Żyję w kraju, w którym znajduje się ponad 130 wulkanów, z czego około 30 jest aktywnych. W ostatnich latach Islandia często pojawia się w mediach z powodu powracających erupcji na półwyspie Reykjanes, ale nie jest to jedyne aktywne pasmo wulkaniczne w kraju. Jak wygląda codzienne życie w cieniu aktywnych wulkanów?
Obecność wulkanów nie determinuje naszej codzienności. Przypominamy sobie o nich, gdy w mediach pojawiają się doniesienia o nowych trzęsieniach ziemi lub zmianach w ukształtowaniu terenu pod lodowcami czy w kalderach. Nawet erupcja wulkanu nie wpływa bezpośrednio na nasze życie.
Nadal chodzimy do pracy, szykujemy się do szkoły i planujemy obiady. Jedyne, co się zmienia, to nasze zainteresowanie tematem i sprawdzanie stanu rzeczy w mediach. Upewniamy się, że drogi są otwarte i sprawdzamy, jak blisko możemy podejść, aby podziwiać erupcję z bezpiecznej odległości.
Erupcje na półwyspie Reykjanes rozpoczęły się w marcu 2021 roku. Początkowo nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak rozległe i długotrwałe będzie to wydarzenie, choć wulkanolodzy wspominali o długoletniej aktywności w tym rejonie.
Od tamtej pory występują one na półwyspie systematycznie, znacząco wpływając na życie mieszkańców. Najbardziej narażone na wypływ lawy obszary, w tym Grindavík, zostały ewakuowane, a miasto praktycznie opustoszało od listopada 2023 roku. Na szczęście nikt bezpośrednio nie ucierpiał, a erupcje nie spowodowały ofiar śmiertelnych wśród mieszkańców.
Dzięki skutecznej koordynacji służb ratunkowych oraz świadomości mieszkańców, którzy wiedzą, jak reagować w sytuacjach zagrożenia, udaje się uniknąć tragedii. Jedynym tragicznym incydentem była śmierć osoby pracującej przy szczelinach, co przypomina o niebezpieczeństwach związanych z eksploracją aktywnych obszarów wulkanicznych.
Po pierwszej erupcji na Reykjanes, która miała miejsce z dala od terenów zabudowanych, wielu Islandczyków postanowiło odwiedzić nowo powstały krater i podziwiać to zjawisko z bliska. Ostatnio podobną okazję mieli podczas erupcji wulkanu Eyjafjallajökull w 2010, do którego również można było podejść.
Wybuch wulkanu Bárðarbunga na przełomie lat 2014 i 2015 był dostępny do obserwacji jedynie z lotu ptaka, co ograniczyło bezpośredni kontakt z tym spektakularnym zjawiskiem. Sama również zdecydowałam się dwukrotnie odwiedzić miejsce erupcji. W kolejnych latach, podczas kolejnych wybuchów, lawa zbliżała się do domostw, stwarzając realne zagrożenie dla ludzi i ich majątku. Choć płynąca lawa stała się bardziej powszechna i nie wzbudza już takiego zachwytu wśród mieszkańców, nadal przyciąga turystów.
Obserwowanie erupcji z bliska to niezapomniane przeżycie i wyjątkowa atrakcja. Mimo że dla nas, mieszkańców, staje się to codziennością, dla odwiedzających Islandię wulkany pozostają fascynującym i egzotycznym zjawiskiem, które przyciąga ich z całego świata.
Wielu z nich zadaje sobie pytanie, jak można mieszkać w miejscu tak narażonym na erupcje i trzęsienia ziemi. Dla nas jednak życie w sąsiedztwie aktywnych wulkanów jest czymś naturalnym, a zamiast strachu, odczuwamy raczej respekt i podziw dla potęgi natury.
Islandczycy przetrwali już wiele erupcji w swojej historii, co nauczyło ich, jak radzić sobie z siłami natury. W ostatnich dziesięcioleciach rozwinięto zaawansowane systemy ostrzegawcze, które pozwalają na szybkie reagowanie i podejmowanie odpowiednich środków ostrożności.
Dzięki nim mieszkańcy są w stanie przewidzieć aktywność wulkaniczną i odpowiednio się przygotować. Wbrew pozorom, lawa rzadko zagraża bezpośrednio życiu ludzi, a umiejętność unikania zagrożeń stała się integralną częścią życia na wyspie. Życie w cieniu wulkanów nauczyło nas harmonii z naturą – respektujemy jej potęgę, ale jednocześnie potrafimy odnaleźć równowagę w codzienności.