Felietony

Emigracja często ma to do siebie, iż powoduje, że ludzie, którzy kiedyś byli w naszym życiu bardzo ważni, najzwyczajniej w świecie odsuwają się, znikają. Nie są już bohaterami naszej rzeczywistości i nie odgrywają pierwszoplanowych ról. Na ich miejsce wskakują dublerzy – czasem z większym, a czasem z mniejszym powodzeniem. Dublerzy są uczestnikami ważnych momentów w naszym życiu, lecz odgrywane przez nich role nie są tymi, za które mogliby otrzymać Oscara.  Epizodyczni bohaterowie pojawiają się i znikają, nie wnosząc nic wyjątkowego do naszego życiowego scenariusza. Znasz to? Ja aż za dobrze.

Wyjeżdżając z Polski, zostawiłam w rodzinnym domu sterty książek, stosy notatek z dopiero co ukończonych studiów oraz niedopisane opowieści, wiersze i piosenki. Zostawiłam za sobą perspektywę dalszej nauki i rozwoju, muzyczną działalność i rysującą się przede mną szansę na dobrą pracę. Jako że mój dorobek materialny nie zasługiwał na miano jakiegokolwiek sukcesu czy też osiągnięcia, nie było mi żal zostawiać tego wszystkiego, a tak naprawdę – niczego. Kreatywnym podrygom i intelektualnym uniesieniom mogę dać również szansę poza granicami swojej ojczyzny, ale co z ludźmi, którzy są mi tak bliscy, a zostaną tak daleko?

Od znajomych, którzy jeszcze przede mną przetarli emigracyjne szlaki, niejednokrotnie słyszałam słowa, że znajomości z okresu mieszkania w Polsce wyparowały. Ulotniły się, zniknęły – ot tak, po prostu. Rozprawy o tym, że odległość, brak regularnego kontaktu, a także krótkie wizyty w Polsce nie sprzyjają utrzymywaniu kontaktów z polskimi przyjaciółmi kreowały przede mną wizję utracenia ważnych osób. Nie było we mnie na to zgody. Choć podświadomie obawiałam się takiego obrotu spraw, w głębi duszy wierzyłam, że ze mną i z moimi przyjaciółkami będzie inaczej. W końcu, dlaczego emigracja miałaby przyczynić się do zrujnowania relacji, które tworzone były od czasów podstawówki, a przez te wszystkie lata pielęgnowane i wzmacniane każdego dnia? Postanowiłam, że mimo mojego wyjazdu zrobię wszystko, by utrzymać tę przyjaźń przy życiu. Jednak to nie zależało tylko ode mnie.

Pierwsze miesiące na emigracji nie należały do najłatwiejszych.

Trudności z aklimatyzacją i mozolne poszukiwania pracy nie sprzyjały nawiązywaniu nowych znajomości. Przez długi czas trzymałam się kurczowo ludzi, których zostawiłam w Polsce. Relacje on-line zawsze pozostawiają wiele do życzenia, ale z braku laku i te są dobre. Na szczęście osoby, od których dzieliło mnie kilkaset kilometrów, okazały się być dla mnie wsparciem przy pierwszych krokach na cudzej ziemi. Dzięki nim nabrałam wiary, że mimo strachu i niepewności warto wyjść do ludzi, którzy mogą stać się dla mnie przewodnikami w miejscu mojego zamieszkania.

Potrzebowałam czasu, by otworzyć się na nowe znajomości. Nic nie przyszło od razu – to był proces, który wymagał ode mnie oswojenia się z aktualną rzeczywistością, w której przyszło mi żyć. Od strachu, niechęci aż po pierwsze nieśmiałe i nienachalne zalążki myśli: „chcę kogoś poznać”. Zastanawiałam się, w jaki sposób mogę spotkać ludzi innych niż znajomi mojego męża. Najłatwiej o to było oczywiście w pracy. Choć moje pierwsze miejsca pracy na emigracji nie były tymi wymarzonymi, to dzięki nim poznałam wspaniałych ludzi.

Z niektórymi z nich, choć nielicznymi, utrzymuję kontakt do dzisiaj. Jedną z takich znajomości jest znajomość z wiekową już Angielką. Denys była pierwszą osobą, dzięki której poczułam, że mogę w tym bawarskim porcie zakotwiczyć na jakiś czas. Byłam wdzięczna losowi za to, że zesłał na moją drogę kogoś, z kim bez problemu mogę się porozmawiać po angielsku – jak się okazało, w kwestii porozumienia nie tylko język miał tutaj znaczenie. Wspólne wizje i światopogląd, a także jej „babcina” postawa w stosunku do mnie pozwoliły mi poczuć się odrobinę jak w domu.

Miejsce będące mieszanką różnych narodowości było tym idealnym do zawierania międzykulturowych znajomości od zawsze przeze mnie docenianych.

Ludzie, których dane było mi poznać, byli całą gamą osobowości różnego pochodzenia, wykształcenia, wyznania. Niewielu z nich mówiło płynnie po angielsku, jednak widziałam w tym plusy – trzeba było zabrać się za szlifowanie swojego niemieckiego, by móc zamienić z nimi kilka słów. W końcu, jeśli chciałam choć odrobinę stać się częścią społeczeństwa, w którym przyszło mi żyć, musiałam rozpocząć naukę języka.

Budowanie relacji na obczyźnie jest dość specyficzne. Mnie niestety nie udało się nawiązać znajomości, które opierałyby się na głębokiej więzi. Moi znajomi nie są do końca znajomymi z wyboru. Wiążą nas pewne zależności w postaci sąsiedztwa, miejsca pracy, pochodzenia czy dzieci w jednym przedszkolu. W mojej bawarskiej krainie poznałam również naszych rodaków i wydawać by się mogło, że w końcu będzie dobrze. Niestety relacje z nimi muszę zaliczyć do tych trudniejszych i mniej udanych na emigracji.  Mobbing, ghosting, oszczerstwa? Przykro o tym pisać, ale na takie zjawiska narażona byłam tylko ze strony moich rodaków. Polak Polakowi wilkiem? Nie wierzyłam, dopóki nie przekonałam się na własnej skórze. Dzisiaj już nawet nie jest mi żal, choć jest we mnie pewna doza rezerwy przy poznawaniu nowych ludzi, nie tylko Polaków. Na szczęście na emigracji spotkało mnie od ludzi więcej dobrego niż złego i na tym się skupiam.

Wszystkie te doświadczenia w nawiązywaniu nowych znajomości na obczyźnie są dla mnie czymś na wagę złota. Dzięki nim mogłam przekonać się, że na naszej życiowej drodze możemy spotkać cały przekrój różnych osobowości i charakterów, które nie do końca wpasowują się w nasz emigracyjny obrazek. Nie znaczy to jednak, że trzeba zamykać się na ludzi. Może poznasz na emigracji swoją bratnią duszę lub, tak jak ja, przekonasz się, że przyjaźnie z Polski są tymi prawdziwymi? A może – tak jak mnie ostrzegano –  znajomości z Polski wypalą się, a emigracja okaże się dla nich sprawdzianem? Tych szczerych i bezinteresownych nie zniweczy żadna odległość ani czas rozłąki. Moje przyjaźnie z Polski przeszły ten test i to bez żadnego uszczerbku. A szczególnie jedna, co do której nie mam wątpliwości, że jest tą na całe życie. 

Dziękuję, że jesteś. 

Jowita Goda Wójciak

4.8 5 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze