Felietonywhite and red wooden house miniature on brown table

Każdy, kto miał kiedyś okazję kupować dom, wie, jakie to stresujące wydarzenie w życiu człowieka. Ekscytacja z nowego nabytku połączona jest z nerwami związanymi z braniem kredytu, pakowaniem się, przeprowadzką.

Niedawno miałam przyjemność sama tego wszystkiego doświadczyć. Udało się nam znaleźć kupca na nasze mieszkanie i dosyć szybko znaleźliśmy dom, na który sami złożyliśmy ofertę. Wizyta u doradcy finansowego, prawnicy, milion potrzebnych dokumentów. Wszystko udało się jakoś ogarnąć. Powiedziano nam, że cały proces powinien zająć około czterech do pięciu miesięcy. W tym czasie prawnicy wykonują swoja robotę: sprawdzają, czy z nowym domem nie ma jakiś problemów prawnych, konsultują plany rozbudowy w okolicy oraz weryfikują ewentualne zagrożenia w postaci potencjalnych powodzi, tąpnięć itp.

W końcu nadchodzi ten piękny, długo wyczekiwany dzień, kiedy słyszymy, że jesteśmy gotowi na wymianę kontraktów.

Ale jak to? Wymiana kontraktów dopiero na koniec całego procesu? A no właśnie. Dopóki wszystko nie jest posprawdzane przez prawników, nie można podpisać kontraktu i każda ze stron ma prawo się wycofać z procesu kupna i sprzedaży, ponosząc jedynie koszty opłacenia swoich prawników. A co z drugą stroną? A no musi sobie zacząć szukać nowego domu bądź też nowego kupca. 

Wszystko komplikuje się jeszcze, kiedy w proces zaangażowanych jest więcej niż dwie strony, gdzie tylko jedna strona sprzedaje, a druga kupuje (tzw. transakcja bezłańcuszkowa; chain free).

Wtedy dopiero zaczyna się prawdziwa zabawa. A im więcej jest stron w łańcuszku, tym więcej potencjalnych problemów. Zwłaszcza pod koniec procesu, gdyż wszystkie te strony powinny wymienić się kontraktami, a potem zakończyć proces i wyprowadzić się ze sprzedawanego domu tego samego dnia (completion day). 

W teorii wygląda to tak, że do południa, należy opróżnić swoją posesję, aby następnie około 13:00 móc odebrać klucze do nowego domu. W praktyce zdarzają się historie, że klucze do nowego domu są oddawane z opóźnieniem, a ludzie muszą czekać w vanie, aż w końcu zostaną przekazane, bo sami klucze do swojego domu już oddali. Zdarza się, że ludzie, zapewnieni przez swoich prawników, że do wymiany kontraktów dojdzie konkretnego dnia, składają wypowiedzenie wynajmu swojego mieszkania, a okazuje się, że jest poślizg w papierach albo któraś ze stron nie może/nie chce, wyprowadzić się wcześniej, więc ludzie, którzy złożyli wypowiedzenie, mieszkają przez parę tygodni u znajomych. 

Za pierwszym razem, gdy kupowaliśmy mieszkanie, mieliśmy to szczęście, że była to transakcja bezłańcuszkowa. Ja byłam wtedy w ciąży i zależało nam na szybkiej przeprowadzce. Sprzedający w pewnym momencie znaleźli sobie nowy dom i chcieli tę transakcje dodać do łańcuszka, na co my się jednak nie zgodziliśmy, ze względu na bliski termin porodu. Z tego co wiem, mieszkali oni później przez parę miesięcy w swoim kampervanie.

Za drugim razem nasz łańcuszek był całkiem długi. Nasza oferta kredytowa była ważna do 5 stycznia, a od czasu, kiedy ją dostaliśmy, stopy procentowe poszybowały do góry. Dlatego zależało nam na przeprowadzce przed świętami. Naiwnie miałam nadzieję, że okres świąt spędzę, rozpakowując się i urządzając swój nowy dom.

Niestety, ze względu na nasz łańcuszek i brak porozumienia co do daty przeprowadzki święta spędziliśmy na pudłach, z bardzo ograniczona ilością ubrań oraz bez kuchenki, którą elektryk nam wcześniej odłączył. 

Na pewno były to święta, które będę długo pamiętać. Teraz jednak wiem, że łańcuszki lubię jedynie dekoracyjne: zawieszone na szyi albo zdobiące choinkę. A jeżeli zdarzy mi się jeszcze kiedyś kupować dom, będę się szczegółowo dopytywać o ilość stron zaangażowanych w proces i o ile będzie to możliwe unikać łańcuszków.

Justyna Kloc

5 1 vote
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze