Felietony

Głośno o okresie!

Z czym wam się kojarzy kobiecość? W okolicach marca, miesiąca kobiet, można spotkać się z tym pytaniem dosyć często. Odpowiedzi są różne, jedne bardziej “standardowe”, inne “rewolucyjne”. Niestety, niezmiernie rzadko wśród odpowiedzi można znaleźć miesiączkę. Menstruację. Okres. Krwawienie. Tak jakby nawet świadome siebie, odważne kobiety wciąż wolały nie wspominać tych słów. Bo to wstyd. Albo coś, o czym warto byłoby mówić. 

A przecież były czasy, kiedy pierwsza miesiączka była powodem do świętowania – jako symbol przemiany dziewczynki w kobietę. W niektórych kulturach krwi miesięcznej przypisywało się magiczne właściwości. Gdzieś po drodze coś się zmieniło. Ale co? Nadal większość kobiet na pewnym etapie życia miesiączkuje. Menstruacja jest jednym z najbardziej uniwersalnych “objawów” kobiecości. Bardziej niż makijaż, walka o równość czy macierzyństwo.

Zdecydowanie czas zacząć mówić o niej głośno. Dlatego Polki na Obczyźnie zdecydowały się podzielić swoimi obserwacjami, przemyśleniami i doświadczeniami.

Postawcie czerwone namioty

– Czy byłam przygotowana na dzień, w którym po raz pierwszy dostałam okres? Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że nie – zaczyna swoją opowieść Magdalena. – Nie było internetu. Nie było dostępu do informacji. Świat intymnych zmian, które na mnie czekały docierał do mnie niewielkimi dawkami i często, niestety, zniekształconymi. Dobrym przykładem takiego pseudoźródła wiedzy jest popularne wówczas czasopismo “Bravo”. Kto czytał, ten wie, o co chodzi. 

Tematu w szkole za bardzo nie było. Istniała możliwość zaopatrzenia się w książeczkę o dojrzewaniu dla dziewcząt. Można też było dostać dla chłopców. No, ale wtedy trzeba było być chłopcem. Wymiana książeczkami między płciami przeciwnymi nie wchodziła w rachubę. Dziewczyny dojrzewały między dziewczynami, a chłopaki między chłopakami. 

Jeśli chodzi o dom, to mam wrażenie, że nikt nie przypuszczał, że tak szybko dojrzeję. Wśród kuzynek, choć nie jestem najstarsza, dostałam okres jako pierwsza. Co spotkało się z dość dużym zdziwieniem, a ja sama nie wiedziałam, czy to dobrze czy źle. Pamiętam, że czułam wtedy ogromną niepewność pomieszaną ze wstydem. Wśród koleżanek w klasie nie chciałam się za bardzo wychylać. Także byłam jedną z pierwszych. Ulgę przynosiło mi, gdy na wuefie coraz więcej dziewczyn nie brało udziału w zajęciach, używając magicznego usprawiedliwienia “jestem niedysponowana”. Czułam, że jest nas coraz więcej, że już nie jestem sama i że już nikt nie pamięta, która była pierwsza. 

W liceum każdy pierwszy dzień miesiączki był dla mnie torturą. Skręcałam się z bólu. Wymiotowałam. Za każdym razem musiałam prosić wychowawczynię, aby zwolniła mnie z lekcji. Jeśli miałam szczęście, to udawało mi się złapać autobus do domu. Jeśli nie, to siedziałam na przystanku półżywa, wiedząc, że za dopiero za godzinę lub półtorej będę mogła pójść do łóżka, okryć się kocami, położyć coś ciepłego na brzuchu i po prostu odpocząć. Nie wiem, dlaczego nikt mi nie powiedział, że powinnam iść do ginekologa. Założono chyba, że to genetyczne, że wszystkie przecież cierpimy, a ja nie jestem wyjątkiem.

Gdy rozmawiam z moimi hiszpańskimi rówieśniczkami, to mają przeżycia bardzo podobne do moich. A jak jest dzisiaj? Temat miesiączki w Hiszpanii nie stanowi dziś tabu. Pamiętam jedną z rozmów w pracy w czasie obiadu. Dotyczyła ona stosowania kubeczków menstruacyjnych. Jedna z koleżanek właśnie wypróbowała i z zachwytem zachwalała reszcie. 

Dziewczynki w Hiszpanii mają dostęp do świetnych materiałów o zmianach, jakie je czekają w czasie dojrzewania, w tym także o menstruacji. Oprócz cudownie wydanych książek działają facebookowe grupy i różne platformy, dzięki którym w prosty i wyczerpujący sposób można zaspokoić swoją wiedzę. Miesiączka przestała być tematem tabu. Jest natomiast tematem intymnym. Gdy pytałam hiszpańskie mamy o to, jak przeżywają ten czas, odpowiadały mi, że ich córki nie wstydzą się pytać i wspólnie szukać informacji. Jednocześnie pragną zachować intymność i dzielą się swoimi doświadczeniem tylko z najbliższymi przyjaciółmi. 

Cieszę się, że przez te ostatnie lata COŚ się zmieniło. My kobiety, matki, ciotki, babki, opiekunki przełamałyśmy ograniczające nas tabu, które w jakimś momencie naszej historii nas osaczyło. Nasze córki, siostrzenice, bratanice, wnuczki, podopieczne nie wstydzą się nas pytać, a my nie wstydzimy się być dla nich przewodniczkami i pokazywać im jak piękna jest kobiecość. Miesiączka jest częścią naszej kobiecości. 

I na koniec chciałabym jeszcze dodać, że marzą mi się czerwone namioty we współczesnym świecie. 

Przyjechała do mnie ciocia

O tym, że w niektórych krajach do przełamania tabuizacji okresu jeszcze dużo brakuje, przekonała się Natalia, rozmawiając ze swoją pochodzącą z Rosji koleżanką. Słowa miesiączka czy menstruacja się w tym kraju nie używa. Nie w rozmowach. Najwyżej w medycznych publikacjach czy u lekarza. Jeżeli już naprawdę trzeba, można powiedzieć „te dni” albo „krytyczne dni”, ewentualnie mocno „czerwony dzień kalendarza” lub (między kobietami) „przyjechała do mnie ciocia”. A jeszcze lepiej „mam sprawy” (u menia dieła).

Czemu taki kamuflaż? Bo rosyjskie społeczeństwo jest nie mniej konserwatywne niż polskie (a może nawet bardziej).

We wczesnym ZSRR (lata 20. i 30. XX wieku) często pisano o menstruacji, żeby zdjąć tabu z tego słowa i zjawiska. Prasa partyjna poruszała ten temat niemal w co drugim numerze. Postępowała masowa migracja ludności ze wsi do miast, okres dziewczyny dostawały w wieku średnio 13-14 lat, należało wdrożyć nawyki higieniczne. Poza tym komunizm promował trendy emancypacyjne (kobiety na traktory!). Ale aż do wojny w zakładach i fabrykach, zdominowanych przez żeńską załogę, funkcjonował tzw. urlop menstruacyjny – 1 dzień w miesiącu. Zdarzały się też inne publikacje zwracające uwagę, że umysł kobiety w czasie okresu nie funkcjonuje jak należy, że występuje psychoza miesiączkowa, a kobiety są wówczas skłonne do popełniania przestępstw. Przywoływano przy tym statystyki, że 50% samobójstw u kobiet to właśnie te w czasie miesiączki. 

Im późniejszy ZSRR, tym mniej poświęcano uwagi menstruacji, a najmniej – środkom higienicznym. Podobno największą popularnością cieszyły się materiałowe pasy wielokrotnego użytku, do których przyczepiano domowymi sposobami kłąb waty owinięty w gazę (watę pamiętam też z PRL-u, choć bez pasa, a gaza była wyjątkowo deficytowa). W latach 80. na rynku pojawiły się pierwsze podpaski, nazywane żeńskimi, dość egzotycznymi imionami jak Andżelina czy Weronika. Był to jednak towar tak rzadki, że nadal radzono sobie po domowemu. Pierwsza instrukcja tampaxów pojawiła się w rosyjskim wydaniu „Burdy” z 1989 roku, ale do tamponów odnoszono się bardzo nieufnie (zresztą i tak nie można ich było dostać).

Kilkadziesiąt lat po rozpadzie ZSRR temat miesiączki pozostaje tabu, chociaż na rynku pełno jest różnorakich kolorowych tamponów, podpasek, podkładek, środków ekologicznych itp. Nadal w większości wierzy się w to, że podczas okresu nie powinno uprawiać się sportu, pływać i za dużo ruszać (seks oczywiście zabroniony). Nie można też farbować włosów, bo farba zacznie odchodzić płatami (mnie w Polsce mówiono, że farba wtedy nie chwyci). Absolutnie nie należy w tym czasie robić przetworów w słoikach, bo się nie zakręcą; przy czym koleżanka zapewniała mnie, że raz zaryzykowała i wszystkie zakręcone przez nią w „te dni” słoiki wybuchły. No cóż, ja z kolei pamiętam, żeby nie chodzić wtedy do dentysty plombować zębów, bo plomba nie będzie się trzymać.

Nieczyste

Tabu menstruacyjne potrafi przybrać naprawdę drastyczne oblicza – jedno z nich odkryła niespodziewanie Maja, podążając tropem pendżabskiej architektury. Stare budynki Lahauru, miasta rodzinnego jej męża, zwykle zaopatrzone są w charakterystyczne balkony z drewnianymi przesłonami. Mało który z muzułmańskich mieszkańców metropolii zdaje sobie jednak sprawę z ich tradycyjnego przeznaczenia. Przed podziałem obecna stolica pakistańskiego Pendżabu była zamieszkania przez wyznawców hinduizmu. Religii, która uznaje miesiączkujące kobiety za nieczyste. Z tego też względu, zgodnie z tradycją zwaną chhaupadi, kobiety podczas menstruacji nie mogą przebywać w domu. Chhaupadi znaczy dosłownie nieczysta chata – miejsce odosobnienia dla kobiet podczas “tych dni”. W zależności od warunków mieszkalnych, funkcję “chaty” mógł pełnić również zadaszony i osłonięty balkon. 

Tradycja chhaupadi, w bardzo złagodzonej formie, została pokazana w głośnym indyjskim filmie “Pad Man” (2018) inspirowanym historią Arunachalama Murugananthamiego – mężczyzny, który mierząc się z ostracyzmem społecznym, postanowił zawalczyć o dostępność tanich produktów sanitarnych w Indiach. Film skupia się jednak przede wszystkim na ubóstwie menstruacyjnym i tabuizacji miesiączki, nie zgłębiając tematu restrykcji narzucanych kobietom przez chhaupadi.

Problem jest szczególnie widoczny w sąsiadującym z Indiami Nepalu. Radha Paudel, nepalska aktywistka, wyliczyła, że na miesiączkujące kobiety nałożonych jest 40 restrykcji. Dotyczą nie tylko odosobnienia – dziewczynki podczas okresu nie mogą chodzić do szkoły, kobiety nie mogą wchodzić do kuchni, brać udziału w zgromadzeniach, dotykać mężczyzn, ciężarnych kobiet i dzieci. Nie mogą również jeść konkretnych rodzajów jedzenia. 

Zmuszone do spania poza domem, mogą zostać ukąszone przez węża, zgwałcone i zamordowane. Wiele nastolatek nie mogąc poradzić sobie z restrykcjami, popada w depresję, a nawet popełnia samobójstwo. Wbrew pozorom problem nie dotyczy tylko kobiet z niewykształconych rodzin, mieszkających na prowincji. Moja przyjaciółka, pochodząca z elitarnej i postępowej rodziny, wspomina, że mieszkając w Kathmandu, podczas miesiączki nie mogła dotykać niczego w kuchni. Wolno jej było jeść i pić tylko to, co ktoś jej podał, zawsze w odosobnieniu, oddzielona od reszty rodziny. Nie mogła nikogo dotykać, ani wchodzić do pokoju modlitewnego. Co ciekawe, zaznacza, że przestrzegania tradycji pilnują przede wszystkim inne kobiety – matki, babki i ciotki.

W Nepalu praktyka chhaupadi została zakazana w 2005 roku przez Sąd Najwyższy, a w 2018 została uznana za przestępstwo – każdy kto zmusza kobietę do odosobnienia podlega karze grzywny i ograniczenia wolności do trzech miesięcy. Rządy lokalne również podjęły inicjatywę, zabraniając świadczenia usług rodzinom, które nie puszczają swoich miesiączkujących córek do szkoły. 

Niestety w wielu wypadkach wierność tradycji okazuje się silniejsza niż strach przed karą – chhaupadi w Nepalu wciąż krzywdzi kobiety. 

Swoimi przemyśleniami podzieliły się:

Magdalena Choda

Natalia Wojas

Maja Klemp

5 1 vote
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze