Od 15 listopada 2010 roku w Polsce nie można palić w restauracjach, barach, kinach, pociągach, na uczelniach, w szpitalach, obiektach sportowych i na przystankach autobusowych. Od 15 listopada 2010 roku nie musiałabym błagać śmierdzieli… pardon, palaczy o to, żeby trując siebie nie truli przy okazji mnie – czyli żeby poszli się truć w samotności.
Zakaz wprowadzono o przynajmniej dwadzieścia lat za późno, ale to i tak nie ma znaczenia, ponieważ właśnie od 2010 roku mieszkam na stałe w Chinach, a tu sytuacja wygląda niemal dokładnie tak, jak w Polsce za czasów mojego dzieciństwa. Przywołajmy te niewesołe wspomnienia.
Miałam pecha urodzić się w rodzinie palaczy.
Palili oboje rodzice oraz mieszkająca z nami babcia, a także wszyscy odwiedzający ich znajomi. Nie palili w moim pokoju, to prawda. Ale cóż z tego, skoro w całym domu unosił się smród petów? Byłam do niego tak przyzwyczajona, że na ten zwykły, codzienny smród w ogóle nie zwracałam uwagi. Miałam ochotę się wyrzygać z tego smrodu tylko w wyjątkowych sytuacjach. Na przykład gdy odbyła się u nas domówka, a ja na drugi dzień próbowałam wejść do salonu, pełnego nieopróżnionych popielniczek.
Albo gdy próbowałam wejść do kuchni przy okazji organizowanych przez rodziców wieczorków brydżowych, a kuchnia była siwa od dymu. Jeszcze weselej było podczas jazdy samochodem. Nie tylko dlatego, że mama twierdziła, że przecież „kiedy otworzę okno, to nic nie czujecie, a w ogóle to przestańcie wydziwiać”, ale również dlatego, że potrzeba dymka była tak silna, że mama zapalała papierosa, „trzymając” kierownicę łokciami. Protesty nie miały sensu. Wszyscy palili i wszyscy tak samo w nosie mieli tych, którym palenie przeszkadzało. Palono przy dzieciach, przy kobietach w ciąży, podczas jedzenia. Pokój nauczycielski w szkole był zadymiony jak saloon, a lekarze palili nawet w trakcie wizyt lekarskich. Oczywiście rozumiem, że wszyscy jesteśmy wolni i w związku z tym palacze mogą sobie sami decydować o swoim zdrowiu, ale w tamtych czasach decydowali również o zdrowiu i komforcie wszystkich osób postronnych, ze szczególnym uwzględnieniem własnych dzieci.
W Chinach jest teraz tak, jak czterdzieści lat temu w Polsce. Idę do knajpy – dym, stoję na przystanku autobusowym – dym, jadę samochodem – kierowca pali.
No dobrze, jest trochę lepiej niż w Polsce czterdzieści lat temu: taksówkarzom nie wolno już palić w czasie przewozu pasażerów – co oczywiście niewiele zmienia, skoro większość taksówek śmierdzi petami. W szpitalach i szkołach nie wolno palić poza wyznaczonymi miejscami. W bardzo wielu miejscach widnieją tabliczki informujące o zakazie palenia. Jedna z takich tablic znajduje się na przykład na naszych kortach badmintonowych… co zupełnie nie przeszkadza niektórym palić w obiekcie sportowym, w którym wszyscy obecni uprawiają bardzo wymagający sport i głęboko oddychają! Na prośby o zgaszenie papierosa nie reagują zawstydzeniem ani przeprosinami, a ewidentnym zdenerwowaniem i obsobaczaniem osób, które ośmieliły im się zwrócić uwagę. Co ciekawe, można się nie kopać z koniem i zadzwonić od razu do opiekunów obiektu, a kiedy oni zwrócą uwagę, okazuje się nagle, że jednak palacze potrafią wyjść z sali potulnie jak baranki i palić na korytarzu.
Jak ja się w tym wszystkim odnajduję?
Walczę o swoje. Jeśli jest zakaz, dbam o to, żeby był przestrzegany. Jeśli gdzieś mi śmierdzi, staram się wyjść i już nie wracać. Ale jednak muszę iść na kompromisy. Nie wysiądę z taksówki, którą cudem złapałam, tylko dlatego, że w niej śmierdzi. Nie wyniosę się z hotelu, za który zapłaciłam, choć w pokoju śmierdzi wszystko – od pościeli, poprzez dywany i zasłony, aż po ściany. I tylko bardzo mi przykro, że mam między moimi przedszkolakami dzieci, którym nigdy nie pozwalam się do mnie przytulać, ponieważ tak capią fajkami, że po prostu się ich brzydzę. Jaka szkoda, że rośnie kolejne pokolenie ludzi, którym ich właśni rodzice szkodzą, choć wiedza o szkodliwości papierosów od ponad pół wieku nie jest już zarezerwowana tylko dla onkologów i kardiologów…
Współczuję użerania się z tym smrodem, naprawdę.
Dzięki. Słowo wsparcia zawsze się przyda.
Opisałaś tez moje odczucia. Jeszcze dodałabym wymioty, objawy zatrucia, które ciągle miałam jako dziecko. I te wszechobecna pogarda dla niepalących. Warto przypomnieć słynne twarze, które podczas wprowadzania zakazu wygłaszały ubliżające nie palącym elaboraty. Moje życie zaczęło się w 2010. Pozdrawiam!
Tak, niepalący traktowani jak gorszy sort – to tak jakby gangi narkomanów gardziły zwykłymi ludźmi…