Felietonyopowieść o Szwecji

Mieszkanie i praca w Brukseli były moim celem już od czasów studiów magisterskich. Nie jest to nic dziwnego czy nadzwyczajnego dla osoby studiującej nauki polityczne, ze specjalizacją europeistyka. Bruksela zawsze była dla mnie stolicą europejską, siedzibą instytucji unijnych, miastem mądrych i eleganckich lobbystów i pracowników organizacji międzynarodowych ze wszystkich państw członkowskich UE. Tak przynajmniej przedstawiano Brukselę na studiach. W moich wyobrażeniach najczęściej ci wszyscy wytworni i ważni ludzie jeździli na rowerach, jadali biznesowe lunche w różnych restauracjach, spotykali się na eventach networkingowych i starali się rozwiązywać bieżące problemy polityki europejskiej. Należy dodać w tym miejscu, że w mojej głowie całe to ratowanie świata odbywało się zawsze w języku angielskim. Bardzo podobny obraz Brukseli widziałam również podczas wyjazdów służbowych, delegacji, grup roboczych, wizyt studyjnych i krótkich pobytów turystycznych i właśnie o takiej Brukseli od zawsze marzyłam.

Marzenia się nie spełniają – marzenia się spełnia, a przynajmniej dąży do ich spełnienia. Tak było, a właściwie jest w moim przypadku. We wrześniu udało mi się dostać pracę w dużej międzynarodowej korporacji w obszarze advocacy i przeprowadzić na stałe do Brukseli. I tutaj nastąpiło zderzenie moich wyobrażeń z rzeczywistością. 

Po pierwsze nie można jednocześnie stołować się codziennie w drogich restauracjach, wynajmować mieszkania w najbardziej prestiżowej lokalizacji oraz uczęszczać do najdroższej siłowni w mieście. Dlaczego?

Przyczyna jest bardzo prosta – przeciętnego expata zwyczajnie nie stać na takie luksusy. Wyjątkiem są osoby zatrudnione na wysokich stanowiskach w organizacjach międzynarodowych, ale tam również obecnie można zauważyć kryzys finansowy. Nie pierwszy zresztą w historii. Niemniej jednak temat zarobków w Brukseli zdecydowanie zasługuje na osobny artykuł. 

Z czego zatem można zrezygnować, żeby dalej czuć klimat brukselskiej elity międzynarodowej? 

Na pewno można zrezygnować z mieszkania w centrum miasta lub w okolicach tzw. EU buble czy bliżej NATO. Większość osób wybiera lokalizacje z dala od centrum miasta, gdzie ceny są nieco niższe. Najczęściej wybieranymi dzielnicami są Woluwe ze względu na bliskość centrum i zielone otoczenie oraz obrzeża miasta, jak Mechelen czy Zaventem, skąd dojazd do centrum jest stosunkowo dobry.

Belgowie, mam wrażanie, że chętniej wybierają okolice innych większych miast, jak np. Gandawy czy Antwerpii. Samej Brukseli zazwyczaj nie lubią ze względu na korki, tłok, turystów oraz expatów mających nieco mylne wyobrażenie o tym mieście. 

Często też rezygnuje się z innych przyjemności, jak np. droższa siłownia na rzecz biegania w pobliskim parku (muszę przyznać, że Bruksela jest wyjątkowo zielonym miastem) lub jeżdżenia na rowerze (co z kolei pozwala również zaoszczędzić pieniądze na przejazdy komunikacją miejską lub taksówkami), bo pogoda dobra na rower jest praktycznie przez cały rok.

Szczerze mówiąc, nie znajdzie się też w Brukseli nowoczesnych siłowni. Jest kilka znanych światowych i lokalnych marek jak Aspria czy Basic Fit, ale mam wrażenie, że w Warszawie miałam znacznie większy wybór.

Jednak, jak napisałam wcześniej, można za to korzystać ze spacerów, biegania w plenerze czy jazdy na rowerze, co na pewno jest zdrowsze. Poza tym położenie Brukseli sprawia, że praktycznie co weekend można wybierać się na mniejsze lub większe wycieczki za miasto, a także na tzw. city break np. do Paryża czy Londynu, bo wszędzie jest blisko. 

Co ciekawe raczej nikt w Brukseli nie rezygnuje z jedzenia na mieście. Zdecydowanie można tutaj zjeść o każdej porze dnia i nocy, a restauracje znajdziemy dosłownie wszędzie, a na pewno częściej niż sklepy spożywcze czy drogerie.

Mam wrażenie, że średnio na jeden sklep spożywczy przypadają trzy-cztery restauracje, a na jedną drogerię, powiedziałabym, że nawet sześć czy siedem. Mieszkańcy Brukseli rzadko jadają w domach. Nie istnieje też właściwie, znana bardzo dobrze w Polsce, koncepcja diety pudełkowej. Jest jedna firma z Holandii, prowadzona zresztą przez Polaków, ale w samej Brukseli nie cieszy się zbytnią popularnością.

Może chodzi o to, że bardzo ciężko jest w Brukseli dostarczyć coś pod drzwi – właściwie to się nie zdarza. Budynki często są bowiem zamykane, więc paczki lądują pod głównym wejściem, czasami w holu, czasami pod innym adresem – np. w pobliskiej restauracji. Niektóre lokale mają system szafek, ale dostawcom ciężko się do nich przyzwyczaić. 

Poza tym Bruksela jako miasto jest wyjątkowo belgijska, a nie europejska, jak początkowo zakładałam.

Pamiętam z jakim entuzjazmem się tutaj przeprowadzałam i jak po cichu śmiali się ze mnie ci, co mieli okazję już tutaj mieszkać. Moja koleżanka Magda, która mieszka tutaj już ponad rok, wprost stwierdziła, że Bruksela to stan umysłu i że po kilku miesiącach w tym mieście nie potrzeba opłacać kursów mindfulness… Po moich tylko czterech miesiącach w Brukseli zdecydowanie jestem gotowa przyznać jej rację. 

Dlaczego? Otóż w Brukseli wszystko dzieje się we własnym tempie. Kiedy nawet expaci z Hiszpanii czy Włoch przyznają, że w Brukseli długo trwa załatwienie spraw urzędowych, to coś w tym musi być. Zresztą nie tylko urzędowych!

Otóż usunięcie powodzi w pralni w moim budynku (tak, w Brukseli najczęściej pralka i suszarka są we wspólnym pomieszczeniu do wspólnego użytku – chyba, że masz większe mieszkanie, to wtedy twoja pralka i suszarka mają osoby pokój) zajęło im ponad tydzień. Argumentacja na moje maile, telefony i wpisy w social mediach (naprawdę było dużo wody – płynęła od pralni do komórek lokatorskich, przez śmietnik i windę) była następująca:

Tylko Ty nam to zgłaszasz… Martwisz się jako jedyna o ten budynek – zrobiłam śledztwo, wszyscy mieszkańcy zgłaszali

Mechanik złamał duży palec u nogi i wylądował na ostrym dyżurze i dlatego nie będzie go o 09:00, ale po 12:00 już na pewno przyjdzie – wymówka jak z podstawówki 

Ty chyba nie widziałaś wielkiej wody – no akurat widziałam Wrocław 1997 – odsyłam na Netflix

Jednak do takiego podejścia można się przyzwyczaić. Nawet jest to dość zabawne, a poza tym człowiek zaczyna doceniać małe rzeczy, jak np. możliwość zrobienia prania. 

Poza tym mam wrażenie, że rdzenni mieszkańcy i władze miasta starają się na każdym kroku podkreślać swoją tożsamość. Dlatego też warto znać chociażby podstawy francuskiego i/lub niderlandzkiego, czego o sobie niestety powiedzieć mogę, mimo że usilnie próbuję się uczyć tych języków, bo to bardzo pomaga chociażby w rozpoczęciu rozmowy i nawiązaniu kontaktu.

Czego tak naprawdę nie lubię w Brukseli i do czego nie mogę się przekonać, to poczucie, że na każdym kroku pracownicy każdego sektora robią łaskę, że wykonują swoje obowiązki służbowe.

Mam wrażenie, że o każdą oczywistą rzecz trzeba grzecznie poprosić, a następnie spokojnie poczekać. Jako pracoholiczce z Polski okropnie mi to przeszkadza i żyjąc tu już kilka miesięcy, nie jestem w stanie się do tego przekonać. Niemniej jednak postanowiłam się tego nauczyć. Moim zdaniem nic nie dzieje się bez przyczyny, więc może właśnie tego na tym etapie w życiu potrzebowałam.

Biorąc pod uwagę powyższe, zdecydowanie mogę potwierdzić, że Bruksela to stan umysłu, ale myślę, że bardzo dużo zależy od nas samych i naszego podejścia, jak się tutaj odnajdziemy.

Nauczyłam się do tej pory jednego: Nie zmienisz ludzi od razu, a przyjeżdżając do danego miejsca, należy szanować lokalną kulturę, zwyczaje i podejście. W końcu to ja u nich jestem gościem… Czy zostanę na dłużej? Czy się odnajdę? To w dużej mierze zależy ode mnie i mojej otwartości na inne, a inne nie znaczy gorsze czy lepsze, tylko inne.

Anna Biernacka-Rygiel

PROMOCJA!

Uczysz się czegoś? W takim razie naucz się, jak się uczyć. Poznaj proste techniki efektywnej nauki, które możesz wprowadzić w życie od zaraz i cieszyć się lepszymi wynikami, niezależnie od dziedziny nauki. Zapomnij o wkuwaniu, ucz się mądrze!

Ten ebook jest dla Ciebie, jeśli:

  • masz dość wkuwania, po którym i tak niewiele pamiętasz,
  • przytłacza cię ilość materiału, który musisz przyswoić na sprawdzian albo egzaminy,
  • czujesz frustrację, bo od lat uczysz się języka obcego, a wciąż brakuje ci słów,
  • poświęcasz na naukę mnóstwo czasu, ale wyniki Cię nie zadowalają,
  • jesteś rodzicem, nauczycielem lub korepetytorem i nie wiesz, jak pomóc swoim podopiecznym czy uczniom w codziennej nauce.

Wszystkie techniki opisane w e-booku są oparte na badaniach i eksperymentach naukowych. Niektóre mogą być zastosowane nie tylko podczas nauki, ale także w codziennym życiu, do organizacji czasu czy pracy.

5 4 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Wojtek
Wojtek
1 rok temu

Intereresujacy punkt widzenia.Zaskakuja jednak oczekiwania u osoby
dopiero rozpoczynajacej prace w nowym srodowisku.Dbanie brukselczykow o specyfike miasta wydaje mi sie bardzo pozytywne.

Maggie
Maggie
1 rok temu

Dokładnie tak – zupełnie się o tym nie mówi, ale Belgia ma jedne z najwyższych podatków dochodowych i bardzo łatwo wejść w 56%. Z drugiej strony, Belgia nie jest i pewnie nigdy nie będzie państwem opiekuńczym, więc to może być frustrujące… Życie w Brukseli jest drogie, a rynek mieszkaniowy mocno specyficzny. Jeśli komuś wystarcza praca dla idei, to wszystko super, bo tutaj naprawdę bije serce Europy.