FelietonyŚwięta i tradycje

„Oc da hutsa dekembersa ALILO Christe iszva Betlemsao ALILO…”, czyli „dwudziestego piątego grudnia Chrystus narodził się w Betlejem” – tak zaczyna się jedna z tradycyjnych gruzińskich kolęd. A co dwudziestego piątego grudnia dzieje się w gruzińskich domach? Zaskoczę was, bo nie dzieje się w zasadzie nic. Owszem, od połowy miesiąca na ulicach pojawiają się olśniewające dekoracje (ach, Gruzini kochają wszystko, co się błyszczy!), ale w grudniu Gruzja dopiero przygotowuje się do wielkiego świętowania. Obowiązuje tu bowiem kalendarz prawosławny, według którego Boże Narodzenie przypada w styczniu, dwa tygodnie po świętach powszechnie obchodzonych w Europie.

Łatwo zauważyć, że chronologicznie najpierw wypada Nowy Rok. Jego obchody są szalone i huczne, koniecznie w gronie rodzinnym plus z milionem bliższych bądź dalszych znajomych. Tuż przed Nowym Rokiem w sprzedaży pojawiają się ręcznie robione dekoracje o nazwie „czyczylaki” przypominające nieco kształtem choinki. Są to postawione na sztorc, obrane z kory gałęzie leszczynowe, z których dłutem odrywa się skręcone pasma podobne do włosów. Ozdabia się je wstążkami lub gałązkami ostrokrzewu, zwieńczone mogą być krzyżem lub małym plecionym koszyczkiem, do którego wkłada się owoce. Czyczylak ma przynieść szczęście i zgodę w rodzinie, a pod koniec stycznia należy go spalić – po prostu wyrzucony przyniósłby domowi pecha. Ja o tym zwyczaju nie wiedziałam i wzbudziłam duże niezadowolenie właścicielki mieszkania, gdy zauważyła czyczylak stojący w salonie jeszcze w połowie lutego.

W Sylwestra do dzieci przychodzi Dziadek Mróz i przynosi prezenty. Podobno mieszka on w wysokich górach Swanetii, dlatego tradycyjnie ubrany jest w gruby kożuch, futrzaną czapę i strój Swanów. Również w Sylwestra przygotowuje się „gozinaki”, tradycyjne ciasteczka orzechowo-miodowe przycinane na kształt rombów lub ramion gwiazdy. Są one tak strasznie słodkie, że po zjedzeniu dwóch ma się już całkowicie dosyć. Trzech nie zjadłabym za skarby świata.

Pierwszego stycznia Gruzja wygląda jak wymarła i nie działa absolutnie nic, bo wszyscy odpoczywają po wielkim świętowaniu (i – nie ukrywajmy – wielkim pijaństwie z wykorzystaniem wina, wódki z winogron i obowiązkowego szampana). Kolejne dni to niekończące się wizyty u znajomych, składanie sobie życzeń i polewanie szampana (oczywiście takiego typu Sowietskoje Igristoje). Do dziś mam drgawki na wspomnienie zimnego szampana pitego o 9 rano pod mandarynki i cukierki czekoladowe z bliżej mi nieznanymi gośćmi sąsiadów z naprzeciwka. Cóż, taka tradycja, a w Gruzji tradycja to świętość.

Szóstego stycznia nadchodzi gruzińska Wigilia, a po niej Boże Narodzenie. O dziwo, jak na tutejsze zwyczaje jest to uroczystość raczej kameralna i przede wszystkim religijna. W Wigilię wieczorem wszyscy idą do kościoła na ciągnące się w nieskończoność nabożeństwo, później o północy w oknach domów ustawia się zapaloną świecę. Ma ona symbolizować pamięć o przodkach i przywołać ich duchy, aby opiekowały się domem przez kolejny rok. O północy kończy się też zwyczajowy post, więc można zacząć solidne ucztowanie przy suto zastawionym stole, na którym zgodnie z tradycją królują potrawy z wieprzowiny. 

Nie da się nie zauważyć, że w ostatnich latach Gruzja mocno się zmienia i europeizuje (hm, a w sumie może bardziej amerykanizuje). Czyczylaki wypierane są przez choinki, zamiast wigilijnych świeczek w oknach błyskają plastikowe figurki Mikołajów (i to nie tych swańskich, tylko grubych panów w czerwonych wdziankach). Pojawiają się coraz droższe prezenty zamiast tradycyjnych butelek szampana, owoców i drobnych zabawek dla dzieci. Mam jednak nadzieję, że przynajmniej w mniejszych miejscowościach rodzime zwyczaje przetrwają i że nadal w oknach w styczniową noc pojawiać się będą zapalone świece. Ich widok jest jednym z najbardziej wzruszających wspomnień, jakie przywiozłam z Sakartvelo. 

0 0 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze