FelietonyKolonia

Moja emigracja trwała dwa lata.

To właściwie niezbyt długo, więc może bardziej trafione byłoby słowo „wyjazd”. Zagraniczna przygoda, która miała swój początek i koniec. Miała też trzy wielkie momenty euforii.

Pierwszym było kupno biletu w jedną stronę – zawsze o tym marzyłam, mimo że przecież się nie opłaca. Kupiłam jednak bilet do Kuala Lumpur, bez opcji powrotu do Polski – bo nie miałam pojęcia, kiedy dokładnie wrócę. Wyjeżdżałam na pięciomiesięczny staż, ale zakładałam, że po jego zakończeniu być może będę chciała jeszcze pozwiedzać Malezję. Szczerze mówiąc, wtedy jeszcze nie przypuszczałam, że zostanę w tym kraju na dłużej.  

Drugi, to chwila, w której uświadomiłam sobie, że szalona przygoda się skończyła. To znaczy nadal mieszkałam w Malezji, ale nie było już w tym nic szalonego. Miałam stałą pracę, mieszkanie, chłopaka, krąg znajomych, dodatkowe zajęcia i codzienne rutyny, ulubione jedzenie i knajpki na mieście, w których byłam stałym bywalcem. Stworzyłam sobie nową strefę komfortu na krańcu świata. Przyjemne doświadczenie, bardzo podnosi poczucie własnej wartości – jak nigdy czułam się zaradna, wszechmocna, samodzielna.

Trzeci – znów bilet. Tym razem do domu. Powrót, nareszcie. Miliony myśli, karuzela uczuć, nowy rozdział w życiu. Nie dlatego, że nagle znudziła mi się Azja i mieszkanie pod palmami. Oczywiście, trochę tak właśnie było. To, co z początku nadzwyczajne, spowszedniało. To, co kiedyś było swojskie i dostępne, zaczęło śnić się po nocach: świeży chleb, polski język, wiosenne wieczory. Człowiek zawsze za czymś tęskni. Mimo że wciąż kochałam Malezję (i kocham nadal), wiedziałam, że ten etap dobiega końca. Pojawiły się kolejne plany i pomysły, które zakładały powrót na ojczyzny łono, przynajmniej na jakiś czas.

Powroty są cholernie trudne.

Nigdy nie jesteśmy pewni, że dobrze robimy, tak jak z wyjazdami, ale o ile wyjeżdżając, rzucamy się na głęboką wodę krzycząc „co ma być to będzie!”, o tyle powrót kojarzy się z krokiem wstecz. Nawet jeśli nie towarzyszy mu poczucie porażki, to przecież inni mogą odnieść właśnie takie wrażenie. Że mi się nie udało. Co się musiało wydarzyć, skoro wracam z raju do szarej Rzeczpospolitej?

Oczywiście, znów będę tęsknić: za poznanymi TAM ludźmi, za ulubionym jedzeniem sTAMtąd, za miejscami, które zostały TAM, daleko. Ale również za poczuciem wyjątkowości. Chyba mało kto się do tego przyznaje, ale widzę to u prawie każdego ekspata z Zachodu żyjącego w Azji. Lubimy czuć się niezwykli, być w centrum uwagi, wzbudzać uśmiechy, rozmawiać z przypadkowymi ludźmi na ulicy i opowiadać, skąd jesteśmy. W Polsce znów jestem tylko jednostką w szarej masie.

Powroty mogą być piękne.

Zaczynamy doceniać drobiazgi, których tak nam brakowało na drugim końcu świata: smaki, zapachy, pogodę, przyrodę, język i kulturę. Po powrocie mam wrażenie, że trochę lepiej rozumiem pewne polskie zachowania i naszą mentalność, gdy spojrzałam na nią z dystansu. Już się jej nie wstydzę, ale staram się nie być jej niewolnikiem.

Znalazłam nowe wyzwania i nowe marzenia. Przeprowadziłam się z Gdańska do Krakowa i ta mała „wewnętrzna” emigracja dała mi namiastkę tego, co tak kocham w egzotycznych podróżach – powiew świeżości, możliwość poznawania i eksplorowania nieznanych miejsc. Wcale nie muszę wyjeżdżać daleko, by się realizować na tym polu, wszak uświadomiłam sobie, że totalnie nie znam południa Polski.

Minął rok od powrotu i mogę śmiało powtórzyć za Edith Piaf, że niczego nie żałuję. Nawet wtedy, gdy za oknem szarobura późna zima, a Facebook wciąż uparcie przypomina mi, że dwa lata temu o tej porze biegałam w krótkich spodenkach.

Historia zatoczyła koło, znów punkt numer dwa, czyli kolejny krąg komfortu stworzony w kolejnym miejscu na Ziemi. Wiem, że kiedyś znów przyjdzie czas na kupno tego jednego biletu lotniczego, który zmieni wszystko.

Anna Jadwiga Matelska / Random Travel Stories

5 1 vote
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Awatar użytkownika
5 lat temu

Ja też teraz dopiero odkrywam Polskę. Ba, nawet swoje rodzinne strony dopiero teraz poznaję świeżym okiem. Cóż… być może kiedyś również wrócę do Polski?…