Po ponad dziewięciu latach w Portugalii, a właściwie w Algarve, które, widzę to coraz wyraźniej, od reszty kraju potrafi się różnić w wielu kwestiach, czuję się coraz bardziej sportugalszczona. Stopniowo przejmuję coraz więcej zachowań typowych dla Alagrwijek albo przestały mnie one już dziwić, co więcej już ich właściwie nie zauważam. Oto moja subiektywna lista takich zachowań i kwestii.
Masz zawsze czas, a wszystkie czynności wykonujesz starannie i bez pośpiechu. Jeśli pracujesz na kasie, masz czas na pogawędkę z klientką, obejrzenie danego produktu, poprawienie stroju czy ponowne przeliczenie liczby bułek w torebce. Idąc, dbasz o wyważony krok, nigdy nie pędzisz na złamanie karku, nie spieszysz się z pakowaniem zakupów czy tankowaniem samochodu. Nie wiesz, co to zadyszka.
Hora do almoço (dosłownie godzina obiadowa) to dla ciebie czas święty. Od 12:30 do około 15:00 jesz obiad. Może się palić i walić, nic tego nie zmieni. Jeśli masz pecha i złapiesz gumę o 12:29, będziesz czekać na lawetę dwie godziny, bo jest przecież hora do almoço. Jeśli nie daj Boże, musisz załatwić coś pilnego około 12, nawet nie próbuj, wszyscy mentalnie już analizują menu najbliższej restauracji. Każdy szanujący się pracownik i każda pracowniczka nie pakuje bowiem lunchboxa, tylko udaje się do najbliższej restauracji na prato do dia (danie dnia) sowicie skrapiane winem.
Twoje ulubione danie to bacalhau (suszony dorsz), który Portugalczycy przyrządzają na tysiąc i jeden sposobów.
Ten specyficzny smak śni ci się po nocach, jest twoim najpiękniejszym wspomnieniem z dzieciństwa i wigilii. Co ciekawe, nawet sporo portugalskich dzieci wybierze zamiast pizzy, hamburgera czy makaronu bacalhau jako ulubione danie.
Ryba to podstawa twojego menu. Portugalczyk jest w stanie zaakceptować, że nie jesz mięsa, choć z trudem, ale jeśli jesz ryby, to świat jest w porządku, bo nie umrzesz z braku witamin i mikroelementów.
Kawa to życie.
Portugalczycy mają dziesiątki określeń na różnorodne kawy, ale dzień zaczynają od mocnego espresso zwanego bica. Na bicę do restauracji czy pastelarii (cukiernia) wpada każdy niezależnie od wieku. Rodzajów przyrządzania kawy jest tak wiele, że powstały już pomocnicze plakaty dla zdezorientowanych cudzoziemców. Moja córka, pracując jako kelnerka, codziennie sądziła, że poznała już wszystkie określenia tego napoju, by następnego dnia po raz kolejny zostać zaskoczoną. Pasteleria to niezbędny lokal w każdej wsi, mieście i osadzie. W najodleglejszej dziurze zabitej dechami zawsze gdzieś będzie café lub pastelaria, a przed nimi spore grono zażarcie dyskutujących mężczyzn.
Jeśli mówimy o dyskusji, to żaden temat tak nie rozpali spokojnych zazwyczaj Portugalczyków jak piłka nożna. Każda osoba w tym kraju ma swój ulubiony kolor spośród tych trzech: zielony (Sporting), czerwony (Benfica) i niebieski (Porto), a pytanie o tę preferencję nie jest niczym dziwnym. Telewizyjne wiadomości są niewiarygodnie długie, bo po przeleceniu polityki, zaczyna się dział sportowy, oczywiście poświęcony piłce nożnej. Jest niezliczona ilość kanałów telewizyjnych i czasopism poświęconych tylko temu sportowi. Ronaldo to bóg. Niezależnie od tego, co zrobi, bogiem pozostanie. Każdy chłopak chce być Ronaldo, a jeszcze bardziej rodzice chcą, by ich synowie byli Ronaldo. Treningi w klubie piłkarskim są brane bardziej na serio niż szkoła, są nawet wywiadówki!
Bez deseru nie ma obiadu ani kolacji.
Każdy portugalski deser zawiera co najmniej pięć jajek i pięć kilo cukru – niezależnie czy jest to mus, ryż na słodko czy ciasto, te składniki muszą być i to w ogromnych ilościach.
Twoje dziecko po posiłku przez co najmniej dwie godziny nie może wchodzić do wody, bo, uwaga, trawi. Nie jest dziwnym więc, że portugalskie dzieci smętnie siedzą na plaży na ręcznikach, czekając na koniec odliczanego z zegarkiem w ręku czasu na trawienie, podczas gdy dzieci cudzoziemskie bez skrępowania hasają w wodzie.
Skrupulatnie przygotowujesz się na zimę. Już pod koniec września wyjmujesz kozaki, kurtkę i szal, podczas gdy turyści zasuwają w japonkach i sukienkach na ramiączkach. Z końcem października do sypialni wjeżdżają grube koce i kołdry. Portugalskie domy nie mają ogrzewania, a ich konstrukcja regularnie przyprawia budowlańców z Europy Środkowej o zawał serca. Tych domów nie sposób ogrzać, bo ściany cienkie, okna nieszczelne, a podłoga to kilkucentymetrowa wylewka wyłożona płytkami. Przy wilgotności bliskiej stu procent jedynym wyjściem jest strój na cebulę, spędzanie dni na dworze, na słońcu i przetrwanie.
Kołdra to dla ciebie dziwny wynalazek. Porządnie zaścielone łóżko to prześcieradło, na którym mieści się gruba kapa lub koc. To całe ustrojstwo podwinięte jest w nogach pod materac, więc nie sposób się w to zawinąć. Jedyną opcją jest wsunięcie się do takiej norki.
I wreszcie beijinhos, czyli pocałunki na powitanie i pożegnanie, zawsze dwa i zawsze konieczne. Mogą się zdarzyć nawet u lekarza. Covid tę tradycję zmienił, ale wraca.
Tych zwyczajów i zachowań jest więcej, pojawiają się czasem znienacka, nieoczekiwanie i tak samo niespodziewanie wkradają się w poczet własnych obyczajów, czyniąc mnie coraz bardziej i bardziej portugalską. A jeśli nawet niektóre z nich są dla mnie możliwe do wdrożenia, jak ścielenie łóżek czy przesłodzone desery, to je akceptuję i chętnie o nich opowiadam.
Witam od 14 lat pomieszkuje w portuglii….wszystko prawda doslownie. najgorzej zima zo nasze garaze ich sciany budujemy w steropianie ,wentylacjii,kaloryfery…tam. zimnica plytki…okna niczym dom letniskowy…okna wiecznie zasloniete …w knajpie zimno ludzie siedza w kurtkach…a wypieki to jajka cukier nie.umieja piec ciast jak my….o dziwo brak maszyn z lodami na plazy…malo ich jedza…3,4 rodzaje zup