po prostu nie mają ochoty zadawać się z obcokrajowcami. W pewnym wieku nie jest już tak łatwo zawierać bliższe przyjaźnie. Stajemy się bardziej ostrożni, prawdopodobnie nasza selekcja też jest bardziej restrykcyjna, a i wybór nie jest znowu taki duży.  Przekonałam się o tym na własnej skórze.

Znajomości z Polski pomału umierały śmiercią naturalną. Wydaje mi się, że każda z nas wie, jak wygląda “urlop” w Polsce. Jedziemy, żeby odpocząć, a kalendarz jest tak zapchany, że nie ma czasu na porządny sen. Ja się w pewnym momencie poddałam i musiałam wybierać z kim mam czas się spotkać, a z kim nie. Nie wszystkie relacje mogą przetrwać bez spotkań twarzą w twarz. Nie wszyscy czują się komfortowo, rozmawiając przez telefon, pisząc maile czy kontaktując się przez media społecznościowe. Nic nie zastąpi spotkania przy winku czy kawce. Nigdy nie byłam najlepsza w okazywaniu swoich słabości. Zawsze trudno było mi przyznać, że jest mi źle i potrzebuję z kimś porozmawiać. Gdybym wiedziała to, co teraz wiem, możliwe, że moje życie ułożyłoby się trochę inaczej.

Po ośmiu latach w Szkocji w końcu mogę stwierdzić, że dorobiłam się grupki przyjaciół, na których mogę liczyć i którzy w niesamowity sposób wzbogacają moje życie. Jednakże były to długie lata, pełne wielu samotnych wieczorów i prawdopodobnie kilku załamań nerwowych. Patrząc na portale społecznościowe rodaków mieszkających za granicami Polski, widzę radość, dobrobyt, piękne zdjęcia z egzotycznych wycieczek i to był także mój cel. Lepsze życie dla mnie i mojego partnera. Na Facebooku czy Instagramie nie ma miejsca na smutki i żale, a przynajmniej nie było osiem lat temu. Mało kto pisał o tęsknocie tak wielkiej, że czasami jest nie do zniesienia. Czy zdecydowałabym się wyjechać, gdybym miała tę samą wiedzę, którą teraz posiadam? Naprawdę nie wiem, zastanowiłabym się nad tym milion razy.

Mariola Ruder

4.9 14 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Gosia
Gosia
2 lat temu

Nie kazdy teskni, ja znalazlam w Holandii moje miejsce na Ziemii. W Polsce jako nauczycielka walczylam 7 dni w tygodniu zeby finansowo jakos wyjsc. Po urodzeniu corki poleglam. 13tki nie dostalam bo macierzynski, godziny mi zabrali. Jako samotna matka zostalam znokautowana przez wlasny kraj. W Holandii nawet jako sprzataczka i opiekunka dostalam max wsparcia, sympatii. A jak stanelam przed klasa znowu po jakims czasie to wiedzialam ze to jest to….. Mam najwspanialszych przyjaciol i prace. Nie tesknie za Polska.

Jo
Jo
1 miesiąc temu

Na Facebooku czy Instagramie nikt nie piszę o negatywnych aspektach emigracji, ba! Nawet od osób, które wyjechały przede mną nie słyszałam zbyt wielu szczerych opowiadań nt. tego jak się żyje w Anglii. Myślę że przyczynia się do tego to że te osoby nie chcą wyjść na takie którym ‘się nie udało’ za granicą. Dlatego pielęgnują ten obraz sielankowego życia ‘na Zachodzie’, a umówmy się, nie jest to takie trudne przy dobrych zarobkach. Druga sprawa jest taka że ci, którzy zostali w kraju często nie rozumieją narzekań na Anglię bo sami mają idealistyczny obraz ‘Zachodu’ i zawsze im się wydaje że… Czytaj więcej »